Dwie godziny zaledwie przebywałem w Padwie, ale te dwie godziny tak obfitowały we wrażenia i wzruszenia, że gdybym to wszystko chciał opowiedzieć, nie wystarczyłoby potem na odczytanie dwóch godzin... Coś niecoś tknę zatem i to bardzo powierzchu.
Był to ranek niedzielny 6 października. Budzą się z myślą o św. Antonim i o Padwie, a głowę mam jak kłoda i to rozpęknięta... boli! Może to z nadmiaru spostrzeżeń? A może z poduszki, która tylko białością do poduszki podobną była? Dość że głowa mnie boli. Odprawienie Mszy św. odkładam do Padwy, więc i śniadanie tak samo. Skorom jeno wyjrzał na światło dzienne, zaraz księża współpielgrzymi proszą o wstawienie się u Franciszkanów padewskich, by do grobu św. Antoniego ze Mszami dotarli. W dwóch godzinach wszyscy!...
W tym samym naszym polskim pociągu te same każdy zajmuje miejsca i ruszamy wpierw przez tamę na wodzie, a potem przez stały ląd, podziwiając krajobrazy tak zupełnie do naszych polskich niepodobne. Na olbrzymich przestrzeniach same winogrona, gdzieindziej jakby jakieś wierzby, a chleba, tego powszedniego, jakoś nie widać Ślązaczki w pociągu bezprzestannie śpiewają: wpierw do Matki Bożej, potem do św. Antoniego - wychodzi to bardzo ładnie i składnie, pokąd się nikt nie miesza, ale próbuj dopomóc: nie dostroisz się nigdy! Śpiew to bowiem osobliwy: jakiś pospieszny a powiewny, swobodny a w swej swobodzie ustalony. Toż z tego i innych jeszcze względów pomagać nie próbuję, a tylko tak cichutko o św. Antonim sobie rozmyślam i do niego się modlę...
Padwa! Tramwajami już zamówionymi cała nasza pielgrzymka z dworca da Bazyliki "il Santo" (znaczy: Święty) dociera. Po drodze wskazują mi kościoły te i owe gmachy te i owe - mnie to wszystko jednakowoż dziś niewiele obchodzi: Całą moją istotę opanował "Il Santo"!
Bazylika! ten przewspaniały grobowiec św. Antoniego i relikwiarz zarazem... Wita nas u wejścia rodak nasz, zamieszkały na stałe w Padwie, O. Franciszek Pyznar - serdecznie wita, choć skromnie, gdyż trochę niespodzianie zwaliła mu się na barki pielgrzymka nasza cała. Gdyby wcześniej wiedział, wprowadziłby nas z orkiestrą i drogę kwiatami usłać kazał, jako z pielgrzymką warszawską tydzień temu uczynił!
- A jakże Rycerz Niepokalanej? jak Niepokalanów?
- rzuca pytania, a nim odpowiedzieć zdołam, już dziesięć inaczej brzmiących pytań słyszy, na które serdecznie i cierpliwie daje odpowiedzi. Wogóle, wśród całego pobytu w Padwie doznaliśmy ze strony tego czcigodnego Ojca bardzo wiele pomocy i - serca!
Najważniejszym dla mnie: zdobyć ołtarz dla odprawienia Mszy św. Oby to był ołtarz św. Antoniego!...
Wybija mi to z głowy drugi Polak tu zamieszkały, br. Eugeniusz i prowadzi do Kaplicy Polskiej, urządzonej z ofiar polskich i przez artystów polskich.
- Spodziewaliśmy się dwóch Biskupów - tłumaczy
- więc przygotowaliśmy i u św. Antoniego i w tej kaplicy.
Ponieważ jednak przyjechał tylko Biskup jeden, tedy Kaplica polska jest wolna. Wszystko w niej do Mszy św. gotowe: proszę się ubierać!
Uradowałem się i - zmartwiłem.
Już nie tyle dlatego, że przy innym ołtarzu celebrować mi przychodzi, ale - że to dla Biskupa przygotowane, więc są to biskupie szaty... Istotnie tak było. Proszę o zamianą choć fioletowo nastawionej alby ale na wszystko brak czasu przy takim rozgardiaszu. A to jeszcze niedziela, więc mają różne życzenia i miejscowi...
Nie grymaszę więc, a tylko ubieram się do Mszy św. odkładam ze drżeniem szaty liturgiczne wyłącznie Biskupom służące i - staję u Pańskiego Ołtarza. A ręce kurczowo trzymam ku sobie, by choć końce rękawów za mną się ukryły...
Aliści ledwom zaczął lękliwym głosem odmawiać ministranturę, ktoś z tyłu za ornat szarpie mnie dość gwałtownie... Przerażony do najwyższego odwracam błędne już prawie oczy i widzę przezacnego kapłana, co grupie niemieckiej przewodzi.
- My tu mieli obiecane! - woła - My się już zgromadzili! Niech Ojciec przeniesie się do innego ołtarza! itd.
Czy mieli obiecane i kiedy, nic o tym nie wiedziałem, ale że zdobyli kaplicę i w niej się mocno usadowili - to najwidoczniejszym było... Dopiero tłumaczenie, że już inne ołtarze tymczasem zajęte, że niezadługo skończę, a przekonywania, a prośby - i jakoś mnie litościwie pozostawili. Ale jak mi ta Najświętsza Ofiara się sprawowała, jakie trudności w skupieniu miałem - osądź drogi czytelniku i nie dziw się, że mimo najszczerszej chęci, prawie nie wiedziałem, co się ze mną dzieje... Odetchnąłem dopiero, gdy złożyłem te
palące mnie fiolety i w najskrytszym zakątku jąłem modlić się swobodnie i serdecznie.
Odnalazł mnie tu on braciszek przezacny i do refektarza klasztornego na śniadanie zaprasza. Próbuję rozmawiać ze wszystkimi, którzy jeno pod moją biało-czerwoną kokardkę się podsuwają, ale udatnie idzie mi tylko z Ojcami, bo po łacinie. Bardzo miłe wrażenie wywarli na mnie ci stróże grobu św. Antoniego! Coś z tej trumny przeświętej i na nich spłynęło...
Jeszczem właściwie Antoniemu świętemu hołdu nie złożył - podążam tam przeto, boć wszystkiego czasu mamy tylko dwie godziny... Właśnie skończyła się uroczysta Msza św. przy której celebrujący Ks. Biskup Kubina pięknie przemówił zachęcając, byśmy wnieśli radość franciszkańską, płynącą z zamiłowania ubóstwa, do Ojczyzny naszej. Ta radość stanowi czar i urok św. Antoniego! Następnie o. Franciszek oprowadzał tłumy pielgrzymie po bazylice i pokazywał, co najbardziej godnym widzenia, zaczynając gorącym przemówieniem u grobu św. Antoniego. Na znak dany, poczęła wnikać fala ludzka za ołtarz Świętego, by dotknąć, by objąć, by swobodnie ucałować trumnę mieszczącą drogie Szczątki... Ciemno-czerwony marmur gładki, po którym dłonie bezustannie prawie się przesuwają: taki już zwyczaj! Taki wylew znajduje miłość! I ność - i ludzka bieda...
Przechodzimy za wielki ołtarz, gdzie w trzech jakoby oknach: wiele bezcennych relikwii! O. Franciszek laseczką wskazuje i opowiada i tłumaczy:
- Ten kamień, to pochodzi z Ogrójca, gdzie Chrystus Pan krwawym potem się zalewał. Służył on św. Antoniemu za poduszkę, na nim też św. Antoni umarł...
Za poduszkę... Mój Boże! A mnie tej nocy na trochę twardszym posłaniu już wyspać było trudno...
- Szklanka: ma piękną historię. Oto gdy umarł św. Antoni, lud pobożny jął wołać: "Umarł Święty! Umarł Święty!" - co słysząc pewien heretyk, sprzeciwił się bardzo i, by zaufanie do świętości Sługi Bożego w sercach prostaczków podważyć, chwycił szklankę i rzekł: "Jeśli święty, niechże sprawi, by ta szklanka się nie stłukła, gdy ją o bruk rzucę!". I rzucił z całej siły, a szklanka nawet się nie uszczerbiła. Co widząc lud tym mocniej chwalił Św[iętego] Patrona, a heretyk natychmiast się nawrócił. Tutaj: widzimy właśnie tę cudem uratowaną szklankę!
Oglądaliśmy również sławny język św. Antoniego, który po 700 latach pozostaje zawsze jednakowo świeży. Taka nagroda za gorliwe głoszenie Słowa Bożego!... I wiele, wiele innych jeszcze relikwii! A po wyjaśnieniu ogólnym, przesuwała się fale ludzka schodami ku górze popod same te relikwiarze i można było wszystko to z bliska oglądać...
Powrót! Znów tramwajami na dworzec kolejowy, a opowiadania, a podziwiania nie ma końca... W pociągu zaś każdy swobodnie pokazuje, co z Padwy uwozi, jedni z drugimi chętnie świętym łupem się dzielą: skorzystałem też trochę ja a skorzystali bardziej jeszcze ode mnie inni. Tak to św. Antoni nas wszystkich zbratał! Tak nam serca wzajemnie ku sobie otworzył!
Najwięcej radości sprawia mi duży obraz św. Antoniego ładnie wykonany, w kolorach, który zakupiłem dla kaplicy naszej w Niepokalanowie.
Wracamy jeszcze na pół dnia do Wenecji. Tu dopiero obiad, a po nim: pobożna pielgrzymka po weneckich kościołach. Są to wspaniałe, harmonijne budowle, jako ten kościół Matki Bożej de la Salute, w którym wszystko, i nawy i kaplice, zdecydowanie ku środkowi spływają; są ogromy pełne życia i sztuki, jako ten franciszkański kościół zwany "dei Frari"; są i relikwie, nawet w całości przechowane ciało św. Sekundusa męczennika z za szkła widoczne - ale św. Antoniego, ale "Il Santo" - tutaj już nie ma...