Tajemnica Nawiedzenia

Kamienisty, skwarem spieczony i uciążliwy był szlak wiodący, z Nazaretu, z cichego dziewiczego przybytku szczęścia do odległego miasta, w którym żył sędziwy, nawiedzony cudem i karą za zwątpienie, Zachariasz i jego żona Elżbieta.

Z pośpiechem przebyła tę trudną drogę Dziewica z Nazaretu, Maryja z rodu Dawidowego, zaszczycona niedawno anielskim zwiastowaniem.

W wieczorną ciszę Zachariaszowej izby padło pozdrowienie najświętszych warg.

Ramiona Matki Boga splotły się nad matką człowieka, i z piersi Maryi wyrwało się nieśmiertelne "Magnifikat..."

Mario, Najświętsza Monstrancjo! Naczynie cudowne, w którym pełnia Bóstwa zamieszkuje! Nie do uczonych i biegłych w piśmie, nie do kapłanów i proroków zaniosłaś ukryty w Tobie pierwszy zaczątek wcielonego Boga, ale do niewiasty brzemiennej, której syn miał się stać Syna Twego poprzednikiem i największym sługą. Ale czyżeś i dziś, śpiesząca, miłująca i niestrudzona, z pozdrowieniem miłości i mocy na ustach, nie gotowa przynosić Go nadal, niewieście przy nadziei, i glebie rodzącej niezliczone członki odwiecznego Bożego Wcielenia.

Nie mówcie, że tak nie jest, - niewiasty, które to czytać będziecie. Nie mówcie mi, że to tylko symbol, - piękny może, lecz pusty. Królestwo Niebieskie zaludniamy: my!

Lecz Królestwo Niebieskie gwałt cierpi i gwałtownicy tylko porywają je. A kroki Maryjnego nawiedzenia stają przed zawartymi drzwiami, za którymi rozgościł się blady, pokraczny strach i na Jej pozdrowienie nie odpowie głos żaden, bo go żadne nie przyjęły uszy. Nieukształconymi członkami naszych synów nie wstrząśnie poryw miłości, bo łona matek znieczuliło tchórzostwo. Zapomniałyśmy wiary zakrojonej na miarę nadziei, świętego zuchwalstwa, które żąda cudu i gwałt zadaje Wszechmocnemu.

Nie czcimy tajemnicy nawiedzenia. Nie rozumiemy jej treści. Nie założyłyśmy my, kobiety świeckie, kobiety-matki, "Bractwa czcicielek Maryjnego nawiedzenia", ufnych, odważnych, nieustraszonych. Promienne słowa "przy nadziei" zastąpiłyśmy innymi, które od ciężaru i przekleństwa ród swój wiodą!

Z głębi ciemnej nocy wyłaniają się twarze kobiece - znane, widziane twarze. Jedne z nich są łzami zalane, inne skamieniałe od bólu, lub wykrzywione grymasem goryczy. Jedne są mizerne, sterane, inne młode, wystraszone obcością życia. Nie ma wśród nich bezmyślnych twarzy, dla których wygoda stała się hasłem życia. Dla tych nie piszę. - Te mnie czytać nie będą!

A w uszach szumią głosy. Są szydercze, i smutne, i zniechęcone, i namiętnie błagające o wyzwolenie. Czego? - Ufności. Bo dobrej woli im nie brak...

- Przy nadziei?... Tak może to dawniej można było nazwać. Ale dziś?... Ot, ciśnie się nas tu siedmioro; ledwie można jako tako tych troje małych wyżywić. Wystarczy spojrzeć jakie to mizerne... a ta wilgoć, to już im ze wszystkim kości powykręcała. A ja to już ledwo żyję. Sił nie mam ani tyle, a kaszel to małe dusi, chyba już drugi rok. Gdzież tu jeszcze jedno urodzić? Przecież to umrze i tak.

Jakaś młodziutka twarzyczka uśmiecha się nieśmiało! - O mój Boże, ja bym tak strasznie chciała mieć takie swoje maleństwo, wychowywać, pieścić... ale to jest zupełnie niemożliwe. Mąż zarabia tylko tyle, co na najskromniejsze potrzeby starczy, mieszkamy kątem. A ja żadnej pracy nie mogę dostać, bo to ani kwalifikacji, ani protekcji nie mam żadnej. Więc choć to bardzo ciężko, ale może lepiej, żeby go nie było.

Przy niepewnym świetle naftowej lampki oczy ciskają niesamowite błyski i słychać zduszony głos:

- Ja uczciwa kobieta jestem. Ja nie urodzę dzieciaka po to, aby mi z niego wyrósł złodziej, a jak dziewucha - to taka, co na ulicę pójdzie. Ja takiego nie chcę. A przecież w tych barakach inne się nie wychowa...

Z czeluści ciemnej nocy wychylają się coraz to nowe twarze, a wśród ciszy wyją, syczą i zgrzytają skargi niezliczonych serc. I to nie są skargi bezpodstawne, którym zarzucić by można, że zostały podyktowane wygodą i zepsuciem. To są skargi z prawdziwego, życiowego zdarzenia, którym, biorąc "po ludzku", można przyznać tylko... słuszność!

Po ludzku!... Ale czyż cokolwiek w życiu naszym, cokolwiek poza grzechem, jest "ludzkie", czyż nie jest przede wszystkim... Boże!? A czyż u Boga istnieje coś niemożliwego?

Za ciemnymi wrotami rozpaczy i nędzy, zamkniętymi na skoble naszej własnej małości, naszej niewiary i przyziemnych rachunków, stoi postać opromieniona chwałą i miłością, postać, której nie umiemy, nie możemy dostrzec przez źrenice porażone bielmem ziemskich trwóg. Postać Najświętszej Maryi Panny Nawiedzenia!...

Droga, którą spieszyła ku nam, była bardziej uciążliwa niż ta, która dzieliła domek w Nazarecie od przytułku matki Chrzciciela. Bo drogę tę słała Jej cierniem i kamieniami małoduszność nasza i krótkowzroczność i lęk!

Za ciemnymi wrotami stoi Najśw. Maryja Panna Nawiedzenia. I wystarczy je odemknąć, choćby w walce z ciężkimi ryglami miało się zakrwawić ręce. Wystarczy ten jeden wysiłek - straszliwy nie raz, ale nigdy bezpłodny wysiłek ufności, aby weszła w dom nasz i pozdrowiła słowami:

"Każda z was, każda bez wyjątku, zostać może Elżbietą Zachariaszową. Cóż wiecie o tym, czy ten, który się pod sercem waszym kryje, nie stanie się kiedyś mężem wielkim, idącym w ślady tego, który ścieżki Pańskie prostował?

A jeśliby nim nawet nie był w oczach ludzi, to może być w oczach Boga.

A jeśliby nawet zgasł przedwcześnie, pozornie w zaraniu zgaszony, to w tych planach ukrytych, które Bogu jednemu są znane, spełnił on tę jedyną, jemu wyłącznie przypadającą rolę, którą mu Bóg wyznaczył. Kiedyś, w Sądu Ostatecznego godzinę, danym wam będzie ujrzeć przeznaczenie, które miało być udziałem każdej z tych istot niedopuszczonych przez was do życia i żal wasz będzie wówczas bezmierny, ale spóźniony. Każda z was, każda bez wyjątku, może się stać Elżbietą Zachariaszową. Albowiem "Wielki jest Bóg zastępów i czyni On wielkie rzeczy z najniegodniejszych sług swoich".

A wówczas?... Wówczas poczną się dziać rzeczy, o których się nikomu nie śniło. Rzeczy, których różnorodności nie potrafię wyliczyć, bo na to potrzebaby znać poszczególne warunki życiowe każdej z was. Będzie to może jakaś praca, która przyjdzie niespodziewanie zasilić wasze zasoby, może zwrot jakiegoś długu, uważanego za stracony, może siły nowe, które was wzmocnią i pokrzepią.

Ale, że poczną się dziać rzeczy, którym nieraz zechcecie nadać miano cudów - o tym zapewniam was z całą stanowczością, albowiem ich sama doznałam. Łask Niepokalanej nie zliczą ludzkie cyfry...

Zapewnia was ktoś nie stojący poza wami, lub ponad wami, a któremu byście słusznie zarzucić mogły, iż nie jest matką i nie wie co to mieć rodzinę. Zapewnia was jedna spośród was, zwyczajna kobieta z tłumu! Przez ów tłum niezmierzony chciałabym móc przejść od końca do końca i dotknąć ręką ramienia każdej z was, każdą z was zarazić ufnością do Matki Bożej Nawiedzenia. Chciałabym móc rozsiać dookoła epidemię ufności.

Aby kiedyś - jeśli kto zapyta - "Azali wierzycie w cuda?!" mógł mu odpowiedzieć okrzyk z milionów głosów złożony, okrzyk który ziemię z posad ruszy i rozerwie niebiosa:

- TAK WIERZYMY!