Gdziekolwiek dziś się obrócisz, dokądkolwiek pójdziesz czy pojedziesz, z kimkolwiek wdasz się w rozmowę, wszędzie posłyszysz jedno i to samo:
- Co za czasy nastały, że człowiek już żyć nie może! Ani pracy, ani zarobku, ni pomocy jakiejkolwiek. Chyba z głodu umrzeć przyjdzie!
Inny powiada: Zewsząd bieda mnie ciśnie, brak kawałka chleba i najpotrzebniejszych rzeczy tak dokucza, ze żyć nie warto! Psie życie, a nie ludzkie!
A drugi klnie, na czym świat stoi, na biedę i ciężkie czasy, i aby rozgoryczenie i ból ukoić, idzie je "zalać" monopolówką.
Wszyscy dobrze dziś wiemy, że istotnie jest źle. Wszyscy uginają się pod ciężarem trosk i kłopotów, związanych ze zdobyciem kawałka powszedniego chleba. Ale też proszę mi powiedzieć, kiedy to był taki czas, że biedy i głodnych i wychudzonych nie było?
- Przed wojną było lepiej znacznie pod zaborcą, niż teraz w Ojczyźnie - słyszę głos.
- Lecz nie zapominajmy o tym, jeśli chcemy roztropnie myśleć, że wojna nie tylko nas, ale i cały świat zubożyła, zniszczyła. A jeśli chodzi o nas, to Ojczyzna nasza najwięcej ucierpiała, gdyż każdy ja grabił, każdy niszczył, a przez długi czas była arena, na której krwawe harce wyprawiały różne wojska, tratując i rabując dobytek wszelki.
Każdy wie, że przed wojną było lepiej, ale też w państwach byłych zaborców naszych dziś również jest gorzej, niż przed wojna, a nawet jeszcze gorzej, niż u nas. Tak np. ma się rzecz w nieszczęsnej, opanowanej przez bolszewizm Rosji, nie lepiej też dzieje się w przeczerwienionej i zakrzyczanej przez socjalistów, przy tym bankrutującej Austrii. A nawet potężne i mocno pod względem przemysłowym postawione Niemcy dziś jęczą i wiją się pod naporem trudności gospodarczych.
Zresztą polityka nie jest nasza rzeczą, bo chcielibyśmy tylko zwrócić uwagę tym, co to wzdychają za przedwojennym zaborców chlebem, zapomniawszy te różne uciski, jakich wówczas doznawali.
Jeśli nędza dotknęła dziś najsilniejsze państwa europejskie, a i opływające w dolary Stany Zjednoczone ogólny kryzys gospodarczy tak gnębi, że bezrobotnych jest tam dziś coś z dziewięć milionów, to już nic dziwnego, że odczuwa ją nasza Ojczyzna, dopiero się budująca, stawiająca początkowe kroki bytu państwowego. Wiemy, że wszelki początek jest trudny, a pod naciskiem wszechświatowego kryzysu - tym trudniejszy.
Więc cóż nam pomoże narzekać, cóż kląć czy złorzeczyć sobie czy innym? Albo czy w kieliszku nędzę się utopi? Nie! Lepiej zabrać się do poprawy swego życia, bo na podstawie doświadczenia i historii narodów to jest pewne, że P[an] Bóg karze nieraz całą ludzkość za sprzeniewierzanie się Jego przykazaniom.
A bardzo możliwe, iż dzisiejsze kryzysy gospodarcze, finansowe itp. są właśnie skutkiem kryzysu daleko gorszego, kryzysu wiary, są upomnieniem ze strony Boga, zwróconym do ochrzczonej, a jednak żyjącej po pogańsku ludzkości, są odpowiedzią na te liczne różnych "mędrców" zapewnienia, że bez Boga świat dzisiejszy się już obejdzie, bo sobie pobudował kolosalne fabryki i ogromne machiny puścił w ruch. - Otóż postęp w maszynach i wynalazkach, choćby jeszcze bardziej się rozwinął, na nic się nie zda bez Boga, jeśli równolegle z postępem umysłu i rozwojem wynalazków, nie będzie postępować uszlachetnianie serc i wyrabianie woli i charakterów.
Lecz nędza i ubóstwo nie zawsze jest karą za grzechy. Różne bowiem są cele zsyłającego je Stwórcy. Bo patrzmy na istotę najświętszą ze stworzeń, na Tę, Która dla mnóstwa boleści i cierpień, Królową Męczenników została, na najboleśniejszą Matkę - a Jej to miesiąc wrzesień poświęcony - ile i jak Ją Bóg doświadczał, ile goryczy na Nią wylał, ile mieczów wcisnęło się w Jej najtkliwsze Serce, rwąc je i krając w kawałki! I ubóstwo, i opuszczenie, i wzgarda, ludzka, tułaczka za chlebem w obczyźnie, i postradanie jedynej życia pociechy - Jezusa, i widok Tego najświętszego z synów ludzkich, prowadzonego wśród łotrów pospolitych na stracenie, i straszna najniesprawiedliwszego wyroku egzekucja, i śmierć Boga-Syna, zamęczonego przez ludzką złość i przewrotność i najpotworniejszą nienawiść, i w końcu ostatnia z boleści, pozostawienie Ciała Najmilszego Jezusa w obcym grobie - czyż to nie straszny korowód nieszczęść, bijących w biedne, Najświętszej Matki Serce, czyż to nie smutny; i krwawy łańcuch z łez i bólu i trwogi?!
A Jej cicho i w ukryciu spływają łzy, lecz nie usłyszysz narzekania czy skargi.
Bo wie, że wszelkie cierpienie, nędza, czy potwarz, czy prześladowanie, przez Boga jest zesłane dla naszego dobra, dla przyszłej nagrody, dla tego nieba, o którym my, wśród krzyży przeciwności i nędz żywota zapominamy zbyt często, a zapatrzeni w ziemię, nie umiemy podnieść głowy w górę, gdzie dziś cieszą się wszyscy ci, co - jak Matka Bolesna - krzyż swój i cierpienie pobożnie nieśli, a teraz już odpoczywają radośni, szczęśliwi.
Na wieki!...
A my?!...
Zwróćmy też oczy w tę stronę, skąd ukojenie i pociecha spływa, spójrzmy na tych, co więcej niż my, a mimo to lepiej i umiejętniej cierpieli - i idźmy za nimi. Na każdy dzień!...