Rzut oka na pięciolecie "Rycerza" w Japonii

Nie stać nas jeszcze na ogarnięcie innych terenów pracy, więc i w roku [1934] działalność rozwijała się przez słowo drukowane i podawane raz tylko na miesiąc i w jednym tylko "Kishi".

Przyznać trzeba z ręką na sercu, że obecny teren pracy mało i to bardzo mało jeszcze jest wykorzystany. Na listy pełne zaufania pogan i protestantów, nieraz ich autorzy długie tygodnie lub miesiące oczekują odpowiedzi, bo... brak czasu na podjęcie szczegółowszego przetłumaczenia, opracowania czasem dość trudnych odpowiedzi i postaranie się, by te

odpowiedzi w odpowiedniej szacie, zależnie od poziomu umysłowego autora listu, przygotować.

Dla załatwienia językowego nawet poza opłotki Mugenzai no Sono sięgać nieraz trzeba, bo nasi poczciwi skośnoocy albo koreański styl mają, jeżeli z tamtej ziemi przyjechali, albo brak im przygotowania, żeby filozoficzne rzeczy piórem "kandziować". - Stąd też duże opóźnienie. Zwyczajną administracyjną korespondencję załatwia się dostatecznie w domu.

Nie wystarczy jednak odpisać albo nieraz "odbąknąć" ale trzeba by zaopiekować się każdą z takich dusz, co już zdobyła się nie tylko na to, by nie zasunąć drzwi przed "Rycerzem", ale na tyle się nim interesuje, że nawet listownie się zwraca. Ale na to już absolutnie brak czasu. Najwyżej powiadamia się lokalnego misjonarza o adresie takiego czytelnika, a czytelnikowi podaje się adres misjonarza. I na tym koniec.

Delikatny zaś Japończyk, który po złożeniu wizyty uważa za swój święty obowiązek jeszcze napisać pocztówkę z przeproszeniem, że przeszkodził w zajęciach, przestaje się odzywać po takim załatwieniu, by przypadkiem nie być przeszkodą. - A tak żal tych dusz...

A już o odwiedzeniu czytelników, rozsianych po całej Japonii jak długa i szeroka, to ani mowy być nie może.

Ból też tylko przełykać przychodzi, gdy się ogląda szpalty dziennika "Osaka Mainici" w języku angielskim. Wciąż tam o protestantach, wiadomości kościelne (nabożeństwa) protestanckie. To znowu wyglądają z fotografii twarze "Rotary international clubs" i roznosi się hymny na ich cześć Taż gazeta wychodzi w milionowym nakładzie w języku japońskim pod tytułem "Osaka Mainici" i "Tokio Nici-Nici".

A katolicka prasa? Wysiłkiem wszystkich misji, założony w Tokio "Katoriku Shinbun" ukazujący się tylko raz na tydzień o objętości skromnej, z trudnością usiłuje dobić nakładu do 10.000.

Ks. Urakawa, wikariusz generalny diecezji Nagasaki, redaktor i wydawca dwutygodnika diecezjalnego i autor lub tłumacz całego szeregu książek, ten, który w pierwszych dniach przybycia naszego do Japonii wyraźnie oświadczył, że "Rycerza" w Japonii nie potrzeba, bo poganie katolickiego pisma czytać nie będą, a katolicy z trudnością utrzymują te pisma, które już istnieją - powiedział nam bez ogródek: "Katoriku Shinbun", "Koe" i inne pisma czytają tylko katolicy, a "Rycerza" czytają nawet poganie i dlatego będę wam dopomagał piórem. I przyrzeczenia dotrzymuje wiernie.

Ale czym jest 65.000 egz. "Rycerza" na dziesięciomilionowy tłum pogan łaknących słowa drukowanego?

Jeszcze jedno dorzucę. Misjonarz pióra nie liczy swych owoców ilością wydanych metryk chrztu, ale jest wychowawcą masy, urabia opinię, łagodzi nienawiść ku katolicyzmowi, wyświetla i pomału usuwa z umysłów zastarzałe uprzedzenia i zarzuty, usposabia do stopniowej lojalności względem Kościoła, czasem (mniej lub więcej długim) do pewnej sympatii zaufania, wreszcie chęci zapoznania się bliższego z religią. Droga to długa, ale za to prowadzi nią taki misjonarz już nie tylko jednostki, ale masy.

I jeszcze jedno. Taki misjonarz, żeby trafić do serc, musi się zbliżyć do krajowców, dużo jeździć z rekolekcjami, misjami, spowiedziami po różnych częściach kraju, poznać, pokochać ten lud itd. Ale to wszystko dla nas na razie marzenia tylko. Nawet nie mamy obecnie dosyć czasu, by nabrać wprawy w języku. Bo i szkoła i bieżące zajęcia i... i bielejące też włosy... itd.

Po co to wszystko popisałem? Bo może kto z młodych kapłanów i przygotowującej się do przyszłych święceń młodzieży przeczytawszy o tym wszystkim powie sobie: Dwa razy się nie żyje, ale tylko raz. Pożyję ja może jeszcze lat 50 może 80, ale w końcu i umrę. Czy też nie byłbym bardziej zadowolonym w ostatniej godzinie, gdybym prędzej co prawda umarł, ale za to poświęcił swe życie dla dusz pogańskich pod sztandarem Niepokalanej?...

Wyspy Goto w Japonii

[Fot. 1] Przepiękny widok na wyspy Goto w Japonii.