Jakże łatwo można by się porozumieć, gdyby wyrazy miały ściśle określone znaczenie - powiada chińskie przysłowie. Tymczasem jednak tak nie jest i możemy się o tym przekonać, kiedy zastanowimy się nad różnymi kierunkami, które stawiają sobie naprawę ustroju społecznego.
W dziedzinie stosunków społecznych odczuwa się powszechnie wielki brak sprawiedliwości. I o sprawiedliwości mówią nam z różnych stron: każdy projekt reform zawiera rzekomo sprawiedliwe rozwiązanie rozdziału dochodu społecznego, zagadnienia płacy i pracy. Ale już sam fakt, że te ideologie, szermujące hasłem - każą przypuszczać, że znaczenie wyrazu "sprawiedliwość" jest u różnych ludzi różne, a więc z góry można powiedzieć, że nie wszyscy o niej mają właściwe pojęcie.
Właściwe znaczenie jest takie tylko, na które my, katolicy, możemy się zgodzić.
Najkrócej i najlepiej określa się sprawiedliwość jako stałą gotowość oddania każdemu tego, co mu się słusznie należy.
W kwestii społecznej będzie to więc gotowość do poszanowania praw pracodawcy i pracownika, poszanowanie dla prawa własności, dążenie do takiego układu wzajemnych stosunków, w których przywileje i obowiązki obu stron mogą być spełnione bez niczyjej krzywdy. Współpraca stanów dla dobra ogółu - oto zagadnienie centralne kwestii społecznej.
Dlatego tak niesłychanie ważne jest zrozumienie nakazów sprawiedliwości, dlatego Ojciec Św[ięty] nie kogo innego, tylko św. Józefa uczynił patronem społecznych poczynań katolików, aby mieli zawsze żywy wzór postępowania, bowiem naczelną cnotą św. Józefa była właśnie sprawiedliwość.
Jasne jest, że nie ma na celu dobra społecznego, tj. rozwiązania sprawy społecznej w duchu sprawiedliwości, taki kierunek i takie działanie, które są wyrazem egoizmu jednej klasy, więc zarówno kapitalizm, będący egoizmem warstw posiadających, jak i socjalizm, wyrażający egoizm klasy pracującej najemnie, z natury swej kwestii społecznej nie są w stanie rozwiązać. Rządzą się egoizmem, a ten z konieczności musi budzić po drugiej stronie nienawiść i chęć odwetu, który od nieludzkiego wyzysku prowadzi do krwawych walk społecznych.
I każdy bez wyjątku może to stwierdzić w najbliższym swoim otoczeniu, w rodzinie, że egoizm nie jest niczym twórczym, że nie może być podstawą zgodnego współżycia, że przeciwnie: staje się najważniejszą przeszkodą w osiąganiu spokoju rodzinnego i dobrobytu. Każdy z nas ma w tym względzie swoje własne doświadczenia i nikogo przekonywać nie trzeba, że to małe społeczeństwo, jakim jest rodzina, kwitnie wtedy tylko, gdy w niej prawa każdego członka są według słuszności zachowywane, gdy życiem rodzinnym rządzi sprawiedliwość i miłość wzajemna.
Ta samo w życiu społecznym.
Społeczeństwo jest jak organizm, w którym wszystkie części muszą tak być zestrojone, by jedna nie rozwijała się kosztem drugiej, bo wtedy cały organizm zniekształca się, choruje. Musi więc w życiu społecznym panować zasada porozumienia się, przestrzegania praw każdego stanu do godziwego, ludzkiego życia, czyli że przeciwstawić się trzeba zarówno dyktaturze kapitału, jak i dyktaturze proletariatu, czyli kapitalizmowi i socjalizmowi.
Oba one - mimo wszelkich różnic i prowadzonej ze sobą walki - mają wiele cech wspólnych. Oba materialistyczne, z egoizmu i chęci użycia wyrosłe, wojujące nienawiścią, ograniczające swoje horyzonty do życia doczesnego, wyzwalają najgorsze ludzkie instynkty, pozbawiając człowieka jego godności, która się na poczuciu synostwa Bożego opiera.
Dlatego też, jeśli ze strony socjalizmu tak często słyszymy nawoływania o sprawiedliwość, musimy wiedzieć, że ta ich "sprawiedliwość" nie ma nic wspólnego z tym, co jest gotowością poszanowania praw ludzi, innych warstw społecznych.
Sprawiedliwość w ustach socjalisty schodzi do roli agitacyjnego wabika nieuświadomionych mas, które nie umieją dostrzec sprzeczności między tym arcysłusznym postulatem - jeśli jest po chrześcijańsku rozumiany - a socjalistycznym dogmatem walki klasowej. Bo dogmat ten ciągle jeszcze socjaliści polscy wyznają uważając go za nienaruszalne dziedzictwo "Manifestu komunistycznego" Marxa.
Po tym, cośmy wyżej powiedzieli, jasne jest, że zasada walki klas podcina organizację społeczną w jej najważniejszej podstawie: współpracy ludzi i stanów.
Rzeczywiście: kto głosi, że nie ma żadnej drogi porozumienia się, że przeciwieństwa interesów klasowych są nieprzezwyciężalne, że jedynym, skutecznym argumentem w życiu społecznym jest argument przemocy, ten nie krępuje się żadnymi względami. To jest dla niego dobre, co najrychlej prowadzi do celu: przewrót, gwałt, anarchia. Według powiedzenia Marxa, że przemoc jest "akuszerką przestarzałej społeczności".
To hasło walki klasowej mogło mieć duże znaczenie propagandowe wtedy, kiedy trzeba było rozbudzić w szerokich masach robotniczych uświadomienie należnych im praw. Kiedy państwo nie interesowało się życiem gospodarczym i wydało je na łup egoizmowi kapitalistów - robotnik nie miał żadnej prawnej ochrony przed wyzyskiem i dlatego obudzenie w nim solidarności klasowej było początkiem organizowania się ludzi pracy. Dziś, kiedy w każdym państwie mamy bogato rozbudowane ustawodawstwo społeczne - to jest całokształt ustaw państwowych zabezpieczających prawa robotników - kiedy państwo skutecznie wkracza w dziedzinę stosunków między kapitałem i pracą, kiedy skutkiem tego sprawiedliwość społeczna może być dochodzona najzupełniej legalnie - zasada walki klas winna zdawałoby się spaść z repertuaru socjalistycznego, tracąc nawet to propagandowe znaczenie.
Socjaliści polscy jednak z nią nie zrywają! Na tej podstawie budują cały swój ruch zawodowy, tworząc klasowe związki zawodowe. Klasowe - to znaczy hołdujące zasadzie walki klas, przekonaniu, że przeciwieństwa interesów pracodawcy i pracobiorcy nie mogą być inaczej rozwiązane jak tylko przy użyciu siły, przemocy.
Wyobraźmy sobie teraz obrazek najzupełniej rzeczywisty: przedstawiciel takiego związku zawodowego udaje się na konferencję z pracodawcą poświęconą sprawie polepszenia warunków pracy. Jako reprezentant interesów robotników zaopatrzy się w teksty obowiązujących ustaw socjalnych, zabezpieczających prawa robotników i będzie starał się przemawiać do przekonania pracodawcy, że wprowadzenie w życie tych ustaw na terenie danej fabryki przyniesie obopólną korzyść, będzie przedstawiał takie argumenty, aby wreszcie znaleźć formułę porozumienia, w której prawa obu stron będą należycie uszanowane. Tak będzie postępował, jeśli chce w ogóle jakiś pozytywny rezultat swoich starań oglądać.
Inaczej mówiąc, hasło walki klas, wynikające z poglądu, że interesy obu stron są nie do pogodzenia, w praktyce trzeba usunąć w cień, zastąpić formułą współzależności i konieczności porozumienia, czyli trzeba zapomnieć o podstawowej zasadzie socjalizmu i wtedy można oczekiwać jakiegoś rezultatu w dążeniu do poprawy losu pracujących najemnie. Czy nie jest jasne, że zdobycze ruchu zawodowego zawdzięczać należy zasadzie wprost przeciwnej socjalistycznemu hasłu walki klas?
Na jeden bardzo ciekawy fakt zwróciła uwagę społeczeństwa polskiego prasa w ostatnich tygodniach. Oto jedno z socjalistycznych pism z okazji wydania numeru specjalnie poświęconego Łodzi zawalone było po prostu ogłoszeniami żydowskich przemysłowców, kapitalistów - jak wiadomo reklama taka sporo kosztuje. Z owego specjalnego numeru niby poświęconego robotniczej Łodzi więcej można było się dowiedzieć o sympatii żydowskich kapitalistów dla socjalistycznego dziennika, niż o położeniu polskich robotników w fabrykach tychże żydowskich kapitalistów. Fakt godny zapamiętania i skłaniający do rozmyślań, dlaczego hasło walki klasowej z kapitałem żydowskim uległo tutaj wyraźnemu zawieszeniu... I nasuwa się odpowiedź, zawarta w słowach, które jeden socjalistyczny dziennik lubi kierować pod adresem swoich przeciwników: pieniądze nie śmierdzą...
Przy takiej oto "moralności" i "sprawiedliwości" socjalizm ma odwagę obrzucać katolicyzm obelgami, odmawiając mu w dziedzinie społecznej wszelkich zasług, uważając Kościół za podporę kapitalizmu itd, itd. Zarzutom tym przyjrzymy się z osobna.