Walka

Pewnego razu wybrało się kilku młodych myśliwych na polowanie do Afryki. Do pomocy mieli doświadczonego myśliwego, murzyna, który znał doskonale teren i umiał w przeróżny sposób podchodzić zwierzynę.

Po kilku tygodniach przybyli na obszary ulubione przez strusie. (Struś jest to ptak pustynny, cenny ze swych piór. O wielkości jego świadczy to, że używają go do zaprzęgu lekkich, jednoosobowych wózków. Nie fruwa, lecz biega nadzwyczaj szybko).

Lecz nie bardzo sprzyjało im szczęście. Wprawdzie ubili kilka sztuk, ale to stanowczo mało... Strusie nie dały się podejść. Ale i na nie znalazł się sposób...

Raz po południu przybiega służący z wiadomością, że strusie są niedaleko, a co ciekawsze, że zbliżają się do obozu. Uradowani myśliwi bez zwłoki dosiedli koni i ruszyli we wskazanym kierunku. Oglądnęli się za murzynem, któryby się teraz przydał, ale jakoś go nie widać. Mniejsza z tym - sami sobie poradzą.

Zaraz się rozdzielili, by ze wszystkich stron otoczyć strusie, które tymczasem posuwały się z wolna, jakby chciały odsunąć się od starego strusia kroczącego w tyle.

Zanim ptaki spostrzegły zasadzkę, myśliwi zbliżyli się na odległość strzału. Stary struś widocznie na to czekał; przystanął, a następnie położył się na ziemi. Przerażone ptaki zaczęły uciekać, ale było już zapóźno...

Myśliwi zabrali część zdobyczy i wesoło wracali do namiotu. Po resztę wyprawią służącego. Po drodze chcieli zobaczyć starego strusia. Im bardziej zbliżali się do niego, tym mniej był podobny do biegacza pustyni. Ukazały się ręce, głowa ludzka, a wreszcie cały człowiek zrzucający z siebie skórę strusia. Ku ogólnej radości poznali w starym strusiu przyjaciela murzyna, który doskonałym fortelem sprowadził im zwierzynę.

Podobne polowania odbywają się teraz, w których chodzi już nie o ptaki pustynne, ale o dusze ludzkie. Różni myśliwi przebrani w strusi strój, albo jak mówi Pan Jezus wilki w owczej skórze, zasadzają się na ludzi i pędzą ich jako zdobycz dla szatanów, którzy wiecznie krążą, szukając kogoby pożreć.

Strzeżmy się tych myśliwych czyhających na naszą duszę, tych różnych "proroków" nowoczesnych, a więc: adwentystów, baptystów, badaczy Pisma Św[iętego], metodystów, sztundystów, mariawitów, hodurowców itd. itd., którzy się wprawdzie najrozmaiciej nazywają, ale mają jeden cel: odebrać nam wiarę katolicką, zgubić naszą dusze.

Ci "prorocy" wiedzą gdzie iść: uderzają przeważnie na prosty lud, który nie rozumie się na ich krętactwach, idą do tych, którzy nie chcą się niczym krępować, dając same "wolności", a niby żadnych obowiązków. Z owoców ich poznamy ich! Złe drzewo tylko cierpkie rodzi owoce!