Na uniwersytecie Sorbońskim jak donosi "Głos Narodu" była do obsadzenia katedra prawa międzynarodowego, o którą ubiegało się dwóch kandydatów: - katolicki profesor Le Fur i członek loży masońskiej de Scelles. Rada wydziału wypowiedziała się prawie jednomyślnie za prof. Le Fur, bo tylko jeden głos padł na prof. Scelle, który dotąd pełnił obowiązki szefa biura ministra pracy, Godart’a. Wzburzeniu opinii przeciw temu partyjnemu traktowaniu spraw nauki dała wyraz dwukrotna (9 i 28 marca) demonstracja studentów, która uniemożliwiła profesorowi Scelles wygłoszenia wykładu. W czasie ostatniej interwenjowała policja, która poza uniwersytetem dokonała szeregu aresztowań wśród młodzieży.
Pod wpływem tych manifestacji i nacisku opinii publicznej rząd zaczął z zajętego stanowiska w stosunku do prof. Le Fur ustępować, ale zarazem wszedł na drogę represji w stosunku do studentów i - profesorów prawa. Na posiedzeniu Izby 31 marca min. Albert oświadczył, że - prof. Scelles zajmuje tylko chwilowo katedrę i że powierzenie jej prof. Le Fur od nowego semestru nie jest wykluczone (!). - Ale równocześnie z powodu "niepokojów na wydziale" zawiesił wykłady na nim i zasuspendował w urzędzie dziekana wydziału, prof. Barhelemy,ego za to, że nie wprowadził policji do gmachu Sorbony (!).
Nieroztropność ta jednak wywołała nieprzewidziany wybuch protestów! I tak studenci prawa postanowili na znak sprzeciwu proklamować dwudniowy strajk uniwersytecki w Paryżu i na prowincji. Słuchacze medycyny i kursów farmaceutycznych przyłączyli się do nich. Sorbona została otoczoną przez policję, która nie pozwala na żadne zebrania. Studenci otworzyli biuro strajkowe w piekarni położonej naprzeciw Sorbony i tam się gromadzą.
Jeszcze niebezpieczniejszą dla rządu będzie akcja samych profesorów. Do prof. Barthelemy’ego wystosowano adres zawierający wyrazy solidarności z jego stanowiskiem. Adres ten podpisali m.in. wszyscy profesorowie prawa z wyjątkiem jednego, lewicowca prof. Gaston Jeze.