Porachunki

(NAJPIERW Z MASONAMI)

- Księże Marjanie, pójdziemy do p. X., dobrze? - rzekł do mnie pewnego dnia O. Maksymiljan Kolbe, założyciel "Rycerza Niepokalanej" - Chciałbym się z nim zobaczyć i pogadać, bo to bardzo biedny człowiek.

- Z przyjemnością, mój Ojcze, lubię takie wyprawy - odrzekłem bez namysłu.

W godzinę potem pukaliśmy do mieszkania p. X. Otworzył nam sam zdziwiony trochę naszą wizytą.

- Czy mamy przyjemność rozmawiać z p. X.?

- Tak jest - odrzekł uprzejmie, ale z lekkiem podnieceniem w głosie. Czem mogę księżom usłużyć?

- Czy możemy prosić szanownego pana o chwilę szczerej rozmowy?

- Owszem, najchętniej. Proszę do mego gabinetu. Znaleźliśmy się twarzą w twarz na sześć oczu.

- Pan jest masonem, prawda? - pytam prosto z mostu, ale tonem życzliwym, niemal koleżeńskim.

- Tak - odpowiada spokojnie, bez zmieszania. Jestem masonem 33 stopnia.

- Czy nie zechciałby pan udzielić nam odpowiedzi na kilka pytań, które bardzo żywo nas obchodzą?

- Owszem, o ile to będzie rzeczą możliwą z mej strony. Słucham...

- Czego wy, masoni, chcecie w Polsce?

- Dążymy głównie do trzech rzeczy: naprzód usunąć religję ze szkół bo naszem zdaniem narzucanie dzieciom religji sprzeciwia się wolność człowieka; następnie zaprowadzić rozwody, bo wasze pojęcie małżeństwa również sprzeciwia się pojęciu wolności; wreszcie ograniczyć wpływy Rzymu, bo za dużo się miesza do naszej polityki.

- Czy to wszystko?

- O, nie. Mamy jeszcze bardzo wiele do zrobienia. Pracujemy z wytężeniem, przygotowujemy nowe projekty, ale o tem narazie nie będę mówił.

- To dosyć, jak na początek - pomyślałem sobie. Szczerze i jasno. Wiadomo powszechnie, że masoneria dąży wszędzie do tego, aby pod pozorem wolności usunąć z rodziny, ze szkoły, z życia społecznego i państwowego Boga i religję, a zaprowadzić pogański laicyzm, t. j. zeświecczenie jakby nowy przeciw-kościół, którego oni, masoni, byliby niejako kapłanami. Niezadowolony jednak tem stwierdzeniem pytam dalej:

- Wybaczy mi szanowny pan, że zadam mu pytanie może nieco drażliwe, ale chciałbym właśnie z ust pańskich usłyszeć, czy wy, masoni, pracujecie na spółkę z żydami?

- Nie - odparł spokojnie, nie spuszczając wzroku. Z żydami nie mamy nic wspólnego.

Przyznam się, że stropiła mnie ta odpowiedź i jego spokój. Byłem na nią przygotowany, ale nie spodziewałem się, że można tak łgać bezczelnie, bez zająkania. Na to potrzeba specjalnego i długiego treningu.

Nie nalegałem więcej, gdyż wiedziałem, że to nic nie pomoże, ale żal mi się zrobiło tego człowieka, który świadomie lub może nieświadomie zaprzedał się najzaciętszym wrogom Krzyża i pracuje z nimi nad tem, aby z rodziny i szkoły wygnać Boga i religję, a dla przypieczętowania dzieła zniszczenia oderwać naród od źródeł Wiary, od Chrystusa i Jego namiestnika na ziemi - papieża.

- Mój panie szanowny - odezwałem się serdeczniej - proszę mi powiedzieć, czy pan zna dostatecznie naukę Kościoła katolickiego, którą pan zwalcza?

- No, tak, mniejwięcej... - odrzekł nieco zakłopotany. Przecież "uczyłem się religji" - wymówił z naciskiem - przez ośm lat gimnazjalnych. Przyznam się jednak, że gruntownie jej nie znam.

- A czy nie warto byłoby poznać ją głębiej?

- Może i warto, ale dla mnie już za późno. Obarczyłem się innemi pracami i nie mam już czasu na specjalne studja religijne.

Po chwili dodał z dziwnym błyskiem w oczach.

- Przyznaję, że gdyby politycy i ekonomiści więcej zgłębiali zagadnienia religijne, to skutek byłby inny i daleko lepszy niż obecnie.

Spojrzałem nań z wdzięcznością za to szczere wyznanie. Odezwała się dusza chrześcijańska i polska. Ten dygnitarz masoński musiał wiele w życiu podeptać, aby dojść do najwyższej w loży godności, nie zdołał jednak zniszczyć wszystkiego.

Urwała się moja rozmowa. Wyręczył mnie O. Maksymiljan, który dotychczas zrzadka tylko wtrącał słowo.

Po krótkiej rozmowie nasz mason obiecał go odwiedzić.

- Do księdza bałbym się zajść - rzekł, spoglądając ku mnie. - Mogłaby mnie spotkać inkwizycja... (dawny sąd duchowny do badania i karania heretyków - dop. red.).

- Nie taki djabeł straszny jak go malują - odparłem, śmiejąc się. Nie bałem się przyjść do pana, proszę się odważyć i mnie odwiedzić. Zresztą niech się pan przygotuje na dobrą "przeprawę" i u O. Maksymiljana, bo i On na sucho nie przepuści.

Rozstaliśmy się po ludzku i po polsku, a nawet po katolicku, a na pożegnanie przyjął od O. Maksymiljana Cudowny Medalik Niepokalanej i obiecał, że go będzie nosił.

- Mam jeszcze jedną prośbę do pana, rzekł już przy drzwiach ujmująco O. Maksymiljan. Będzie pan odmawiał codzień Zdrowaś Marja?

- O, to już za wiele ksiądz żąda ode mnie na pierwszy raz. Szkoda, że tak rzadko zbliżamy się do siebie. Na wzajemnem zbliżeniu zyskałyby prawdopodobnie obie strony.

Czekam dotąd na jego rewizytę. Nie wiem czy jej się doczekał O. Maksymiljan[1]. Wiem jednak, że nasz mason uczynił potem w życiu parę pięknych i śmiałych kroków. Może to łaska Niepokalanej. Człowiek nie djabeł, nawrócić się może, a póki słońce mu świeci, nie jest jeszcze za późno.

To są nasze kapłańskie porachunki. Niesiemy wszystkim ludziom dobrej woli przebaczenie i pokój Chrystusowy, bo tak nam przykazał nasz Boski Mistrz. Ale potępiamy i zwalczamy zbrodnie i nie możemy powstrzymać sprawiedliwości Boskiej i ludzkiej, aby nie dosięgła wreszcie tych, którzy świadomie i, ze złą wolą działają na szkodę Kościoła i Ojczyzny. Powrócimy do nich niebawem.

[1] Nie wiemy, bo O. Maksymiljan przebywa obecnie w Japonji. (dop. red.).