Było to w Ameryce...
Córki p. Taylora wybierały się na wieczorek. Wszystkie trzy miały na sobie szaliki; ale niewiadomo na co; gdyż zarzuciły je na ramiona w ten sposób, by ani nie okrywały, ani grzały.
Miały właśnie wychodzić, gdy na podwórku ich domu ukazał się o. Tymoteusz.
Zacny ten kapłan był im bardzo dobrze znany; u niego się uczyły biblii i katechizmu. Zresztą, komużby nie był znany O. Tymoteusz? Lubiał przestawać z ludźmi, każdemu chętnie pomagał, z każdym gotów był porozmawiać; a ta wielka jego życzliwość i prostota w obejściu zjednywała mu serca. Zwano go krótko O[jciec] Tymek. Zaufanie, jakiego zażywał tak powszechnie, dawało mu sposobność powiedzieć niejednemu słowa prawdy, których by od kogo innego nierad słyszeć. Dziś przyszedł O. Tymek w sprawie konferencji św. Wincentego, w której p. Taylor był przewodnikiem.
Gdy go panienki zobaczyły, co prędzej poprawiły swe szale, zarzucając je pilniej pod szyję i na ramiona; i wiedziały dlaczego. Zakłopotanie, w jakiem się nagle znalazły wobec o. Tymoteusza przypomniało Łucji to, co niedawno czytała w jednym z dzienników chicagowskich. A że myśleć i mówić było u niej jedno i to samo, więc zaraz po krótkim pozdrowieniu odezwała się:
"Ojcze Tymoteuszu! Czy to prawda, że w Filadelfii księża nie udzielają Komunii Św[iętej] niewiastom, które mają ubrania zbyt krótkie i bez rękawów?"
"Znam kapłana w Rzymie, który w swoim kościele to samo i rozporządził, odparł spokojnie zagadnięty".
"I cóżto za taki gorliwiec?"
"To Ojciec Święty".
"Tak!? Ale czyż to nie jest dziwactwem robić tyle hałasu o takie po prostu drobnostki?"
"Łucjo, Łucjo! - upomniał surowo kapłan - i ty rozporządzenie Ojca Św[iętego] będziesz nazywać dziwactwem albo drobnostkę?"
"Nie chciałam nic powiedzieć przeciw Ojcu Św[iętemu] - poprawiła się Łucja zawstydzona swoją zbytnią śmiałością. Myślę tylko, że w Europie sprawa przedstawia się inaczej niż tu u nas w Ameryce, gdzie wszyscy tak się ubierają i nikt się tym nie gorszy".
"W jednym nie długiem zdaniu powiedziałaś trzy wielkie głupstwa. Bo najpierw natura ludzka, jest wszędzie ta sama, w Europie, czy w Ameryce; po wtóre nieprawda, że wszystkie się tak ubierają; po trzecie fałszem jest, że nikt się z tego nie gorszy".
Łucja zaprotestowała: "Przecież my nic złego nie zamierzamy. Zresztą, gdzie jest takie przykazanie: Nie pójdziesz do Komunii Św[iętej] w sukience bez rękawów".
Sama się zawstydziła tej swej bezczelności, gdy o. Tymoteusz zwrócił rozmowę na całkiem inny przedmiot: "Patrz, patrz, widzisz tego człowieka z plakatami z przodu i z tyłu?"
"Nic szczególnego, odparła Łucja, to zwykły nowoczesny sposób ogłaszania afiszów i anonsów".
"Tak, a nawet i na łysinie ma coś wielkimi literami wypisane" - wtrąciła Helka.
"Owszem. To nowoczesny sposób zarobkowania. Całkiem niewinne zajęcie. Ale cobyście powiedziały, gdyby ten człowiek tak z tymi plakatami na plecach przystąpił do balasków?"
"O zgrozo! Z plakatami na plecach przystąpić do Komunii Św[iętej]!? To przecież świętokradztwo! krzyknęły wszystkie trzy razem".
"Więc dlaczego twierdzicie, że dziewczętom to wolno?
"Jak to? Tegośmy nigdy nie twierdziły.
"Ja wam jednak pokażę, żeście tak dotąd utrzymywały. Czyż dziewczyna, która w "najmodniejszej" toalecie ukazuje się na ulicy, a nawet odważa się wstępować do kościoła i zbliżać się do Komunii Św[iętej] nie afiszuje się bardziej i gorzej, niż ów człowiek z plakatami na plecach i z anonsami na łysinie?
"Przecież to nie to samo" próbowała zaoponować Helena.
"Owszem, to samo, albo i coś gorszego. Człowiek obwieszony plakatami nie czyni zresztą nic zdrożnego, choć zwraca na siebie oczy wszystkich. A dziewczyna, która się "modnie" ubiera, wyrzeka się swego wstydu, wystawia się wszystkim na pokaz i zdaje się głośno wołać: patrzcie na mnie! jużem się pozbyła wstydu, gotowa jestem na wszystko, wystawiam się na sprzedaż! Czyż nie tak?
"Ależ, Ojcze Tymoteuszu! Możemy Ojca zapewnić, że uczciwa dziewczyna nigdy czegoś podobnego nie myśli, chociaż się tak ubiera", zawołały znowu wszystkie trzy razem.
"Najpierw nie zgodzę się nigdy na to, że "uczciwa" panienka "może się tak ubierać". - Łatwiej ogień pogodzić z wodą niż uczciwość z podobnym strojem; a po wtóre przeczę stanowczo temu, że dziewczyna, która się w ten sposób ubiera, czegoś podobnego nie myśli. Może sobie z tego nie zdaje jasno sprawy, może się nad tym nie zastanawia, ale w gruncie rzeczy nie inna myśl ją skłania do ukazywania się w podobnym stroju. Jest to najtańszy sposób reklamowania własnej osoby i ściągania na siebie uwagi".
"Jak to najtańszy sposób"? spytała Łucja. "Tak! najtańszy. Bo można zwracać na siebie uwagę wielkimi przymiotami serca, skromnością, pracowitością, poświęceniem dla drugich albo przynajmniej pięknością lub dowcipem. Ale to są sposoby niełatwe. Wymagają zazwyczaj wiele trudu i przezwyciężenia. Za to nic łatwiejszego, jak rozebrać się jak najmodniej i tak ściągać na siebie oczy gawiedzi ulicznej".
"A gdy jakaś dziewczyna potrafi połączyć wielkie przymioty serca, wdzięk i strój mody?" - próbowała bronić się Łucja.
"Dziecko, dziecko, to niemożliwe! Wielkie przymioty serca, uczciwość, wdzięk prawdziwy nie dadzą się pogodzić ze strojem bezwstydnym. Tak jak ogień nie może się zgodzić z wodą. Wybijże sobie to z głowy i wiedz, że jeśli chcesz pozostać uczciwą panną, nie możesz się ubierać na sposób nowoczesnych rozwódek i żydówek".
"No? to mamy chodzić dzisiaj tak samo, jak nasze pra-prababki z czasów przedpotopowych?" - rzuciła zgryźliwie Łucja, czując, że jest przypartą do muru od o. Tymoteusza.
"Tegom ja nigdy nie twierdził, odrzekł całkiem spokojnie. Sameście sobie winne, że u was "modnie i "bezwstydnie" to jedno i to samo. Czemuż się nie postaracie, by stroje niewiast współczesnych były jak najmodniejsze - owszem, niech będą również najpiękniejsze, a przy tym by odpowiadały wszystkim wymaganiom skromności chrześcijańskiej? Przecież się jedno z drugim zgodzi".
"A pewnie, że się zgodzi, przyznała Helka, znamy przecież panienki, które się bardzo pięknie ubierają i z gustem, a jednak w ich stroju nawet i o. Tymoteusz nie znalazłby nic do zarzucenia".
"O to mi właśnie chodzi, zadecydował O[jciec] Tymek - i myślę, że pójdziecie za ich przykładem".
Wszystkie trzy przyrzekły mu solennie skorzystać z jego uwag, a o. Tymoteusz udał się spiesznie do p. Taylora, w sprawie konferencji św. Wincentego.
("Chor. Maryi")