Dziś już niemal wszyscy znają to imię i nazwisko: i ci co wierzą i co wierzyć nie chcą. Wierzący, chociaż zostawiają ostateczny wyrok Kościołowi, jednak już teraz znajdują w tym, co opowiemy, umocnienie swej Wiary, niewierzący zaś - nowe, ciężkie zakłopotanie.
Bo oto w cichej bawarskiej wiosce Konnersreuth dzieją się od kilku lat takie niewytłumaczone rzeczy: Teresa Neumann latami obywa się bez pokarmu i napoju, żyjąc tylko Komunią Św[iętą]. Co piątek wylewa, wiele krwi z ran, które się utworzyły sposobem tajemniczym... Językiem Chrystusa, dawno już wyszłym z użycia, przemawiać potrafi całkiem poprawnie... Powiada również, że widzi Chrystusa Pana: nie rozmyśla tylko, ale wprost przypatruje się bolesnej Jego Męce, tłumacząc wiele szczegółów, jakie w Ewangeliach wytłumaczone nie są...
Czy to wszystko? Jeszcze: rozmawiając z kimkolwiek, widzi częstokroć otwarte wnętrze jego sumienia. Gdy odwiedzającemu ją biskupowi [Józefowi] Schrembsowi ze Stanów Zjednoczonych odsłoniła najgłębsze tajemnice jego duszy, o których jeden tylko Bóg wiedział, dostojny gość z mocnego wzruszenia aż się rozpłakał...
Rozróżnia też rzeczy poświęcone od niepoświęconych, a błogosławieństwo Ojca Św[iętego] sobie udzielone, tejże chwili odczuła i uwiadomiła o tym spowiednika...
Ktoś powie: sprytna dziewczyna i tyle, potrafi doskonale udawać. Otóż choć pobieżnie popatrzmy na jej życie, aby się przekonać, czy tak łatwo wytłumaczyć to wszystko można. Oprzemy się głównie na obszernym artykule profesora warszawskiego uniwersytetu, ks. dr. Kozubskiego, który niedawno Konnersreuth odwiedził, a "Rycerzowi" łaskawie zdjęć fotograficznych użyczył.
Teresa Neumann, najstarsza z dziesięciorga dzieci ubogiego krawca, urodzona w r. 1898, o zdrowej budowie ciała, ukończywszy szkołę powszechną w rodzinnej wiosce Konnersreuth, w czternastym roku życia opuściła dom rodzicielski, obejmując obowiązki służącej u pewnego gospodarza, który po dziś dzień z wdzięcznością wspomina, jej wierność i, pilność w pracy. Już w czasach szkolnych, jak świadczy obecny jej proboszcz, ks. Naberer, okazywała szczególną pobożność, a zwłaszcza głębokie współczucie dla męki Chrystusa, którego wyrazem były łzy, spływające z jej twarzy, ilekroć opowiadano o drodze krzyżowej Zbawiciela. W 20 roku życia Teresa, pomagając nosić wodę w czasie pożaru w pobliskim domu, nabawiła się ciężkiej choroby; lekarz stwierdził naruszenie kręgosłupa, a następnie paraliż "lewej strony ciała, połączony z konwulsjami. W kilka miesięcy potem utraciła zupełnie wzrok, częściowo i słuch, w trzy lata zaś później tj. od roku 1922, z powodu nadmiernego obrzmienia gardła i tworzących się wewnątrz wrzodów, straciła mowę i zaprzestała przyjmować stałe pokarmy. Wszystko znosiła cierpliwie nie skarżąc się nikomu ufna jednakże w pomoc Bożą za przyczyną św. Teresy od Dzieciątka Jezus, do której od młodości żywiła głębokie nabożeństwo.
I stało się, że w dzień, w którym dokonywała się beatyfikacja św. Teresy w Rzymie, tj. 29 kwietnia 1923 r. o godz. 6 rano nagle odzyskała wzrok, po czteroletniej ślepocie, a w niedzielę 17 maja 1925 roku, a więc w dniu kanonizacji św. Teresy od Dzieciątka Jezus, została całkowicie uzdrowioną z paraliżu tak, iż mogła się poruszać o własnych siłach. Z początkiem Wielkiego Postu 1926 roku Teresa zapadła znów ciężko z powodu wrzodów, tworzących się w uchu i w tym to właśnie czasie miała pierwszą wizję Zbawiciela na Górze. Oliwnej, przy czym w boku lewym ponad sercem utworzyła się rana długości trzy i pół centymetra, z której obficie spływała krew. W Wielki Piątek ten sam proces krwawienia rozpoczął się na rękach i nogach. Rany stąd powstałe były otwarte przez 14 dni, po czym pokryły się cienką, przezroczystą skórką. Stosowane najrozmaitsze środki celem ich zagojenia były bezskuteczne: a przepowiedział to Teresie już wpierw jakiś tajemniczy głos... W piątek, 5 listopada 1926 roku pokazały się nagle rany i na głowie, w formie wianka, z których również spływa krew w czasie ekstazy piątkowej.
Od roku 1926 Teresa stale przeżywa wizje, połączone z zachwyceniem i krwawieniem. Przedmiotem tych wizji jest Męka Pańska, począwszy od Góry Oliwnej aż po śmierć na krzyżu. Wizjom, rozpoczynającym się o g. 11 min. 30 w nocy z czwartku na piątek, a trwającym do godziny pierwszej w południe dnia następnego, towarzyszą nieopisane wprost cielesne i duchowe cierpienia, które Teresa ofiaruje przeważnie za kaplanów. Po tych przejściach następuje jednakże szybko uspokojenie i oprzytomnienie tak, że w sobotę Teresa udaje się zupełnie zdrowa do swoich zajęć domowych.
Nasza stygmatyczka od czasu wigilii Bożego Narodzenia r. 1922 nie przyjmuje żadnego stałego pokarmu, a od Bożego Narodzenia 1926 żadnego nawet płynu, czyli od 2 i pół roku nie miała nawet kropli wody w ustach, prócz codziennej Komunii Św[iętej], przyjmowanej w postaci małej cząstki zwyczajnej partykuły, przeznaczonej do konsekracji. Dawniej trudno jej było połknąć nawet małą cząsteczkę Hostii. Dziś dzieje się to w sposób mistyczny. Gdy Teresa zobaczy Świętą Hostię, wpada w ekstazę, nie widzi już kapłana ani postaci zewnętrznych, tylko Zbawiciela. Gdy jej ksiądz składa na języku Hostię, ta znika natychmiast, zanim Teresa zdąży napowrót cofnąć język. Teresa odczuwa nawet zewnętrznie obecność Zbawiciela, która trwa zwykle bardzo długo. Żyje tedy zupełnie bez pożywienia.
czuje się zawsze sytą i wygląda znakomicie. Podczas krwawienia, w piątki, ubywa jej wprawdzie cztery kilogramy, ale w ciągu tygodni waga ciała napowrót się wyrównywa. W r. 1927 specjalna komisja, wyznaczona przez biskupa z Ratyzbony, pod kierownictwem lekarza, obserwowała ją przez 15 dni w dzień i w nocy; wszyscy członkowie komisji, zaprzysiężeni, oświadczyli jednomyślnie, że Teresa faktycznie nic do ust nie bierze, nie tracąc zupełnie na wadze i zachowując normalny wygląd.
Charakterystyczną również jest rzeczą, że Teresa bardzo mało zażywa snu; od roku 1927 sypia zaledwie cztery godziny w tygodniu.
Uczeni, ci mianowicie, którzy chcieliby koniecznie być mądrzejszymi od samego Pana Boga, albo bodaj tak samo mądrymi jak On - ci zatem jednostronni uczeni - wymyśleli w ciele Teresy całą fabrykę chemiczną i wiele innych dziwności, byle sobie te rzeczy jakoś wytłumaczyć. A obecnie, nie mogąc i z pomocą tego wszystkiego sobie poradzić, postanowili całą sprawę zbywać milczeniem.
Władze kościelne, jak zaznaczyliśmy na wstępie, wyroku jeszcze nie wydały. Biskup miejscowy odwiedzania Teresy zakazał, chyba w wyjątkowych wypadkach sam uzna to za słuszne i udzieli pozwolenia.
O paru odwiedzinach - opowiemy w następnym numerze "Rycerza Niepokalanej",