Rodzina Maryi

Najzabawniejszy typ człowieka na świecie, to "pesymista". Człowiek taki widzi życie całe w czarnym kolorze. Narzeka nieustannie. Przewiduje najgorsze. Kiedy spotka go powodzenie, to martwi się, że wkrótce minie. Kiedy na dworze pogoda, kłopocze się, że po pogodzie bywa deszcz. Kiedy jest zdrów przewiduje chorobę, Kiedy... ot, nudna figura.

Jędrzej, mój kolega, był takim pesymistą. Wystarczyło nań spojrzeć, żeby odkryć to jego usposobienie. Zapadłe policzki. Opuszczone w dół kąciki ust. Gorzki uśmiech. Znużony wzrok.

Jędrzej nie miał przyjaciół, "bo nie na porządnych ludzi". Nie żenił się "bo dzisiejsze panny nie nadają się "na zony". Nie odwiedzał ludzi: "bo nie ma porządnych rodzin". To ostatnie twierdzenie wypowiedział w sobotę rano w biurze. I przebrał miarę. Rozgniewałem się na dobre.

Pleciesz głupstwa, uczciwych rodzin jest setki, tysiące.

Nie prawda, - krzyknął zaperzony Jędrzej. - Chciałbym widzieć choć jedną.

Zobaczysz!

Nie zobaczę.

Zakład?

Zgoda!

A więc po biurze bierze rower. Jedziemy na noc. Pokażę ci taką rodzinę.

Jędrzej nie spodziewał się tak energicznego ataku. Ale nie mógł odmówić. Bał się, że odmowę uznam za kapitulację.

Zapadał zmrok. Pędziłem pierwszy po twardej jak rzemień leśnej ścieżce. Drzewa i krzaki umykały wstecz coraz prędzej. Wędrówka na rowerze w lesie nocą nie jest bezpieczna, toteż dobywaliśmy wszystkich sił, żeby być u celu przed zapadnięciem ciemności.

Domek Krzysztofa z obejściem stoi w głębi lasu. Krzysztof to gajowy. Wojenne przygody związały nas przyjaźnią na całe życie. On to przez swą prawość i

dobroć przywrócił mi wiarę w łudzi. Mieszka na odludziu z żoną, siostrą i czworgiem dzieci. Cieszy się szacunkiem we wsiach okolicznych. Mówią o nim: "to dobry człowiek".

Właśnie taką rodzinę chciałem pokazać memu "pesymiście". Droga była daleka, ale zdążylibyśmy przed zachodem, gdyby nie wypadek na początku wycieczki. Jędrzejowi pękła "naturalnie" opona i straciliśmy wiele czasu na naprawę roweru. Las nasiąkał cieniem. Ciemność rosła. Z coraz większą trudnością rozpoznawałem szary szlak ścieżki.

Kiedy cicho jak duchy wpadliśmy na polankę, na której majaczył domek Krzysztofa, była już noc. Zeskoczyliśmy z naszych żelaznych wierzchowców przed furtką. W obejściu panowała zupełna cisza. Nawet psy milczały.

Furtka w płocie otworzyła się bezgłośnie. W szparach okiennic nie było światła. Dom spał.

Chciałem już stukać do drzwi, kiedy poczułem na ramieniu dłoń Jędrzeja.

Uważaj, tam w lewo...

Tak, w lewym kącie podwórza, gdzie stała stodoła zabłysło światełko. I zgasło. Potem rozległ się cichy trzask i nowy płomyk ukazał się znowu.

Nie, Jędrzej nie jest niedołęgą. Skoczył jak ryś. Jeszcze nie zdążyłem zebrać myśli kiedy w kącie stodoły zakotłowało się gwałtownie. Rzuciłem się w kierunku gdzie w ciemności zmagały się dwie ludzkie postacie. Zapach alkoholu i nafty w mgnieniu oka wyjaśnił mi położenie. Nie było czasu do stracenia. Jędrzej szamotał się z silnym mężczyzną, który wyrywał mu się ze wszystkich sił. Po chwili nasz przeciwnik był obezwładniony. Pozwolił prowadzić się nam bez oporu. Niosłem w ręku dowody winy: bańkę z naftą i porzucane zapałki. Przyszliśmy w ostatniej chwili. W razie spóźnienia obejście Krzysztofa: stodoła, obora, dom zmieniły by się w jedno wielkie ognisko.

Drzwi domu skrzypnęły: Oślepił nas błysk lampki elektrycznej. W chwilę potem zobaczyłem przed sobą wylot dwóch rur dubeltówki. Jednocześnie rozległ się okrzyk: "Janek! To ty? Kogo prowadzisz! Ach, to on! Krzysztof nie spuszczał dubeltówki z naszego jeńca. U jego boku dzielnie trwała siostra przyjaciela, Marysia. To ona latarką oświetlała cel bratu.

Krzysztof opuścił broń. Wprowadziliśmy zbiega do domu. W przedsionku zatrzymaliśmy się wszyscy. Teraz dopiero mogłem się przyjrzeć przestępcy. Był młody, silny, wysoki, ubrany dostatnio. Drżał na całym ciele, a oczy biegały mu niespokojnie. Przypominał wilka złowionego w sidła.

Chciałeś podpalić mój dom? - mówił Krzysztof.

Zbieg milczał. To milczenie było wymowniejsze od odpowiedzi.

Głupi człowiecze? Ktoś ci doniósł, że to przeze mnie straciłeś pracę w tartaku. To kłamstwo. Zawiniłeś sam, przez nieuczciwość i pijaństwo. Teraz patrz!

Szybkim ruchem Krzysztof uchylił drzwi. Ukazała się nam izba. Pod drzwiami w wyczekującej postawie stała żona Krzysztofa. W głębi, na posłaniu uśpione główiny trojga dzieci. W kącie kołyska. Malcy spali spokojnie i beztrosko. Najstarszy założył rączki pod głowę. Dziewczynka w kołysce uśmiechała się przez sen.

Widzisz dzieci. - Głos Krzysztofa był przerywany, ale spokojny. Pomyśl, co by się z nimi stało, gdyby nie oni gdybyś ty...

Podpalacz, podniósł instynktownie oczy. Zmiana w jego twarzy zaparła mi dech w piersi. Poszarzała. Kąty ust zapadły bezradnie. W mgnieniu oka pewny siebie młodzik zmienił się w złamanego człowieka.

Ja, panie... ja... nie...: myślałem... nie wiedziałem.

Ale teraz wiesz! - Głos Krzysztofa brzmiał tak twardo, jakby wygłaszał wyrok. - I widzisz, jakby wyglądała twoja zbrodnia! Morderca dzieci!

Jezus Maria, ja już nigdy, nigdy...

Przerażenie i rozpacz tego okrzyku wstrząsnęły mnie do głębi. Nie, ten człowiek nie bał się kary. Bał się swego czynu.

Idź bracie do domu... W pierwsze i chwili nie zrozumiałem znaczenia słów Krzysztofa. Ale schwytany zrozumiał je Zadrżał i wpatrzył się pilnie w oczy mówiącego.

Idź do domu. I zmień życie. Wierzę, że się poprawisz... Ale gdyby... są świadkowie. No, Bóg z tobą. A to weź... wcisnął w pięść podpalacza mały, błyszczący medalik.

Nieszczęśliwy nie odpowiedział. Odwrócił się bez słowa i ruszył, zataczając się do drzwi. Po chwili wsiąkł w ciemność. Z głębi nocy doszedł nas rozpaczliwy męski szloch.

Nazajutrz po południu wracaliśmy tą samą drogą. Nasze żelazne konie toczyły się obok siebie. W tej podróży nie poznawałem Jędrzeja. Zmienił się nie do poznania. Był pełen entuzjazmu, rozpromieniony, szczęśliwy. Nie, to nie tylko dzielne, błękitne oczy Marysi, w które spojrzał po raz pierwszy w tragicznej chwili, spowodowały tę zmianę. Dzień spędzony z Krzysztofem, wśród jego rodziny, napełnił go entuzjazmem. Nic mógł zapomnieć mężnego, a tak chrześcijańskiego postępku mego przyjaciela. Ale przede wszystkim zachwycała go je go skromność i prostota. O wypadku nocnym, o podpalaczu nie było bowiem mowy przez cały dzień naszego pobytu w gajówce. Gościnni gospodarze przy pomocy Marysi i starszych dzieci zrobili wszystko by umilić nam pobyt. Dopiero w chwili pożegnania, Krzysztof powiedział do cisnącej się przy furtce ogrodowej gromadki:

Patrzcie dzieci - ci dwaj panowie uratowali nam życie.

A jego żona, kiedy schylałem się przed nią w ukłonie, szepnęła "Bóg zapłać"

Myśl o naszych gospodarzach, nie opuszczała Krzysztofa po powrocie. Sam pierwszy przyznał się do przegranego zakładu. Ciągle z radosnym zdziwieniem powracał do dawnego tematu: "Co za wspaniali ludzie! Jaka dobroć! Jaka prostota".

Po tygodniu Jędrzej jeszcze nie ochłonął.

Powiedz mi pytał - skąd się biorą tak czyści ludzie. Jak się tworzą takie rodziny?...

Odpowiedziałem na to pytanie pytaniem:

Czy widziałeś nad biurkiem Krzysztofa fotografię?

Tak, ten zakonnik z długą brodą. Oczy miał, jak żywe. Zdawało się, że chce przemówić...

O, on mówi! Do ciebie, do nas. To męczennik oświęcimski. Wielki czciciel Niepokalanej, Ojciec Kolbe.

Ach, słyszałem o nim.

Widzisz - ciągnąłem - on jest nauczycielem Krzysztofa i przyczynia się do wychowania takich ludzi....

Jak?

Ma "Pomocnika" - Niepokalaną. Nie rozumiem.

Widzisz - to jest tak... Tłumaczyłem, a myśli i słowa układały mi się jakoś same. Prawdą jest, że człowiek to istota ułomna. Słusznie mówisz, że wielu jest ludzi, którzy źle żyją, popełniają złe i brudne czyny. Żeby być dobrym człowiekiem, czystym, prawym, dzielnym chrześcijanin stara się o pomoc Bożą. A Pośredniczką w udzielaniu tej pomocy z Bożej woli jest Matka Zbawiciela.

Jędrzej słuchał uważnie, ja ciągnąłem dalej.

Niepokalana... Tak często modlimy się do Niej, odmawiamy Różaniec. A nie pamiętamy, że Ona nie jest gdzieś daleko. Nawet nie jest czystym duchem. Z łaski Bożej wzięta do nieba, przebywa tam z duszą i ciałem, chwalebnym już nie poddanym ani śmierci, ani cierpieniu. Ona, Matka, opiekuje się nami. Przecie i o tobie, i o mnie Chrystus mówił do Niej na krzyżu: "Oto syn twój".

Ten, kto zna tę prawdę, nie ogranicza się do suchej modlitwy. On chce żyć i żyje z Matką na co dzień. A Ona z nim. Z jego rodziną. Tak żyje Krzysztof.

Rano, w południe i wieczorem, kiedy dzwon kościelny bije na Anioł Pański - każdy członek jego rodziny osobno czy wspólnie odmawia modlitwę, która jest przypomnieniem Zwiastowania i Wcielenia.

Każdy ma przed oczami wizerunek Niepokalanej na miejscu honorowym domu. Przypomina mu on o niewidzialnej, ale duchowej i cielesnej jednocześnie obecności Matki, która przebywa ze swymi dziećmi.

Wieczorem rodzina zbiera się przy różańcu. To Krzysztof prowadzi rozważania. Ten człowiek ma szczególną łaskę: potrafi przybliżyć Niepokalaną do swych ukochanych. Stawia im przed oczy Jej czystość, jej ciche, bohaterskie spełnianie obowiązków dnia codziennego, z miłości ku Bogu, Jej gotowość do najwyższych ofiar dla zbawienia i uświęcenia ludzi. Potem, w ciągu dnia, każdy czyn podświadomie bywa przymierzany do doskonałego wzoru Matki Zbawiciela. Toteż nie usłyszysz w tej gromadce brudnego słowa, które rodzi brudną myśl. Sobota, to dzień Niepokalanej. Toteż w pierwszą sobotę miesiąca cała rodzina przystępuje do Komunii świętej w intencji uczczenia Najświętszego Serca Jezusa przez Serce Jego Matki. Wiesz sam, jakim źródłem szczęścia i mocy jest Eucharystia. Co sobotę, wieczorem odbywa się wspólne czytanie książek religijnych.

Na takiej glebie wykwita najpiękniejszy kwiat miłosierdzia. I tak rok po roku, miesiąc po miesiącu, tydzień po tygodniu, dzień po dniu, a niemal godzina po godzinie upływa życie tych ludzi - jak nieustanny różaniec modlitwy i czynu.

Ponieważ sam widok życia rodziny Krzysztofa wstrząsnął tobą i zmienił twój pogląd na świat, a pomyśl, jakie przemiany w duszy niedoszłego mordercy wywołał jego chrześcijański postępek.

Mógłbym jeszcze długo tak mówić, ale spostrzegłem, że myśli Jędrzeja powędrowały w innym kierunku.

Jak myślisz? - przerwał mi, czy to wypada... czy będę mógł ich odwiedzić... i pannę Marysię....

Czy chcesz stworzyć taką samą rodzinę? Zapytałem przekornie.

Tak! - odpowiedział krótko i uczciwie spojrzał mi w oczy.