Dnia 2 kwietnia 1921 r. na cmentarzu Kalwarii Pacławskiej świeżą usypano mogiłę: młody magister nowicjuszów, O[jciec] Wenanty, Franciszkanin, wyniszczony gruźlicą płuc, żyć przestał. Zaraz powstała myśl uczczenia jego pamięci biografią; zanim jednak przyjdzie ona do skutku, niech mi będzie wolno skreślić o drogim Zmarłym wspomnień garstkę.
Poznałem go bliżej w czasie wakacji szkolnych 1912 r. na Kalwarii. Zakonnik wzorowy: najdrobniejsze przepisy klasztorne ściśle zachowywał i przykładem innych do tego zachęcał. Najzdolniejszy z kleryków, a przecie próżno szukałbyś u niego choć cienia dumy. Spokojny, uprzejmy, słodyczą ujmował sobie serca współbraci. Modlitwa - to jego najmilsza rozrywka: usuwał się też często na osobność, aby dowoli nacieszyć się rozmową z Oblubieńcem swej duszy.
W r. 1914 otrzymał święcenia kapłańskie i natychmiast jął gorliwie pracować nad uświęcaniem i nawracaniem dusz. Mimo wątłego zdrowia długie godziny spędzał w konfesjonale; słowa Bożego również nie szczędził, choć piersi słabe nieraz odmawiały mu posłuszeństwa, a raz w czasie kazania padł zemdlony. Przy tym wszystkem pokora, ta najwierniejsza stróżka wszelkiej cnoty, zawsze mu towarzyszyła: oto, pragnąc naśladować pokorę P. Jezusa, zniżającego się do umycia i ucałowania nóg Apostołów, w Wielki Czwartek całuje i on kornie nogi każdego z podwładnych sobie kleryków.
Staje również w szeregach M.I. i natychmiast organizuje Kółko Milicji wśród kleryków, aby wedle odpowiedniego statutu pogłębiali wiedzę ascetyczno-teologiczną, zasyłali przez ręce Niepokalanej gorące modlitwy o nawrócenie dusz zbłąkanych i wogóle przygotowywali się do czekającej ich pracy. Zamyśla rozciągnąć podobną działalność na ludzi świeckich, przedewszystkiern przez pouczające odczyty, ale słabnące z każdym dniem siły stanęły temu na przeszkodzie.
Gdy powstał zamiar wydawania pisemka, jako organu M.I., śp. O. Wenanty natychmiast spieszy ze słowami zachęty i radzi nie zwlekać. Sam obowiązuje się skreślić słowo wstępne i przyrzeka współpracę - gdy wtem, po ustawicznym pogarszaniu się zdrowia, śmierć przecięła pasmo jego wątłego życia...
Drogi mój Współbracie w Zakonie i dzielny Szermierzu M.I.! Teraz, gdy już stoisz przed tronem Najwyższego i wstawiasz się za zbłąkanymi duszami, gdy słabość ciała nie stawia Ci zapory w intensywnej pracy - spojrzyj! Oto bracia Twoi urzeczywistniają Twe gorące zamiary: pisemko, któregoś tak wyczekiwał, powstaje, aby dusze dla Niepokalanej zdobywać i przez Jej najczystsze ręce składać w miłością gorejącem Sercu Jezusa. Spojrzyj i zajmij się nim szczerze: wymódl pomyślny rozwój i bądź mu Patronem!