W pogoni za młodzieżą

W WALCE O IDEAŁY W DUSZY MŁODZIEŃCA

6)

Chrystus kochał dzieci i młodzież: - "dopuście im przyjść do mnie!" I do swojej, żarem miłości rozpalonej piersi, tulił młodzieńczą główkę. Przy Jezusie dzieci czuły się też szczęśliwie. W Nim znalazły ojca... matkę...

Ale cóż z tego, że młodzież tak zadziwiająco wielką przyjemność odczuwa w obecności Mistrza. Zaledwie bowiem garstka wesołych malców korzysta w pełni z słodkich pieszczot Boskiego Przyjaciela.

A inni - ich koledzy!?

Oni mają przeszkodę... Smutne to doprawdy!

Widok to nie tylko przykry, ale bolesny: - potworne zgorszenie zaważyło wiele na życiu pozostałej młodzieży.

Zgorszenie miało miejsce dawniej, za czasów Chrystusa - jest i dzisiaj. Lecz nigdy nie zdobyło tak wyrafinowanych sposobów ujścia, jak obecnie. Przebogata kultura, ale jednostronnie pojęta: radio, prasa, kino, teatr, przy równoczesnem zubożeniu kultury duchowej - jest w znacznym procencie na usługach demoralizacji.

Gdyby Chrystus przyszedł do "wesoło bawiącej się młodzieży", gdyby zapraszał ją do siebie, czy młodzież dzisiejsza poznałaby Go? - Czy i Boski Przyjaciel rozpoznałby w nich Swoich ulubieńców!?... Zgorszenie bowiem wycisnęło na czole młodego pokolenia swoiste piętno.

Młodzież dzisiejsza w znacznym odłamie nie ma zresztą odwagi spojrzeć w oczy swojego Przyjaciela.

W smutku pogrążony Jezus - tak zawsze dobry, wszystkim przebaczający - widzi się zmuszonym do wypowiedzenia strasznego "biada!"

- Biada temu, u którego zło bardziej się uzewnętrznia i przelewa do serca drugiego, zwłaszcza młodzieży, żłobiąc w nim nowe koryto. Lepiejby mu było, gdyby u szyi jego zawieszono kamień młyński i tak pogrążono go w bezkresnych przepaściach morza!

- Biada światu dla zgorszenia!

Z tym do głębi przerażającym "biada", zwraca się Zbawca do rodzin katolickich.

Wprawdzie domy katolickie nie są salami kinowymi. W domach katolickich nie drukuje się różnych brukowców, zamieszczających reportaże z życia kryminalnego. W domach rodzin katolickich nie wydaje się na światło dzienne powieści, propagujących brud moralny.

Jakaż więc jest przyczyna wypowiedzenia słów pełnych oskarżenia?...

Otóż są rodziny, które nie wypełniają szczytnego zadania wobec dzieci! Zdajemy sobie sprawę, że od rodzin zależy uszlachetnienie wzroku młodzieńca, właściwe skierowanie popędów serca dziecka. W rodzinie wyrabia się w dziecku odporność na zło pod każdą postacią. Religijne, moralne życie młodzieńca nabiera tężyzny w atmosferze rodzinnej.

Młodzieniec dobrze wychowany, trzymany w szkole życia twardego, nie zawiedzie zaufania rodziców: ojciec, matka, wychowawca będą wówczas pewni, że dziecko nie czyta złej gazety, brudnych powieści, że unika pewnych przyjaciół, nie należy do organizacji, potępionej przez władze kościelne...

Wielkie, nieograniczone zaufanie u rodziców zjednał sobie, z pewnością znany czytelnikom, świątobliwy młodzieniec Piotr Jerzy Frassati, wychowany w duchu naprawdę katolickim.

"Jednego razu Piotr Jerzy o późnej godzinie nie powrócił do domu. Na próżno ojciec telefonował do redakcji, do stowarzyszenia i wszędzie, gdzie spodziewał się zastać syna - nigdzie bowiem go nie było... Poważnie zaniepokojony p. Frassati nie myślał już tej nocy o spoczynku.

Godziny mijały, a syn nie wracał... Wreszcie o godz. 2 w nocy otwarły się drzwi i do pokoju wszedł pogodny, uśmiechnięty Piotr Jerzy.

- Jurku - rzekł poważnie ojciec - wiesz, że posiadasz moje zupełne zaufanie, i możesz przeto przebywać poza domem o każdej porze, kiedy zechcesz, ale gdy masz wracać późno, to uprzedź nas o tym. Pamiętaj zawsze w takich razach zatelefonować do domu, żeby nie narażać nas na niepokój.

Na to Piotr Jerzy, z całą prostotą i niedopuszczającym żadnych podejrzeń spokojem prawdy w głosie, odrzekł:

- Kiedy, Pappo, tam, gdzie ja byłem, nie ma telefonu... A przy tych słowach oczy świątobliwego młodzieńca zabłysły takim nadziemskim blaskiem wzniosłości, że ojciec już nie pytał, gdzie przebywał tylko serdecznie pożegnał go na dobranoc i odszedł. (Piotr Jerzy odwiedzał biednych w suterenach - dop. red.)

Instynktownie serce kochającego ojca przeczuło, że tam, gdzie dziecię jego spędza najmilsze dla siebie chwile i skąd powraca z taką wzniosłością w duszy, iż nawet spojrzenie jego oczu nią promienieje, nie potrzeba już żadnej ziemskiej opieki[1].

Dałby Bóg, by rodziny katolickie miały tak zaufanych młodzieńców. Wówczas niemoralne kino nie miałoby powodzenia i pustką stałyby lokale rozpusty. W warstwie pyłu zniknęłyby fascynujące powieści. Słowem, zgorszenie publiczne stępiłoby swoje ostrze o piersi katolickiego młodzieńca.

Uodpornienie dziecka przed ziem, to jedna strona obowiązku rodziców. Ale to nie wszystko! Należy także rozprawić się bezpośrednio z samym złem.

Wielkiego znaczenia w tej kwestii nabiera okólnik o zwalczaniu pornografii, ogłoszony przez p. Ministra Spraw Wewn. w czerwcu br.

W związku z koniecznością jak najskuteczniejszej walki z degeneracją moralną i fizyczną narodu należy jak najenergiczniej przeciwdziałać takim przejawom, które degenerację tę powodują. Polecam niezwłocznie i energicznie przystąpić do walki z pornografią, przedsiębiorąc właściwe i stanowcze środki w celu niedopuszczenia do sprowadzania, wytwarzania, bądź rozpowszechniania druków, wizerunków, lub innych przedmiotów pornograficznych..."

Mając oparcie na tym doniosłym okólniku Ministra Spraw Wewn., sfery rodzicielskie powinny śmiało i energicznie wystąpić do walki z czynnikami degenerującymi duszę ich dzieci. Do tej ofensywy wzywa Episkopat i bardziej uświadomiona część rodziców katolickich:

"Zdając sobie sprawę - czytamy rezolucję delegatów Katol. Stow. Mężów z terenu całej diecezji lubelskiej - że zło to (tj. obniżenie uczuć moralnych wśród młodzieży) w większości wypadków wypływa z nieodpowiednich stancji po miastach dla uczącej się młodzieży, ze złego towarzystwa, z niezdrowej sensacyjnej książki, czy widowiska, lub t. p. źródeł, zjazd uważa, że podjęcie śmiałej zorganizowanej akcji, zmierzającej do bezwzględnego zwalczenia tych wszystkich przyczyn zła, staje się nakazem chwili i do tego wzywa wszystkich, komu tylko dobro młodzieży leży głęboko na sercu".

Nie należy spuszczać z oka jeszcze jednego źródła zła wśród młodzieży: mam na myśli koedukację w szkołach.

Episkopat polski już nieraz wypowiedział się w tej sprawie a ostatnio opinię wyraził na konferencji, która się odbyła w Warszawie w dniach 26-28 maja [1936] r. w obecności J.Em. ks. kardynała Pronuncjusza Fr. Marmaggiego. Episkopat jest mocno przekonany o ujemnym oddziaływaniu koedukacji.

W myśl oczywistych postulatów Episkopatu podąża także zdrowo myślący odłam katolickich ojców. Świadczy o tym rezolucja wyżej wspomnianego zjazdu Delegowanych Katol Stow. Mężów diec. Lub., opiewająca: "iż szkoły koedukacyjne spełniają ujemną rolę w wychowaniu młodego pokolenia w naszej Ojczyźnie, deprawując dusze naszych dzieci i wpływając na upadek moralności wśród młodzieży". Dlatego Zjazd Delegowanych "gorąco protestuje przeciwko wprowadzeniu koedukacji w szkołach polskich i wzywa wszystkich rodziców katolików do zdecydowanego stanowiska w obronie zdrowia moralnego młodzieży, tej przyszłości naszego narodu".

Taki zew poda również społeczeństwu katolickiemu Akcja Katol. w uroczystość Chrystusa Króla, zew będący częścią wytyczną hasła: "Duch Chrystusowy w wychowaniu i w szkole podstawą odbudowy społeczeństw".

- Ojcowie, matki, tu chodzi o wasze dzieci. Dlatego nie zabraknie was na tym odcinku pracy. Nie może braknąć!

Dzisiejsze życie nie jest akcją na scenie. To rzeczywistość - smutna, albo szczęśliwa.

O ile rodzice zaniedbają odpowiednio ustosunkować się do tej rzeczywistości, wówczas straszne złowrogie "biada" Chrystusa kirem żałoby pokryje ich duchowe życie.

Już czas zerwać z apatią do walki. Gdy wróg nas wzywa do śmiertelnego tańca - idźmy śmiało. Katolik zawsze zwycięża. Rodzice katoliccy zwyciężą w walce, w zmaganiach o ideały życia pełnego katolicyzmu w duszy swoich dzieci. Chrystus oczekuje!...

- Rodzice! gromadźcie młodzież przy Chrystusie, Przyjacielu waszych dzieci.

[1] Piotr Jerzy Frassati.