Powołanie św. Franciszka
Rycerz Niepokalanej 10/1951, grafika do artykułu: Powołanie św. Franciszka, s. 297

Gdy Franciszek wczesnym rankiem słuchał Mszy św. w odrestaurowanej już kaplicy, zstąpiło nań objawienie ostatecznie rozstrzygające o jego powołaniu. Zdarzenie to miało miejsce albo 12 października 1208 r., w dzień św. Łukasza, albo 24 lutego 1209 r. w dzień św. Macieja, gdy ksiądz "czytał ustęp z Ewangelii, w którym Jezus nakreśla Apostołom regułę postępowania". "A idąc przepowiadajcie, mówiąc: że przybliżyło się królestwo niebieskie. Darmoście wzięli, darmo dawajcie. - Nie miejcie złota, ani srebra, ani pieniędzy w trzosach swoich. Ani torby podróżnej, ani dwu sukien, ani sandałów, ani laski. Albowiem godzien jest robotnik strawy swojej. A do któregokolwiek miasta albo wsi wnijdziecie, zapytajcie, kto jest godny w nim i tam mieszkajcie, aż do waszego odejścia. A wchodząc do domu, pozdrówcie go, mówiąc: Pokój temu domowi" (Mt 10).

Od czasu jak wiódł owo znane nam już życie, w którym pokuta przeplatała się z miłością, Franciszek poczynił już był ogromne postępy duchowe i otrzymał był wiele światła wewnętrznego. Tym razem wszelako doznał wrażenia, iż Bóg rozdziera przed nim ostatnie zasłony i wskazuje mu drogę. Chcąc lepiej pojąć znaczenie świętych wersetów, poprosił księdza by mu je wytłumaczył i skomentował. Kapłan, (być może benedyktyn z góry Subasio), wyjaśnił mu całą treść ewangelicznego tekstu, a mianowicie, iż Chrystus nakazał uczniom swym, by wszędy głosili pokutę, nie zabierali ze sobą nic/ego w drogę, a Bogu jedynie powierzali troskę o zaspokojenie ich potrzeb.

To usłyszawszy Franciszek poczuł jak przeszywa go nieopisane uczucie szczęścia. Uniesiony zachwytem zawołał: "Otom wreszcie odpowiedź na najskrytsze me pragnienia! Oto czego będę odtąd przestrzegał całym sercem! Natychmiast rzucił kij, zzuł obuwie, zdjął płaszcz by zostawić sobie tylko świtkę. Skórzany pas zastąpił sznurem, i przywdział szorstki ubiór tak nędzny i źle skrojony, iż mu go nikt nie mógł pozazdrościć.

Rozstrzygający i pamiętny był to dzień, kiedy - jak wspomina sam Franciszek w swym testamencie "Najwyższy we własnej osobie raczył mu objawić, iż winien żyć wedle Ewangelii św. i gdy on sam [298]w swej dziecięcej prostocie i rycerskiej prawości, przyswoił sobie raz na zawsze ten, dosłowny sposób interpretowania zleceń Zbawiciela. Albowiem, jak zauważył Celano "słów Pańskich nie słuchał on jak głuchy". Przezorny głuchy, co uszy otwiera lub zamyka zależnie od okoliczności i koniunktury. On zaś nie tylko wyuczał się był na pamięć wszystkiego co Chrystus Pan powiedział, lecz nigdy nie tracił tego z oczu i nieustannie usiłował przestrzegać tego dosłownie".

Zatem Franciszek wiedział już teraz, iż to, do czego Bóg go wzywa, nie jest odnawianie kaplic, lecz współpraca w odbudowie Kościoła Bożego: "toteż nie mieszkając zabrał się radośnie do głoszenia pokuty".

Ludzi, których spotkał, witał odtąd ewangelicznym pozdrowieniem "Niech wam Bóg użyczy pokoju". Wypowiedziane przez człowieka, któremu dobrowolne ubóstwo pozwalało korzystać z tego najwyższego dobra, słowa te poczęły działać. Bowiem "wielu z tych, do których zostały zwrócone zawarli pokój z wrogami swymi i własnym sumieniem".

Niektórzy sądzą, iż Franciszek natychmiast przemówił publicznie i że to wówczas już wygłosił pierwsze swe kazanie. Miało to jednakże miejsce w kościele św. Jerzego. "Zaczął od tego, pisze Celano, iż słuchaczom życzył pokoju, po czym jął mówić niewymuszenie, lecz z takim żarem, iż wszyscy poczuli się uniesieni".

Od tej chwili szydercy zamilkli. Promieniowanie biedaka Chrystusowego i Bożego piewcy zataczało coraz szersze kręgi. Ludzie poczęli słuchać tego proroka - optymisty, który grzesznikom zwiastował odkupienie a sercom smutnym wyjawiał tajemnicę odzyskania radości.

Wręcz przeciwnie niż świeccy reformatorzy, od których roiło się wówczas, nie wyklinał on swej epoki, nie powstawał przeciwko nikomu. Po prostu tylko przytaczał Ewangelię, lecz czynił to z taką pokorą, takim wdziękiem i przekonaniem, iż przywracał jej całą pierwotną świeżość i skuteczność. Co prawda to uczeń tym razem istotnie przypominał Mistrza, a cnota kaznodziei poręczała prawdę orędzia. Czyż nie widziano go jak od trzech lat już pielęgnując trędowatych żył niczym ostatni z nędzarzy!?

W owe dni zdawało się ludziom, iż są świadkami jakiegoś objawienia. Było to jak gdyby jakieś powszechne przebudzenie, jakiś nowy wymarsz w dal. Ponieważ zaś ubiór przywdziany przez Franciszka, wyznaczał go na przewodnika, jęli niektórzy mniemać, że powstał nowy rodzaj życia zakonnego. I niebawem, pragnący mu towarzyszyć, poczęli się zgłaszać.


Spomiędzy hołdów, które Matce Bożej od nas się należą, nie znam drugiego, który by bardziej był jej przyjemny niż Różaniec.

Św. Alfons Liguori