Św. Teresa w trosce o dusze
Drukuj

Upływa 25 lat, jak Papież Pius XI, widząc szybkie rozszerzanie się czci św. Teresy od Dzieciątka Jezus, ogłosił ją, na równi ze św. Franciszkiem Ksawerym, patronką wszystkich misjonarzy i wszystkich misji katolickich.

Niejednego zdziwił ten dekret. Jakżeż można równać zakonnicę zamkniętą w klasztorze francuskim, do tego zmarłą w kwiecie wieku, z apostołem, który wśród niewiarogodnych trudów, przebiegał całe kraje Dalekiego Wschodu i nawrócił miliony? A jednak Teresa Martin - nie wahajmy się to wyznać - była misjonarką w sposób wybitny.

Już w zaraniu jej życia zakwitło to powołanie, a nawet, w pewnym sensie, przed jej urodzeniem. Pani Martin, oczekując piątego dziecka, zbierała co wieczór swoje córeczki i polecała im modlić się do św. Józefa o małego braciszka, który by został kiedyś kapłanem i poszedł w dalekie kraje nawracać pogan. Na świat przyszła jednak siostrzyczka, właśnie Teresa. Gdyby moi rodzice - napisze potem sama - mogli przeniknąć zasłonę przyszłości, zobaczyliby, że to ja miałam spełnić ich pragnienia.

Nie pojechała jednak na misje. Pozostała przez całe życie w Lisieux. Ale to nie przeszkodziło, by dusza jej była wciąż misyjną. Z polecenia przełożonych adoptowała na swych braci duchownych misjonarzy: o. Maurycego Belliere i o. Adolfa Roulland. Modliła się za nich i za dusze im powierzone, a w listach podtrzymywała ich gorliwość i udzielała im swego świętego ognia. Oto urywek jednego z takich jej listów: "8 września 1890 roku twoje powołanie misyjne ocaliła Maryja. Królowa Apostołów i Męczenników. W tym samym dniu mała karmelitanka stała się oblubienicą Króla Niebios. Żegnając na zawsze świat, pragnęła jedynie zbawiać dusze, zwłaszcza dusze apostołów. Jezusa, swego Boskiego Oblubieńca, prosiła szczególnie o duszę apostolską; nie mogąc być kapłanem, pragnęła, by zamiast niej jakiś kapłan otrzymał łaski Pana, by miał te same aspiracje, co ona".

Łącząc przykład ze słowem, przypomnijmy sobie, jak to św. Teresa w ostatnich dniach swej ziemskiej pielgrzymki, choć czuła się już wyczerpana, codziennie odbywała w ogrodzie przechadzkę, przepisaną przez infirmerkę, a kiedy jedna z sióstr radziła jej wtedy spocząć nieco, odpowiedziała: "Wie siostra, co mi dodaje siły?... Oto chodzę na intencję jednego z misjonarzy. Myślę, że tam gdzieś daleko od nas jeden z nich jest zmęczony apostolskimi podróżami: by zmniejszyć jego trud. moje zmęczenie ofiaruję Bogu".

Starajmy się dotrzeć do dna tej duszy misyjnej. "Dzieła olśniewające - mówiła - są mi zakazane. Nie mogę głosić Ewangelii. Nie szkodzi! Na moim miejscu pracują moi bracia, a ja, dziecina, trzymam się, tuż przy tronie królewskim". Wyczuwamy już, w jakim sensie i dlaczego św. Teresa została mianowana patronką misjonarzy.

Na drogę takiego powalania wprowadził ją św. Paweł. Rozmyślając nad jego pierwszym listem do Koryntian, gdzie Apostoł mówi o Ciele Mistycznym, szuka w nim miejsca dla siebie wśród różnych członków. Chciałaby być i kapłanem, i doktorem, każdym członkiem, a gdy zobaczyła, że to niemożliwe, że oko nie może być równocześnie ręką, wtedy Miłość poddała jej genialne natchnienie, które pozwoliło jej w pełni poznać powołanie. "Pojęłam, że skoro Kościół jest ciałem, złożonym z wielu członków, ma też najszlachetniejszą, najkonieczniejszą część ciała, to jest serce, i to serce pałające miłością. Miłość jedynie pobudza do czynu członki jego, i gdyby nie było miłości, apostołowie przestaliby głosić Ewangelię. Rozumiałam, że w miłości mieszczą się wszelkie powołania, że miłość jest wszystkim, ogarnia wszelkie miejsca, wszelkie czasy, jest wieczna! Wtedy uniesiona szałem radości wołałam: O Jezu, miłości moja! nareszcie odnalazłam powołanie moje, moim powołaniem jest miłość! Tak, znalazłam swoje miejsce w Kościele, to któreś Ty mi wskazał: w samym sercu matki mojej Kościoła św[iętego] będę miłością!"

wg R. F.