Wiedza, Która prowadzi do Boga
Drukuj

W pociągu dążącym do Paryża, w pustym zupełnie przedziale siedział starszy, poważny mężczyzna... W pewnej chwili wsunął on rękę do kieszeni i wyjął z powrotem zamkniętą, kryjąc coś w dłoni. Oczy, któremi śledził piękno krajobrazu, przymknął lekko i pogrążył się w modlitwie.

Po chwili pociąg przystanął w jakiemś mieście uniwersyteckiem. Otworzyły się drzwi wagonu, do przedziału wsiadł młody, energiczny człowiek, odbierając z hałasem od bagażowego swoje walizy.

Pociąg ruszył. Dość długo jechali obaj mężczyźni w całkowitem milczeniu, które wreszcie przerwał młodszy podróżny, jakby nie mogąc utrzymać w sobie nowonabytych wiadomości. Z wyniosłego tonu jego rozmowy poznałbyś od razu świeżutkiego absolwenta uniwersytetu, na którego dyplomie atrament nie miał jeszcze dość czasu do wyschnięcia.

-Tak - proszę pana - wczoraj właśnie ukończyłem moje studja uniwersyteckie. Specjalizowałem się w biologji. Szczycę się z oddziału, do którego należałem. Powszechnie spodziewają się od nas wielkich rzeczy. Niektórzy z moich kolegów podjęli już samodzielne, oryginalne badania...

Na twarzy starszego znać było widoczne zaciekawienie.

- Toś się pan specjalizował w biologji! Serdecznie gratuluję! Wybrałeś znakomitą dziedzinę! Nauka o życiu winna cię zbliżyć do Stwórcy życia...

Młodzieniec wielce zdziwiony tą odpowiedzią, podniósł oczy i nagle rozśmiał się - niezbyt głośno wprawdzie i niezłośliwie, nie z jakiemś politowaniem w tonie ...

- Ah! pan zapewne niewiele wie o biologji, nieprawdaż? - zapytał.

Starzec wzruszył ramionami, jakby z pewnem upokorzeniem:

- Być może! Wszak należę już do starszego pokolenia.

Mnie się tak samo zdaje. Bo widzi pan - biologja, to jedyna wśród nauk, która człowieka ostatecznie przekonywa, iż życie jest czemś niezawisłem od Boga. Ja jako przyrodnik zupełnie nie wierzę w Boga!
- Oh! - zawołał zdziwiony towarzysz podróży. Cóż ten ma wspólnego z nauką? Czyż wszyscy biologowie muszą zaprzeczać istnienia Boga?

- Naturalnie - poczyna cierpliwie tłumaczyć staremu nasz absolwent. Widzi pan, moje studja naukowe, moje badania biologiczne przekonały mię najwidoczniej, że Bóg zupełnie nie istnieje...

I dalejże wykładać wszystko, co tylko wiedział, co tylko mógł przytoczyć na poparcie swej arcynaukowej tezy.

- Czy to wasz profesor tak wam wykładał?

Ludwik Pasteur
...i zaczął przekonywać, że jakoby niema Boga...

- Oczywiście. On już od dawna, jak wszyscy biologowie, przekonał się, że przyjęcie istnienia Boga jest najzupełniej zbędne...

- Jakież jego nazwisko?

Młodzieniec wymienił imię i nazwisko profesora. Starszy pan jednak kręcił dziwnie głową...

- Przyznaję się z lękiem, żem o nim nigdy nie słyszał...

- Ależ to niemożliwe! To jeden z największych biologów świata! Uznany przez wszystkie znakomitości...

Tymczasem pociąg zwalniał biegu.

Starszy pan począł spokojnie składać swe rzeczy, oczekując na swą stację. Poczem ozwał się:

- żałuję mocno, że ta wasza biologja w swych badaniach nad życiem dochodzi do wniosku, że Bóg niepotrzebny dla jego powstania. Ja zawsze sądziłem, że im głębiej poznajemy tajemnicę życia więcej podziwiamy jego wspaniałe cuda i skomplikowane dziwy i tem mocniej przekonywamy się, że ono nie może być dziełem jakiegoś i przypadku, ale wymaga koniecznie Istoty, któraby je ściśle obmyśliła i powołała do bytu...

- Eh! Niechże pan przeczyta jakąś popularną biologję - odparł młody protekcjonalnym tonem - a przekonasz się pan, że jesteś w błędzie.

W tej chwili pociąg stanął. Podróżny wstał z ławki, by wysiąść, gdy nagle coś mu się wysunęło z dłoni. Czarny, stary... zużyty różaniec upadł na podłogę wagonu, tuż pod nogi młodzieńca.

Uprzejmie podniósł go i podał staremu panu, wciskając mu go w rękę, jak pieniądz napiwka...

-Pan jak widzę, wierzący?

- Tak!

- No, nie chciałbym osłabiać pańskiej wiary, ale jeśli mi pan zechce podać swe nazwisko i adres, przyślę panu książkę... z mojej dziedziny... Przestrzegam jednak, że ona może nieco, podkopać pańską wiarę...

- Bardzo dziękuję - odrzekł wysiadający. - Możesz ją pan przesłać do mojego Instytutu w Paryżu. Jestem Ludwik Pasteur...[1]

[1] Ludwik Pasteur (1822-1895) największy uczony XIX wieku. Twórca nauki o drobnoustrojach, które odkrył po długoletnich badaniach, sprowadzając całkowity przewrót w biologji, chemji i medycynie, a zwłaszcza swemi dziełami o fermentacji, o chorobach jedwabnika i leczeniu wścieklizny - stal się dobroczyńcą ludzkości.

(Wedl. art. mies. "Sodalis Marjański", Orchard Lake).