Szary milicjant

SYLWETKI KATOLICKIE 8

Rycerz Niepokalanej 12/1946, Antoni Gałuszka, fotografia s. 330

Apostolstwo Milicji Niepokalanej przynosi bogaty plon, gdy pokieruje nim dusza oddana zupełnie Maryi, choć ażby z prostego pochodziła ludu i brakło jej doświadczenia, jak to było u Antoniego Gałuszki. Żegnał go rok temu na cmentarzu w Sieteszu koło Przeworska proboszcz miejscowy, nazywając zmarłego młodzieńca swoim współpracownikiem i apostołem parafii.

Z prostej i biednej pochodził rodziny; ojciec - fornal odumarł ją jeszcze przed wojną, matki nie stać było nawet na utrzymanie krowy, wojna pogorszyła sytuację, a tu najstarszy w domu Antoś rwie się na księdza. Idzie przebojem. Imponuje mu hasło pozytywistów: praca twórca mimo przeszkód. Na matkę i liczne rodzeństwo haruje, handlując przez wojnę na linii Kraków - Lwów, a równocześnie książki nie wypuszcza z ręki i przerabia na tajnych kompletach cztery klasy gimnazjalne wśród lasów Chodakówki.

I odrazu apostołuje, nowocześnie i z wielkim rozmachem. Serce jego, karmione codzienną Komunią św., kształtowane miłością dla Matki Najśw., chciałoby jak najwięcej dobra wyświadczyć ludziom. Zasłyszał coś o O. Maksymilianie Kolbe, o planie podboju świata dla Niepokalanej, gotów pomóc, zakłada więc M.I. na swoim terenie. Skupia w niej wszystkie stany: starszych, dziewczęta, chłopców, aż miło spojrzeć w kościele na te kilkaset rycerzy i rycerek Niepokalanej. Od 1932 roku Gałuszka utrzymuje kontakt z Niepokalanowem - zamawia ulotki, dyplomiki "Rycerz."; z parafią - radzi się księży, i pracuje ofiarnie jako prezes, nie bojąc się nawet okupacji.

Ze swego domu uczynił świetlicę M.I., której największym skarbem była biblioteka. Aż do Lwowa jeździł sam za Niemców o książki, wiele uchronił przed kradzieżą z dwu sąsiednich dworów i udostępnił dla wszystkich. Dba przy tym o wybór, złe precz odrzuca, a podaje sobie i innym dobre - naukowe, patriotyczne, klasyków. W specjalnej szafie widniały książki o treści religijnej, a w kiosku M.I. przy kościele można było zawsze nabyć dewocjonalia.

Nie zapomina o potędze żywego słowa i rozrywce. Z ulubionym hasłem "Niepokalanej cześć!" zagaja płomiennie zebrania, umie nimi kierować, naprowadzać na aktualne dyskusje; stara się o urządzenie imprez - opłatka, akademii. Dla rycerek organizuje coniedzielne konferencje, na które zaprasza miejscowego wikariusza - ma tu zresztą sporą wyrękę w swych siostrach - sam najchętniej spędza wolny czas (a tak go mało) wśród młodzieży męskiej. W rozmowach raczej poważny - niewola, bieda, głowa zaprzątnięta nauką więc najchętniej porusza tematy narodowe, społeczne, naukowe. Nudziarzem jednak nie jest. Za jego staraniem powstaje chór, orkiestra, i choć brak mu słuchu muzykalnego, chodzi na ćwiczenia, by swym humorem i sprytem we wszystkim dopomóc. W niedzielne popołudnie prowadzi rozbawione towarzystwo na wzgórze lesiste. Od czasu do czasu pozwoli rycerstwu na urządzenie zabawy na trawniku przykościelnym. Zabawa nie przeciąga się do nocy, jest przyzwoita, bo Antoni nie ścierpi nieskromnego zachowania i z męską otwartością każdemu śmiałkowi usta zamknie, a niepoprawnego z Koła usunie. Wdzięczni mu byli rodzice, wdzięczny duszpasterz, że przez te godziwe rozrywki swoją młodzież odciągał od szkodliwej organizacji wsiowej, która co niedzielę urządzała całonocne hulanki z wódką, a podczas sumy wycieczki.

Pomaga Gałuszka parafii. Uroczystości kościelne uświetnia jego Milicja chórem, orkiestrą, zdobieniem w kwiecie ołtarzy, a przede wszystkim zbiorowym uczestnictwem i pobożnością. Majowych nabożeństw z rozśpiewanym rycerstwem, skupionym przy swym sztandarze, z hejnałem - hymnem milicyjnym, odgrywanym przez trębacza z wieży kościelnej, nikt nie zapomni w parafii Sietesz. - Pomaga swojej wiosce: temu sprzeda towar po zniżonej cenie, wszyscy zresztą korzystają z pośrednictwa Antoniego, znając jego uczciwość, członków zachęci do utrzymywania dwóch nauczycielek - emerytek, które zaciągnięte do M.I., by zajęły się dziećmi najbardziej opuszczonymi. Całą duszą jest demokratą, dlatego nie cierpi skąpstwa. - Pomaga, jak może, Ojczyźnie; taki, jak on, z Niemcem na kompromis nie pójdzie. Kochają go za to ziomkowie, kocha rycerstwo. Nie długo się nim jednak cieszono. Do seminarium wprawdzie nie poszedł, ale zabrała go Niepokalana. Mozolna praca, zwłaszcza pokątna nauka w I. licealnej i ciągle podróże na stopniach zatłoczonego pociągu, poderwały jego zdrowie, zapadł na suchoty. Nie stało pieniędzy na leczenie (nigdy się z tego powodu nie uskarżał matce). Zresztą górskie powietrze na Babiej Górze, dokąd go zabrał w maju 1944 r. daleki krewny, tylko na chwilę zrobiło mu lepiej. W roku następnym zmarł w kwiecie wieku, a wspaniały pogrzeb był wyrazem podzięki całej okolicy dla rycerza Niepokalanej.