W Wieczerniku

(9)

Witamy się z p. konsulem Kurnikowskim, a pan Piech dyr. PKO w Tel Awiw, zapalony fotograf-amator, korzysta skrzętnie z odpowiedniej chwili, aby na zdjęciu uwiecznić przewodników pielgrzymki. Szybko znajdujemy się z powrotem w autobusach, które kierowane wprawnymi rękami Arabów mkną z szybkością najmniej 80 km na godzinę, mimo że droga kręta, wisząca miejscami nad przepaścią.

Niejeden, a zwłaszcza niejedna z pątniczek drży z przerażenia na taką wściekłą jazdę, a szofer, jakby nigdy nic, dodaje gazu, zwalniając tylko na wirażach i serpentynach, aż hamulce zgrzytem wyją.

Wnet też wpadamy pełnym galopem do miasta. Ale cóż to? To ma być Jeruzalem? Przecież to najzwyklejsze, nowoczesne miasto z dużymi o liniach prostych kamienicami, z szerokimi, ruchliwymi, dobrze brukowanymi ulicami, po których płynie fala ludzka, mieniąca się jaskrawymi barwami strojów kobiecych. Ubiory tak mężczyzn, jak niewiast europejskie, nawet policjant angielski, kierujący ruchem, ma mundur jakiś zielonkawo-płowy, dla ochrony przed słońcem. Prawie trudno poznać, że to wschód, a nie jedno z ruchliwych miast Europy.

Szybko minęliśmy Jerozolimę nowożytną. Zajeżdżamy do hotelu Braci Mniejszych "Casa Nova", gdzie mamy zamieszkać, aby tu pozbywszy się bagaży i waliz, ruszyć na zwiedzanie świętych miejsc. Bo w programie dnia dzisiejszego figuruje zwiedzenie Wieczernika, kościoła Zaśnięcia Najświętszej Maryi Panny, bazyliki Grobu Pana Jezusa i wyjazd do Betlejem. A tu już dzień znacznie się nachylił.

Wąskimi, krętymi uliczkami wstępujemy na górę Syjon. Stajemy przed kompleksem budynków, zwanych przez muzułmanów Nebi Daud, tj. Prorok Dawid, a to dlatego, że, według fałszywej i późniejszej zresztą tradycji wyznawców Mahometa, w miejscu ustanowienia Najśw. Sakramentu ma się znajdować grób Dawida. Ponieważ mahometanie uważają króla Dawida za jednego ze swych pomniejszych proroków, dlatego urządzili w Wieczerniku swój meczet, do którego chrześcijanie mają bardzo utrudniony dostęp. Na parter wstęp chrześcijanom zupełnie wzbroniony.

Przez sklepioną bramę wchodzimy na mały dziedziniec, skąd wąskie schody prowadzą do sali Wieczernika. Ale nie możemy się tam dosłać, gdyż dziś, jako w dzień Zielonych Świąt, przybywają tu liczne pielgrzymki żydowskie, na rzekomy grób Dawida.

Czekamy dość długo na tym podwórzu, toteż jest czas na przypomnienie i wyobrażenie sobie doniosłych zdarzeń, które tu miały miejsce przed 19 wiekami. Ach, bo miejsce to naprawdę święte i wybrane, jak mało innych. Za czasów Pana Jezusa był to dom jednego z możnych uczniów Jego, może Józefa z Arymatei, a może ojca św. Marka Ewangelisty, którego matka, imieniem Maria, należała do grona niewiast, usługujących Mistrzowi i Jego apostołom.

Przypomnijmy sobie opowiadanie ewangeliczne o ostatniej Wieczerzy. Oto dwaj uczniowie pytają Jezusa w Betanii: "Mistrzu, gdzie chcesz abyśmy Ci przygotowali Paschę?" (Mt 26,18). Ponieważ w gronie apostołów był Judasz - zdrajca, Pan Jezus nie wymienia nazwiska gospodarza, aby go nie narazić na szykany ze strony Sanhedrynu, a może i na uniemożliwienie ostatniej Wieczerzy. Mówi więc:

"Idźcie do miasta, a spotkacie człowieka, niosącego dzban wody: podążcie za nim, a tam, gdzie on wejdzie, powiedzcie gospodarzowi domu: Mistrz mówi: "Gdzie jest gospoda moja, gdzie bym mógł spożyć Paschę wraz z uczniami moimi?" On zaś wskaże wam na piętrze Wieczernik, przestronny, zaścielony" (Mk 14,13-15).

Tu zatem przyszli uczniowie, aby wszystko przygotować, jak Mistrz polecił.

Tymczasem na schodach ukazuje się ostatnia grupka wychodzących żydów. Wchodzimy do góry. Tak wstępował tu ongiś Pan Jezus, choć nie tymi schodami.

Oto jesteśmy w obszernej, gotyckiej, ciemnej sali, do której światło przedostaje się z trudem przez piękne witraże. Część jej odgrodzona żelazną kratą. To miejsce, na którym na parterze znajduje się rzekomy grób Dawida. Sala ta w dzisiejszej szacie pochodzi z XIII-XIV wieku. Pośrodku stoją trzy kolumny, podtrzymujące sklepienie ostrołukowe. Oczywiście, nie jest te pierwotny Wieczernik, ale odbudowany w XII w. przez Krzyżowców, a zagarnięty chrześcijanom przez muzułmanów w XVI w.

Więc to tutaj zasiadł Pan Jezus, by po raz ostatni spożyć z uczniami baranka wielkanocnego. Tu, chcąc pouczyć ich, jeszcze teraz spierających się o pierwszeństwo, o tak bardzo potrzebnej a niezrozumianej przez nich cnocie pokory, przepasał się prześcieradłem i począł umywać im nogi wycierać je. On, Mistrz i Pan, Wszechmocny Bóg! Zdaje mi się, że widzę usuwającego się żywo Piotra z okrzykiem: "Panie, Ty mnie nogi chcesz umyć?... Nie, przenigdy nie będziesz mi nóg umywał!" (J 13,6.8). Ale skoro posłyszał: Jeśli Cię nie umyję, nie. będziesz miał cząstki ze Mną, zawraca nagle, prosząc Pana, by umył nie tylko nogi ale i głowę i ręce. Bo dla kochającego serca ucznia groźba pozbawienia cząstki z umiłowanym nad wszystko Mistrzem była straszna.

Widzę schylającego się Pana Jezusa do nóg zdrajcy. Chce go skruszyć tą bezgraniczną pokorą, dać poznać, że i jego kocha, choć on nie jest czysty, ale może jeszcze zawrócić z drogi śliskiej, nikczemnej. Lecz na próżno!

A potem zasiada znów do stołu, ustawionego w kształcie podkowy. Oczy Jego dziwnie płoną, twarz blada, skupiona, odbija się na niej przejęcie ważnością chwili. Bierze w dłonie płaski chleb przaśny, błogosławi a łamiąc go podaje uczniom ze słowami: Bierzcie i jedzcie. To jest Ciało Moje.

Gdy zdziwieni i na pół przerażeni niezwykłością wypowiedzianych przez Mistrza słów, spożyli podane im kawałki chleba, w Jego najświętsze Ciało cudownie zamienione, wziął potem kielich z winem, i błogosławił go, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy. Bowiem ten jest kielich Krwi Mojej, która za was i za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. I dodał: to czyńcie na Moją pamiątkę.

O, co za chwila uroczysta, którą wszystkie wieki aż do skończenia świata błogosławić będą. To pierwsza Msza św., pierwsza Komunia w dziejach ludzkości, to chwila ustanowienia Najświętszej Tajemnicy, Która dla milionów dusz wiernych stanie się centrum życia, z którego czerpać będą z radością niewyczerpane skarby łask. A słowa ostatnie "To czyńcie na Moją pamiątkę" ustanawiają godność kapłańską Nowego Zakonu i ludziom nędznym, śmiertelnym dają władzę sprowadzania Boga żywego na ziemskie ołtarze...

I zdaje mi się, że widzę płonący wzrok Mistrza i oniemiałych z przejęcia dwunastu prostaczków i ich wylękłe spojrzenia, gdy im powiedział, że jeden spośród nich wyda Go.

- Czym ja jest, Panie? - wołają jeden przez drugiego zatrwożeni. A najmłodszy wśród nich, Jan, którego miłował Jezus, schyla swą piękną głowę na piersi Mistrza i pyta zaniepokojony:

- Powiedz, Mistrzu, kto jest ten, o którym mówisz?

Lecz Jezus nie chce go zdradzać. Aby jednak spełnić prośbę umiłowanego ucznia, zwraca się do Judasza z Kariotu i słodkim głosem mówi: - Judaszu, co masz czynić, czyń szybko.

Chce mu przez to powiedzieć, że zna jego niecne zamiary, i wie o jego spisku. Ale serce Judasza już stwardniało i zamknęło się w sobie, stając się niewrażliwym na głos sumienia i łaski Jezusowej.

Zamiast paść do stóp Mistrza i błagać o przebaczenie, on wychodzi w ciemną noc. Ciemności ogarniają go zewnątrz, władca ciemności opanował jego duszę...

Pan Jezus, wiedząc, co nań przyjść miało, począł dawać ostatnie zlecenia umiłowanej gromadce. Nakazuje im usilnie wzajemną miłość, zachęca do czuwania, uprzedza o czekających prześladowaniach, za zwycięstwo i wytrwanie przy Nim obiecuje chwałę u Swego boku w przybytkach nieba...

A uczniowie zadumani, osowiali i przygnębieni słuchają tych słów serdecznych ukochanego Mistrza. Ich szlachetne dusze drżą z lęku przed czymś złym, mającym spotkać Pana, ale nie wiedzą jeszcze, co to za zło. Dopiero słowa pożegnania i wyraźna zapowiedź męki otwiera ich oczy na nadchodzące niebezpieczeństwo.

Stoję na boku i mam wrażenie, że to dzieje się tuż przy mnie, że widzę gromadę prostaczków i ogarniające ich miłosne spojrzenie słodkiego Jezusa. Z zadumy wyrywa mię głos przewodnika:

- Proszę państwa, wychodzimy, bo nam się śpieszy.

Więc odmówiłem Ojcze nasz, Zdrowaś i Chwała Ojcu, aby zyskać odpust. Niestety, nie wolno tutaj uklęknąć, ani zdradzić się jakimkolwiek aktem pobożności, bo wnet ordynarny mułła woła opryskliwie: yola! - tj. precz!

Wejście do Wieczernika

[Fot. 1] Wąskie schody prowadzą do sali Wieczernika.

Wnętrze Wieczernika

[Fot. 2] Jerozolima: wnętrze Wieczernika.