Potężne siły

Kto czytał "Lalkę" Prusa, ten przypomina sobie zapewne ustęp, w którym jest opisany pobyt Wokulskiego w Paryżu. Chodząc po pięknym i niezmiernym mieście, Wokulski zapytuje z podziwem i zdumieniem, jakie to potężne, gigantyczne siły zbudowały tę stolicę. Starczyło ich nie tylko do wzniesienia niezliczonych i ogromnych budynków, ale ich nadmiar wyładował się jeszcze w koronkowych ozdobach, posągach, obrazach, witrażach.

Wokulski nie widział tych sił, tylko ich dzieło. Ale my w dzisiejszej Polsce łapiemy je na gorącym uczynku, w samym wirze rozmachu i w znacznie większym napięciu i natężeniu, niż to kiedykolwiek miało miejsce przy budowie Paryża. Paryż budowano przez półtora tysiąca lat, a więc nigdy nie można było dojrzeć większego wyładowania społecznych sił budujących. Ale zburzoną Warszawę odbudowaliśmy więcej niż w połowie w ciągu lat pięciu. Spójrzmy na kilka cyfr tylko, dla uświadomienia sobie ogromu prac dokonanych.

Barbarzyńca hitlerowski, pobudzony nienawiścią, zniszczył Warszawę w 84 procentach. Zostało więc tylko 16%, czyli szósta część budynków, zdatnych częściowo do użytku. Było to tak mało, że kto był w Warszawie w 1945 roku, to nawet nie dostrzegał całego budynku. Brzydkość spustoszenia, o której mówił prorok, nigdzie się nie ujawniła z taką ohydą i w takiej niezmiernej grozie, jak w ówczesnej Warszawie. Czyśmy już zapomnieli o tym widoku? Wszędzie kupy gruzów, a wśród nich kałuże, pełne brudnej wody. Znikły ulice, place, kościoły, kamienice, gmachy. Nawet ogrody wyglądały, jakby przez nie przeszedł diabelski huragan, pełne dołów, rowów, powalonych drzew i jeszcze żałośniejszych tych, które stały z poodzieraną korą, dziurami na wylot w konarach i pniach ze zwisającymi połamanymi gałęziami. Wielkie miasto było wielkim rumowiskiem. Spośród zwałów gruzu, w bezbrzeżnej pustyni wzgórz gruzu, wychylały się gęsto ściany spalonych domów: zewnętrzne, obdarte z tynku, z obwisającymi zardzewiałymi balkonami, pogiętymi rynnami, z pustymi otworami, w miejsce okien i drzwi, wyglądały, jak nadzy, pokaleczeni ślepcy; wewnętrzne, odsłaniające cynicznie opuszczone i sprofanowane zacisza przybytków rodzin, z porozbijanymi piecami kaflowymi, kuchniami o porozrzucanych i pobitych naczyniach i sprzęcie, sypialniami o po-rozpruwanych materacach, pogiętych łóżkach, porozwalanych szafkach nocnych, salonami o połamanych zbytkownych fotelach, ogołoconych z luksusowych obić, porozpruwanych kołdrach, pierzynach, z których wyłaziło brudne pierze i jeszcze brudniejszy puch - czyniły wrażenie ponurej groteski w diabelskiej pantomimę. Zły duch, duch zniszczenia, szydził tu i urągał cnocie, twórczym porywom i konstruktywnym dążnościom ludzkim, szczerząc czarne zęby z wybebeszonych sienników, mieszkań i kanap w piekielnym grymasie.

Ale grymas ten nie wywarł żadnego efektu na warszawiaków, kierowników państwa i cały naród polski. Przeciwnie, był on bodźcem do odbudowy. Powracający na stare, tym razem zbeszczeszczone i zrujnowane śmiecie warszawiak nie miał czasu na płacz i narzekanie, bo mu się lało na głowę. Od razu, z miejsca wziął się do odbudowy. Inicjatywę tę poparł natychmiast Rząd Polski Ludowej całą potęgą, dając jej organizację, kierunek, plan i fundusze. Co z tego wyszło, z tego współdziałania rządu ze społeczeństwem?

Dziś tylko jeszcze na miejscu dawnej dzielnicy żydowskiej pozostały ślady dawnych zniszczeń, choć i tam w szybkim tempie powstaje dzielnica mieszkaniowa Muranów. Reszta Warszawy jest odbudowana, albo się odbudowuje. Ulice są pouprzątane, wygładzone. Nikt już by dziś , nie poznał Marszałkowskiej sprzed pięciu lat, gdy na niej wpadał w kałuże

błota i dziury na chodnikach, gdy nie było nawierzchni, ani płyt na trotuarach. Wszędzie lśni biel świeżych tynków na odbudowanych domach i gmachach, albo kłują w oczy postrzępione konstrukcje rusztowań, służących murarzom do wznoszenia budynków. Wszędzie widać furmanki i ciężarówki, wywożące gruz i zwożące materiały budowlane, wielkie maszyny, które kopią rumowisko całymi centnarami, albo mielą gruz ceglany na nowe cegły, z których powstaną nowe budowle. Cała Warszawa wre dziś, kipi, w oczach zmienia się, rozszerza i rośnie, oraz porządkuje, według planów, jakie stworzyli polscy budowniczy miast, talf zwani architekci urbaniści. Z bezładnie, na oślep budowanego mieściska, tworzy się teraz piękne, planowe przestronne, pełne światła, zieleni i powietrza oraz wygód miasto nowoczesne, wygodne, piękne, zdrowe, oryginalne. To wszystko jest dziełem tych potężnych sił społecznych, wyładowanych i zmobilizowanych przez potworne zniszczenia wojenne, a popartych i zorganizowanych przez Rząd.

Oczywiście, nie cała Warszawa jest odbudowana. Byłoby to niepodobieństwem, nie tylko ze względu na ogrom zniszczenia ale i na gigantyczność śmiałych planów, przerastających wszystko, co byśmy mogli wymarzyć. Mamy już próbkę, jaka będzie cała Warszawa przyszłości. W trasie W-Z i Mariensztatu. Taka będzie cała Warszawa. Na razie potężne siły są już poruszone i działają, póki nie skończą swych zadań. W niektórych dziedzinach Warszawa jest już odbudowana, jak w kanalizacji, wodociągach, komunikacji miejskiej, zadrzewieniu, gdzie mamy już przerost nad Warszawą przedwojenną. Pod względem zaludnienia, Warszawa jest znowu największym miastem Polski. Można by przytoczyć jeszcze wiele cyfr świadczących o potędze sił, budujących nową Warszawę, ale nie ma na to miejsca. Ile mieszkań, ile szkół, ile kościołów, gmachów użyteczności publicznej, ile kilometrów ulic, nawierzchni, jakie powierzchnie ogrodów, zieleńców, jakie pomniki już odbudowano i będą odbudowane, wszędzie spotkamy ogrom i potęgę. Taki np. Społeczny Fundusz Odbudowy Stolicy zebrał w ciągu tych pięciu lat 8 miliardów zł na cele odbudowy.

W obecnej chwili można porównać Warszawę do ogrodu, który, po brzydkiej jesieni i mroźnej, niszczącej zimie, znajduje się w stanie wiosennego rozwoju, gdy wszystko naturalnie i spontanicznie zieleni się, wzrasta i zakwita. Świeże, bujne, potężne siły społeczne, którym się nic oprzeć nie może, kierowane i wyzyskiwane przez mądrych ogrodników, zostały wyzwolone i. rozbudzone. Działają, a owoce tej pracy już widzimy.


Rycerz Niepokalanej 10/1950, zdjęcia przy artykule: Potężne siły, s. 301

Opisy zdjęć powyżej, od lewej: [1] W parafii Lipnica Wielka diecezji tarnowskiej Kazimierz i Maria Jurkowie obchodzili złote gody małżeńskie. Na fotografii czcigodni jubilaci, wierni czciciele Niepokalanej, w otoczeniu 10 swych dzieci, 34 wnuków i 3 prawnuków. [2] Członkowie franciszkańskiego Seminarium wyższego W Oji (Tokio), razem z delegatem apostolskim biskupem M. Furstenbergiem i polskimi misjonarzami.