Słońce ludzkości

Średniowiecze, jak każda epoka, miało swój okres chwały i blasku, ale też i okres upadku i - przewagi materji nad duchem. Takim okresem materjalizmu przygłuszającego zew ducha był wiek XI i XII, okres feudalizmu rozpanoszonego na całym zachodzie Europy.

"Feudalizm staje się osią ówczesnych stosunków i ówczesnego bytu. Więc i Kościół żyjący w tych stosunkach siłą rzeczy zostaje w ich orbitę wciągnięty. Biskupi, opaci, dygnitarze kościelni zdobywają prawa władz świeckich, obszary, honory, prerogatywy i przywileje niezwykłe. Jak zaś każdy posiadający przywiązuje się do rzeczy posiadanych i broni się, aby nic z nich nie stracić, tak było i z duchowieństwem, które posiadłszy obszerne włości, troszczyło się przedewszystkiem o ich utrzymanie i pomnożenie.

I chociaż Kościół zajaśniał wtedy blaskiem bogactw i ziemskiej potęgi, jednak w tem właśnie tkwiło dlań wielkie i groźne niebezpieczeństwo. Bo w parze z dostatkami idzie zawsze zeświecczenie, upadek ducha i gorliwości o zbawienie dusz. Ze strony zaś wiernych rodzi się nieufność, zazdrość, powstają sarkania, niechęć i nieposłuszeństwo. Na tem tle też potworzyły się różne złośliwe herezje, zagarniając w swe szeregi masy ludu, niezadowolonego ze swych pasterzy. Waldensi, albigensi, humiljaci porywają tłumy.

I kiedy horyzont życia Kościoła tak ciężkie i czarne zasnuły chmury, kiedy zdało się wielu, iż z tego upadku Kościół już się nie podźwignie wówczas Pan Bóg wzbudza męża-prostaczka i jemu rzuca rozkaz:
"odbuduj Mój Kościół!"

Mężem tym opatrznościowym, którego działalność miała zaważyć na szali wieków, a którego wpływ sięga aż po dziś dzień, mimo przeszło siedmiowiekową dal, jest św. Franciszek z Asyżu.

św. Franciszek
św. Franciszek poślubia "Panią Ubóstwo".

Nie zamierzamy tu kreślić życiorysu Odnowiciela średniowiecza, lecz wskażemy tylko na te wartości, które go uczyniły wielkim i przesławnym reformatorem Kościoła. Zgóry musimy zaznaczyć, że Franciszek w swej pokorze nie rościł sobie wcale pretensyj do tytułu reformatora, ani nawet nie myślał o tem. Ale, żarem miłości Bożej mając rozpaloną duszę, nie poprzestaje na trosce o własne zbawienie, lecz nadto pożąda gorąco, by i bracia jego, ludzie wszyscy, poznali dobrego Boga i pokochali, jak on Go pokochał, aby dla Jego miłości porzucili grzech i występki, a służyli Mu całem sercem, bo tylko w ten sposób zyskają Boga a z Nim szczęście wieczne.

Ponieważ zaś dobra doczesne bardzo absorbują człowieka i pochłaniają jego myśl, uniemożliwiając a przynajmniej czyniąc prawie niemożliwem staranie o duszę, przeto Franciszek porzuca bogactwa domu ojcowskiego, pragnąc nic nie mieć i być wyzutym z wszystkiego, jak Chrystus.

Od tych, co chcą za nim iść, żąda także bezwzględnego ubóstwa. Bracia jego mają się kontentować użebranym worem zgrzebnym, służącym za ubranie i resztkami pożywienia rzucanym im z litości. Dopiero wtedy staną się swobodnymi i prawdziwie wolnymi, kiedy nietylko nic nie będą posiadać, ale kiedy duszą całą wzgardzą dobrami doczesnemi.

To skrajne ubóstwo, to jedna z głównych cech ducha św. Franciszka. Nim przeciwstawił się on duchowi świata: chciwości, żądzy dóbr, upadlających człowieka, bo zamykających mu oczy na dobra wieczne.

Ale to dopiero początek, pierwszy krok. Bowiem w człowieku są jeszcze inne złe skłonności, jest ciało pełne żądz, są zmysły nienasycone, które - trzeba ujarzmić, okiełzać, aby nad duchem góry nie wzięły.

Niektórzy obłudni entuzjaści św. Franciszka przedstawiają go jako ckliwego poetę, rozbawionego na łonie natury, uśmiechającego się do każdego kwiatka, stającego do konkursu z słowikiem, prawiącego kazania do ptasząt. Zapominają zaś albo wprost nie chcą widzieć w nim męża umartwienia, owszem przedstawiają go jako wroga pokuty. A przecież to co oni sobie przedstawiają, nie jest Franciszkiem, to tylko mały skrawek jego indywidualności, ale nigdy całość. Bo Franciszek to mąż niezwykłej pokuty i surowego życia. On potrafi trzymać krótko "brata osła", on go trapi licznemi i ostremi postami, on potrawy zaprawia popiołem, aby zmysł smaku udręczyć, on rzuca się w zaspy śnieżne, gdy pożądliwość go pali, on lato zima chodzi w jednej siermiędze, drżąc z zimna.

I gdy postronni, patrząc na jego pokutę, kiwają głową z politowaniem, mówiąc, że od srogich pokut zmysły postradał, on wspomina wyrok Boga-Człowieka, orzekającego, iż Królestwo Boże gwałt cierpi i tylko gwałtownicy porywają je.

Niedość jednak wyzbyć się dóbr doczesnych, niedość ujarzmić ciało zmysły, trzeba nadto podnieść skażoną i spodloną wolę, co odżywa się w nas pychą, ambicją i egoizmem. Jak to zrobić? Przez pokorę i wyniszczenie w sobie własnego "ja". Zrozum, żeś niczem, żeś nędzą samą i prochem, żeś bańką nadętą i zgnilizną. Gdy uznasz, żeś sam z siebie nędzarzem, gdy ukorzysz się przed Majestatem Boga, zakwitnie w twem sercu pokój i błoga radość.

Taka pogoda jest znamieniem Franciszka i jego braci mniejszych. Nie szukają siebie, ni własnych korzyści, ni własnej woli, znajdują Boga a z Nim pokój i wesele ducha, opromieniające ich nadziemską aureolą. "Nie godzi się sługom Pana mieć pochmurnego oblicza" - głosi Franciszek.

Kiedy się dziś o tych rzeczach mówi lub pisze, można łatwo narazić sie na zarzut przesady lub jednostronności. Bo jakżeż to można się weselić będąc obdartym, głodnym i zmarzniętym?

- Jakże to latają orły w przestworzach - dziwują się żółwie i płazy. Podobnie z nami. Tak nasiąkliśmy materjalizmem, nasze pojęcie tak zmieszane z błotem i tak obciążone ziemską mgłą uprzedzeń i światowego wstecznictwa, że już nie pojmujemy rzeczy Bożych, że ci co inaczej myślą i czynią, niż nurzający się w bajorku ziemskiem ogół, są okrzyczani za warjatów, za ludzi myślących nierealnie, za manjaków.

A jednak coraz częściej dają się dziś słyszeć głosy, że tylko powrót do ideałów Franciszka Serafickiego, do jego ubóstwa, prostoty, pokuty, umartwienia i miłości - czyli do Ewangelii jest jedynem lekarstwem na przeróżne zło, wężowemi splotami duszące ludzkość.

Chcecie się przekonać o tem? - Spróbujcie najpierw sami, w miarę możności, kroczyć śladami Franciszka, a ujrzycie, że będzie wam daleko lepiej, niż jest dziś. Co więcej, będzie wam tak dobrze, że znajdziecie w sobie dość zapasów dobroci, aby podzielić się z bliźnimi. Bo dobroć jest rozlewna, jak miód[1]

[1] Kilka myśli zaczerpnąłem z art. J. E. ks. bpa Godlewskiego p. t. "Poverello. z Assyża" zamieszczonego w "Mies. Katech." X 1934 r.