Wesoły karnawał

Dużo się pisze i mówi na temat rodziny, jeszcze więcej słychać o wgryzającym się coraz głębiej w nasze życie gospodarcze kryzysie. Mimo, że wielu szczerze zajmuje los pierwszej, a bardzo wielu troska się i współczuje niedoli szerokich mas, mało jest jednak takich, którzyby dojrzeli tę zresztą dość widoczną zależność jednego zagadnienia od drugiego.

Aby nie nużyć wywodami, przejdziemy do życia. Oto w pierwszy dzień nowego roku spotkałem dobrego znajomego, z zawodu szofera, pracującego prywatnie. W trakcie rozmowy powiada:

- Zwykle jeżdżę wczesnym rankiem, kiedy to Warszawa jeszcze śpi. A dziś o tej porze spotykam masy ludzi i ruch tak ożywiony, jak w ruchliwych godzinach dnia.

- No, cóż takiego się stało?

- To rozbawieni, zblazowani i zawiani goście wracali z sylwestra. Witali nowy rok ma wesoło, a rano szli spocząć po trudach nieprzespanej nocy. Nie rozumiem, proszę księdza, jak można takie głupstwa robić w dzisiejszych czasach. Wprawdzie dużo widać było żydów, co zdradza, komu się dziś dobrze powodzi, ale były też tłumy chrześcijan.

- Słusznie, przykre to, jak ludzie tracą poczucie rzeczywistości.

- żeby to tylko to. Ale proszę, oni popełniają wprost zorodnię. Bo 1) zamiast zmianę roku przepędzać na klęczkach, przepraszając Boga za przewinienia kończącego się roku i błagając o błogosławieństwo na rozpoczynający się nowy rok, oni w szale zmysłów i pogańskich orgjach tę ważną doroczną chwilę bezczeszczą.

2) Pierwszy dzień nowego roku zaczynają grzechami ciężkiemi, często pijaństwem i opuszczeniem Mszy św., bo rzecz jasna, że po przetańczonej nocy trzeba się wyspać, aby znów wieczór móc spędzić na dancingu czy balu.

3) Ilu to bawiących upija się, traci sporo grosza, marnuje zdrowie, a często rozbija szczęście rodzinne, bo po pijanemu - zwłaszcza w sprzyjających okolicznościach, jak noc sylwestrowa i wogóle te bale karnawałowe - zaczyna się flirtem, a kończy się - utratą niewinności, zdeptaniem wierności małżeńskiej, a bardzo często złamaniem szczęścia i rozbiciem rodziny. Sam wiem o szeregu takich wypadków, gdzie po "szalenie wesołym" balu zaczynał się rozdźwięk w małżeństwie, kończyło się w paru z nich tragicznie. Przeklęte zabawy i bale!

- Czemu aż przeklęte, przecież ani Pan Bóg, ani Kościół nie zabrania zabawy - zagadnąłem.

- Tak, ale jakiej zabawy? Uczciwej, przyzwoitej, któraby dała wytchnienie po pracy i odprężenie po trudach i kłopotach życia codziennego. Ale taką zabawę, gdzie w pijaństwie traci się rozum, gdzie ludzie stają się gromadą zwierząt obojga płci (przepraszam za wyrażenie), gdzie depce się święte przysięgi małżeńskie i łamie życie, gdzie panny rzekomo szukają męża a znajdują upodlenie i wstyd - na takie zabawy nie pozwala ani Pan Bóg ani Kościół.

- Oczywiście, ma pan tu zupełną rację.

4) A proszę jeszcze wziąć pod uwagę, ile to krzywdy ludzkiej pociąga każda taka zabawa. W naszej kamienicy mieszka krawczyni wdowa, która w karnawale pracuje dosłownie dzień i noc, aby zarobić na utrzymanie paru drobnych dzieci. I proszę sobie wyobrazić, że ta kobieta, zniszczona bezsennością i nadmierną pracą, przymiera głodem. Bo różne damy, zamawiające u niej ekscentryczne stroje, na wszystko mają dość pieniędzy, ale im brakuje paru złotych na zapłacenie za pracę biednej kobiecie, która na ciężko zapracowany grosz musi czekać całemi miesiącami. To nieuczciwość, to krzywda wołająca o pomstę do nieba - taki wyzysk biednych ludzi.

- I jak tu ma być dobrze - zaperzył się na dobre mój rozmówca - kiedy jedni przepijają setki, wyrzucają grube sumy na zabawy i wyuzdane rozrywki, nie patrząc wcale na to, że dziesiątki tysięcy zgłodniałych braci i sióstr, nawet dzieci nieletnich nie ma kawałka chleba i drży w łachmanach na mrozie. Przeklęty karnawał ze swemi zabawami i balami, z tą barbarzyńską nieczułością na nędzę bliźnich, z tem ohydnem samolubstwem i rozpasanem zezwierzęceniem!...

* * *

Dreszcz mię przeszedł. Mój znajomy już dawno pożegnał się i poszedł, przeprosiwszy za uniesienie wobec mnie, a ja ciągle myślę o wypowiedzianych przezeń słowach.

- Ten człowiek jednak ma rację - zakończyłem swoje rozważania. Gdy wokół tyle rozmaitej biedoty, wprost tragicznej nędzy, jest garść ludzi, którzy, mając się dobrze, zatracili już prymitywne poczucie tego, co wypada, i nie widzą rażącej nieprzyzwoitości, jaką jest trwonienie grosza na hulanki i zaspokajanie kaprysów.

Gdzieś szwankuje nasz ustrój społeczny, coś się popsuło w tej wielkiej machinie, kiedy są możliwe takie przeraźliwe zgrzyty i dysonanse.

Życiowe i nieśmiertelne wskazania Pana Jezusa, tego prawdziwego Przyjaciela ludu, o sprawiedliwości i miłości społecznej przygłuszył ryk molocha-chciwości bezdusznej i pomruk groźny podżeganego przez sprytnych demagogów tłumu.

Jest źle, bardzo źle, bo - mimo nawoływania Namiestnika Chrystusowego - świat jeszcze ciągle szuka uzdrowienia swych bied na drodze odwodzącej od Boga i Jego Ewangelji. I dlatego jest źle i lepiej nie będzie, dopóki wszyscy ludzie nie poczują się ludem bożym i braćmi w Jezusie Chrystusie i dopóki nie wprowadzą w życie Jego najmędrszych i jedynie zbawczych Praw.

* * *

A potem przyszła mi jeszcze jedna myśl: Jak też spędzają karnawał członkowie Milicji Niepokalanej, rycerze i rycerki? Do nich chyba nie odnoszą się te ciężkie zarzuty i oskarżenia? Napewno nie, bo oni wiedzą, co dziecku i rycerzowi - rycerce Niepokalanej przystoi, a co nie!...