Przeszłość tyrana Callesa.
Drukuj

Ten jawny wróg Boga, tyran i morderca całych tłumów ludzi, ma takie karty w księdze swego żywota. Które w każdym innym cywilizowanym państwie niezwłocznie otworzyłyby mu wrota więzienia, a które w nieszczęśliwym Meksyku doprowadziły go do godności prezydenta, zdobytej zdradą i podłością.

Kim jest Calles, mówi książka jego ziomka Brigido Caro, napisana z okrutną trzeźwością. Ma ona tytuł: "Bolszewicki dyktator Meksyku". Są w niej zawarte koleje życia Callesa przed objęciem prezydentury. "Turek, żyd lub Syryjczyk libański z ojca, metys z matki - mówi autor - spędził Calles swą młodość wśród najburzliwszych przygód, zdradzając już wtedy pociąg do najzuchwalszych awantur. Wydziedziczony przez ojca za ciągłe "bohaterstwa" wiódł nędzny, rozpustny żywot dopóki przy swych, więcej niż skromnych, wiadomościach nie zdołał otrzymać posady nauczyciela w szkole ludowej, w miasteczku Guyamas, w stanie Sonora. To pewne, że sposób prowadzenia się takiego nauczyciela wcale nie przyczyniał się do postępu moralnego uczniów. Jako kasjer związku nauczycielskiego doprowadził w krótkim czasie związek do bankructwa. Powierzone sobie pieniądze wydawał na pijaństwo i rozpustę. Dzieci w swej szkółce katował do tego stopnia, że w końcu na żądanie rodziców musiano go stamtąd usunąć.

Dzięki wpływom został wkrótce Calles skarbnikiem miasteczka Guyamas, ale po kilku miesiącach za sprzeniewierzenia pieniężne złożono go z urzędu i wtrącono do więzienia. Po wyjściu z więzienia podjął się Calles prowadzenia restauracji w hotelu, którego stał się później właścicielem.

Zbankrutowawszy podpalił hotel, żeby w ten sposób zdobyć sumę, na którą hotel był zaasekurowany. Przez jakiś czas był kierownikiem wielkiego młyna. Gdy i to przedsiębiorstwo doprowadził do bankructwa, dostał zajęcie w pewnej karczmie. Następnie zajmował się na spółkę z innymi stręczeniem nieletnich dziewcząt do domów nierządu i bandytyzmu.

Przewrotność, która go nigdy nie opuszczała i zręczne konszachty posuwały go po szczeblach drabiny administracyjnej, aż wreszcie przy wybuchu rewolucji w r. 1910 postawiły go w obliczu nieskończonych możliwości. Jednakże wpadł on w ręce swych wrogów i już miał być rozstrzelany, gdy wstawienie się jednego z przyjaciół w ostatniej chwili ocaliło mu życie. Zbawcy swemu odwdzięczył się wkrótce w ten sposób, że gdy po rewolucji został wyższym urzędnikiem municypalnym, kazał go powiesić na słupie telegraficznym, razem z trzema innymi ludźmi. Okropnemu widokowi wisielców przyglądał się następnie z zadowoleniem w ciągu całych godzin.

Kiedy podczas rewolucji zwyciężył Madero, Calles zgłosił się do niego na służbę. Nowy gubernator stanu Sonara mianował Callesa komisarzem. Na tym urzędzie doszedł Calles przy pomocy bandytów i złodziei bydła w Stanach Zjednoczonych do wielkiego majątku. Mając pieniądze, dostał się wkrótce na stanowisko gubernatora i generała. Postanowił wypędzić ze swego gubernatorstwa wszystkich księży i celu dopiął.

Za rządów Obregona, który przywołał go do swego boku i powierzał ważne sprawy państwowe, był Calles najokrutniejszym prześladowcą jego przeciwników politycznych. Był także założycielem bolszewickiej partji w Meksyku i brał udział w spiskach na rząd Stanów Zjednoczonych razem z bolszewikami przybyłymi z Rosji. Jako dowódca skrajnych lewicowców został Calles kandydatem na prezydenta. Usunąwszy jednego z kontrkandydatów na to stanowisko, generała Flores, zdołał przy pomocy całkowicie bezprawnych środków, objąć naczelną władzę po Obregonie, wbrew konstytucji meksykańskiej, która przepisuje, że prezydentem Meksyku może być tylko Meksykanin z urodzenia i z rodziców urodzonych w Meksyku. Nic nie uprawniało Callesa do zajęcia stanowiska, które zagarnął. Opierał się jedynie na brutalnej przemocy i poparciu zagranicznych potęg, które także wywiódł pole. Objeżdżał Stany Zjednoczone i Europę, kłaniał nisko - i tak mimo prawnych przeszkód" były oszust, złodziej, bandyta, aresztant, kat dzieci, handlarz dziewcząt, Został przez wszystkie rządy uznany jako prawowity prezydent Meksyku.

I wiek dwudziesty, który z taką zaciekłością i takiem oburzeniem pisze o barbarzyństwach i inkwizycjach minionych wieków, bije czołem, uwielbia i odznacza orderami tyrana, którego dzieje wypisane są krwią i łzami.


Jeżeli się lękasz, że Bóg zagniewany z powodu twych grzechów, wywrze na tobie Swą zemstę, co ci wypada uczynić? Idź, zwróć się do nadziei grzeszników, do Marji a gdybyś się obawiał, że nie będzie chciała stanąć po twej stronie, wiedz, że nie może ci odmówić Swej obrony, bo Bóg sam powierzył Jej obowiązek wspomagania nieszczęsnych.

Św. Bonawentura

Biedni bylibyśmy, my grzesznicy, gdybyśmy, niż mieli tej wielkiej Orędowniczki, która jest tak potężna, tak kochająca, a zarazem tak roztropna i mądra, że sędzia- Syn Jej - nie może potępić tych, za którymi się Ona wstawia.

Ryszard od św. Wawrzyńca