Umarł "Proboszcz Bieguna"

Nadeszła wiadomość o śmierci wielkiego misjonarza o. Girarda z zakonu OO. Oblatów Maryi Niepokalanej. Był on założycielem i długoletnim kierownikiem misji arktycznej, leżącej w Ponds Inlet na północnym krańcu Ziemi Baffina.

Pisano o nim wiele, kiedy w 1937 r. przyjechał na krótki czas do Europy (był również w Polsce) dla ratowania oczu porażonych odblaskiem śniegowym. Przyjął go wtedy sam Papież Pius XI, któremu ofiarował zielnik pełen roślin, jakie zebrał w czasie wędrówek misyjnych poza kołem podbiegunowym aż po 78 stopień szerokości północnej. Mówił, że czuje się szczęśliwym, szczęśliwszym niż my, co żyjemy w swych krajach ojczystych, choć musiał znosić wielkie niewygody, szczególnie niekończącą się noc polarną i rozpaczliwą samotność. Nawet w czasie tej krótkiej rozłąki ze swą placówką niecierpliwił się, chcąc jak najprędzej wrócić do kochanych Eskimosów, aby praktykować w pełni miłosierdzie i zdobywać dusze dla Prawdy.

Do Ponds Inlet przybył po raz pierwszy w lecie 1929 r. na polecenie biskupa Turquetil. W towarzystwie młodego kolegi, o. Bazin, przejechał na małym statku Kompanii Zatoki Hudsońskiej całą tę zatokę i wylądował na miejscu, gdzie w okresie polowania i połowów spotykają się różne grupy eskimoskie. Tu założył swą misję i poświęcił ją Najśw. Sercu Jezusa. Najpierw zbudował kapliczkę i małe mieszkanie z drzewa, przywiezionego z Kanady. Potem zapoznał się z językiem eskimoskim, dla którego ułożył alfabet, i rozpoczął wędrówki misyjne do różnych grup tubylczych. W krótkim czasie pozyskaj wielu dla wiary świętej. W okresie podróży o. Girarda do Rzymu misja jego liczyła 108 katolików, w tym 69 dorosłych, w większości gorliwych neofitów, tak że mógł się poszczycić, iż w jednym roku rozdał 6000 Komunii Św[iętej]. Nie zapominajmy, że ta podbiegunowa parafia zajmuje obszar 144 tysięcy kilometrów kwadratowych, przy czym jeden mieszkaniec przypada na tysiąc kilometrów kwadratowych.

Większość czasu spędzał misjonarz w podróży, pokonując ogromne przestrzenie pieszo lub sankami, ciągnionymi przez psy. Gdy Eskimosi podróżują zawsze śladem dzikich zwierząt, on szedł śladem Eskimosów, spotykając ich w coraz to innych miejscach. Sam musiał się starać o swe utrzymanie. Straszna jest walka o byt pod biegunem. Na olbrzymich, bezdrożnych i bezleśnych terenach, pokrytych wiecznymi lodami, w czasie krótkiego lata. kiedy słońce przez 3 miesiące nie zachodzi, poluje się na zwierzęta i łowi ryby. Zimą zaś wśród nieprzejrzanej i niekończącej się nocy, która pozbawia ludzi światła słonecznego na przeciąg 110 dni, przy temperaturze spadającej do 60° poniżej zera, zwalcza się zimno zimnem, chroniąc do domków zbudowanych ze śniegu i lodu; nie można się nawet ogrzać przy kominku z powodu kompletnego braku paliwa. Do tego dochodzi olbrzymie oddalenie od świata cywilizowanego. Misjonarze mogli się z nim komunikować tylko raz na rok, kiedy przychodziła poczta.

[312]O. Girard umarł, mając 66 lat, z których 22 przebył wśród Eskimosów. życie jego obfitowało w dobre uczynki. Ze zdumieniem pytamy, co mu dało chęć i siłę do znoszenia głodu, chłodu i samotności? Odpowiedź może być tylko jedna: miłość dla Pana Jezusa i miłość dla dusz. Innego sekretu nie ma. Bo tylko ta podwójna miłość jest zdolna do prawdziwego heroizmu.

Wg "Oss. Rom".

Rycerz Niepokalanej 5/1949, zdjęcia do artykułu: Wszechpośrednictwo Matki Zbawiciela, s. 139
Niepokalana Wszechpośredniczka Łask Bożych
Rycerz Niepokalanej 5/1949, zdjęcia pod artykułem: Wszechpośrednictwo Matki Zbawiciela, s. 138

Opis zdjęć powyżej: 6 marca br. przeniesiono do Pelpina zwłoki śp. Ks. Bpa K. Dominika, sufragana die. chełmińskiej; pogrzeb odbył się w 7. rocznicę jego śmierci. Ks. Biskup zmarł 7.3.1942 na wygnaniu w Gdańsku podczas okupacji. Niemcy po wymordowaniu niemal wszystkich członków kapituły chełmińskiej, wywieźli go w 1940 r. do Gdańska. Ks. Bp Dominik pochodził z prostej rodziny kaszubskiej, życzył więc sobie, aby zwłoki jego spoczęły na cmentarzu pelpińskim.