Proch jesteś szary...

Cicho szepcą usta kapłana sypiącego szczypty popiołu na pochylone głowy wiernych w mglisty poranek popielcowej środy. Lubimy te poważne ceremonje. Mają one w sobie pewien odrębny nastrój. Fioletowy strój liturgiczny kapłanów, rzewny ton śpiewanych pokutnych psalmów...

Po wesołych, przepojonych kolędami, dniach karnawału po skocznych melodjach walca, tanga, czy foxtrota, popielcowa środa działa, jak napój orzeźwiający. Zresztą, - to już tak od lat, odkąd pamiętamy nasze dzieciństwo. Zawsze przed Wielkanocą - post, a u jego początku - popielec. Przyzwyczailiśmy się już do tego, i gdyby nawet ceremonij tych zabrakło, byłoby nam nieswojo.

Myślimy tak, czujemy i, wierni tradycji, chylimy głowy, by przyjąć pokutny proch.

A potem? - Wychodzimy z kościoła, otrzepujemy szary pył i znów jesteśmy tymi ze świata postępu i pogoni za chlebem. Pokutnicy XX wieku!

O, naprawdę - jak strasznie zabójczy pęd cywilizacji obecnej doby zabił w nas ducha Chrystusa Pana! Jak obcemi są dla nas katolików głębokie, zasadnicze wymagania Jego nauki.

Otoczeni zewsząd niedowiarstwem, szydzeniem z rzeczy świętych i wzniosłych, wyśmiewani przez przyjaciół, kolegów i koleżanki, zatruwani wolnym sposobem myślenia, zaślepieni wstrętnemi ilustracjami nagości ludzkiego ciała w imię klasycznej formy i idealnej linji, karmieni lichą, przyziemną lekturą gazet, tanich książek, popularnych wydawnictw - rośniemy jak dziczki na niwie Kościoła Chrystusowego.

Jesteśmy ludźmi powojennymi. Wielu z nas pamięta te straszne chwile grozy pełne szału namiętności. Jesteśmy ludźmi, którzy chorują na "nerwy", niecierpliwiącymi się, nie mającymi nigdy czasu, biorącymi życie dziwnie powierzchownie i niedbale. Szukamy wesołości i beztroski, bo lękamy się instynktownie bólu i cierpienia. Paniczny strach mamy przed wszystkiem, co kosztuje zaparcia się własnego ja, co grozi pozbawieniem wygody, spokoju i dobrobytu. Nie lękamy się tak śmierci samej, jak ciągłego cierpienia. Bo gdy nam zaczyna być źle, gdy cierpienie nie przemija prędko - to jazda na czwarte piętro i hop... lub rewolwer, truciznę do ręki i koniec.

"Bohaterstwo - cywilna odwaga!".

Obraz Androlli’ego
Pamiętaj człowiecze, żeś prochem i w proch się obrócisz... (obraz Andriolliego)

I drugi jeszcze powód. Szalona, zaślepiona pycha. Nawet gdy się modlimy, gdy się spowiadamy, gdy uczęszczamy do Sakramentów św. Korzymy się słowem - a przeczymy temu czynem. A niechby tak kto przypadkiem zechciał nas upokorzyć. Całe piekło przeciw niemu poruszymy.

Nie takich pragnie wyznawców Chrystus Pan - w cierniowej koronie na królewskich skroniach. Nie cukierkowo słodkich wzdychań na długich modlitwach przed ołtarzami miejsc cudownych, nie wznoszenia rąk owiniętych różańcami, pobrzękującemi najrozmaitszemi medalikami. Nie uczucia i nastroju wymaga od dusz naszych lecz czynu, głęboko przemyślanego, głęboko odczutego. Czynu pokory naprawdę Jezusowej, pokory co poniża, co rani, co bólem przejmuje na długo - i żąda też od nas ukochania cierpienia, bo ono jedyne daje pewność zbawienia, ono jedno łączy dusze nasze z Sercem Boskiego Miłośnika. Nie beztroska, nie bogactwo i sława, nie zadowolenie z posiadanego wzięcia u ludzi wypełnia nasz szlak życiowy, lecz cierpienie zniesione w miłości do Jezusa i do bliźnich, w których On mieszka przez łaskę.

W popielcową środę uchylmy nie tylko głowy samej lub kapelusza czy chustki, - ale przedewszystkiem ukorzmy dusze nasze, otwierając szeroko bramy serc naszych na przyjęcie cierpienia dla Jezusa umierającego pod brzemieniem niezliczonych grzechów naszych.