Poznajmy siebie jako narzeczeni

Któż z nas nie wie, że mógłby postępować szlachetniej, niż postępuje? Przecież każdy człowiek może postępować nawet tak, jak święty: jak święty narzeczony, jak święty pracownik, jak święty młodzieniec. Ja sam bardzo mocno zmieniłem już swe postępowanie na szlachetniejsze. Ale nie każdemu chce się pracować nad zmianą swego postępowania na lepsze. Taki, na przykład, Kazio N., pracowity jest jak wół, ale nie chce mu się zmieniać swego postępowania na szlachetniejsze. Dopiero teraz widzę, że trzeba się starać o dwie pracowitości: po pierwsze - o to, by być coraz lepszym fachowcem i po drugie, by przekształcać swoje postępowanie wobec Boga i ludzi - na takie, jakiego wymaga od nas Chrystus. Otóż wydaje mi się, że mało jest ludzi pracowitych w dziedzinie przerabiania swego postępowania na szlachetniejsze. Prawie każdy postępuje tutaj tylko tak, jak widzi, że inni postępują. Nie zważa natomiast na to, że Bóg nieraz tego zabrania i co innego nakazuje. Takie łamanie siebie po to, żeby postępować nie tak, jak mnie się zachciewa i jak .wszyscy czynią, ale tak, jak Bóg nakazuje: to właśnie jest ta pracowitość moralna.

Innymi słowy: nie sztuka robić tylko to, do czego się ma ochotę. Filozof amerykański Wiliam James powiada: "Czyń każdego dnia coś jedynie dlatego, że nie masz do tego ochoty". Dzięki temu zdobędziesz takie siły ducha, że "gdy nadejdzie chwila twardej konieczności, nie zastanie cię zdenerwowanym i niezdolnym do sprostania potrzebie".

A najsłynniejszy lekarz amerykański Carrel w swej książce "Człowiek istota nieznana" mówi tak: "Każdy człowiek ma wrodzoną skłonność do zaspokajania apetytów fizjologicznych i potrzeb sztucznych, takich jak alkohol, szybkość, nieustanna zmiana. Wszelako człowiek wyrodnieje, jeżeli całkowicie zaspokaja te skłonności. Musi więc przezwyciężać się, by opanować głód, potrzebę snu, podniety zmysłowe, lenistwo... zamiłowanie do alkoholu itd. Nadmiar snu i pożywienia bardziej szkodzi od niedomiaru".

A znów mędrzec japoński z XX wieku Shota tak tłumaczy: "Przyszłość należy nie do tych narodów, które używają, ale do tych, które umieją cierpieć i poświęcać się".

Po co to wszystko mówię? Po to, że właśnie teraz, w okresie narzeczeństwa, postanowiliśmy z Marysią uszlachetniać swe postępowanie. Umówiliśmy się, i ona wskazuje mi na moje wady i błędy, a ja na jej. W ten tylko sposób możemy bliżej poznać swe usposobienia jeszcze przed ślubem i co główna, możemy poznać przy tej okazji najważniejszą rzecz: czy każde z nas jest dość pracowite moralnie, żeby łamać w sobie to, co złe, i zmieniać swe postępowanie na lepsze. Bo każdy człowiek ma swe wady, błądzi i grzeszy, ale jeden pracuje nad sobą, a drugi nie chce się zmienić. Otóż, myślę, że żenić się można tylko z taką osobą, która podczas narzeczeństwa składa wiele dowodów, że uszlachetnia swe postępowanie, że umie to robić i że uszlachetniać będzie swe postępowanie przez całe życie. Uważam na przykład, że dziewczyna, której narzeczony nie przyrzeknie, że zerwie z pijaństwem i przed ślubem z tego nałogu się nie poprawi, nie powinna za takiego wychodzić. Tak samo młodzieniec nie może liczyć na szczęście z taką, która nie wykaże się pracowitością przy swojej matce.

U PIĘKNEJ WANDY

Ostatniej niedzieli po nabożeństwie różańcowym zebraliśmy się u Wandy K. (przyjechał jej narzeczony). Nasze towarzystwo zrobiło nam kawał, bo poproszono Marysie i mnie, byśmy podzielili się swymi myślami o tym, jak spędzać okres narzeczeństwa po katolicku.

Widziałem, że Marysia się rumieni (bo przecież oficjalnie narzeczonymi nie jesteśmy), wziąłem więc ów ciężar "wyznań" na siebie. Powiedziałem, że dziś narzeczeni poznają się często od strony zmysłowej. Natomiast nie znają zupełnie swych usposobień, swych dusz. Nic więc dziwnego, że gdy po ślubie wrażenia zmysłowe wkrótce bledną, a odsłania się w mężu i żonie - dzikie, nieuszlachetnione usposobienie, wtedy młode małżeństwo... chce się rozchodzić. Trzeba - powiadam - przed ślubem poznać tajemnicę duszy swej przyszłej żony, swego przyszłego męża. Potrzebna jest tutaj trzeźwość umysłu, a tę można zachować jedynie wtedy, gdy się spędza czas z narzeczoną w sposób idealnie czysty: jak brat z siostrą.

Jeżeli panna umie bez grzechu spędzać czas z chłopcem i jeśli chłopiec potrafi ją zabawiać swym towarzystwem czule, ale w sposób czysty: jest to cenny dowód, że i w małżeństwie będą zdolni do wszelkich ofiar. Zresztą najmilsze jest narzeczeństwo czyste.

MŁODOŚĆ "STARCZA" - NIE DLA MNIE!

Z kolei opowiedziałem naszej gromadce, jak ważne jest uszlachetnianie swego postępowania. Dawniej rodzice dobierali synowi żonę, a córce męża. Dziś najczęściej sami młodzi decydują. Dobór jednak dokonywany przez rodziców, był na ogół trafniejszy, bo dawniej mniej było nieszczęśliwych małżeństw. Ale mądry syn i mądra córka korzystają i dziś w sprawie zawierania małżeństwa z rady rodziców, bo rodzice już przeżyli to, co młodzi dopiero mają przeżyć: rodzice mają więc doświadczenie. Prócz tego rodzice dawniejsi wymagali od narzeczonego wielkich wartości charakteru, gdy bywał u ich córki. Jeśli wielu współczesnych rodziców tego nie robi, to my, młodzi, musimy tym więcej sami od siebie wymagać szlachetnego w narzeczeństwie postępowania.

Po tych moich słowach rozgorzała dyskusja. Okazało się wreszcie, że cała nasza gromadka chce uszlachetniać swe postępowanie, bez względu na to, czy kto jest narzeczonym lub narzeczoną. Postanowiliśmy w tym celu czytać i rozważać na swych zebraniach książkę Aleksandra Korewy "Kształcenie charakteru" i praktykować u nas na wsi to, co ta książka radzi. Chcemy młodzieńczo spędzić młodość, nie jak młode trupy, od których dziś wszędzie aż się roi. "Postawa - bowiem - życiowa, skierowana wyłącznie do unikania cierpienia, do zwiększania rozkoszy, jest zjawiskiem STARCZYM zarówno jednostki jak społeczeństwa" - mówi wielki filozof XX wieku Max Scheler. Zdanie to biorę z książki Korewy.