"Poniezusek Frasobliwy"

Ludowa sztuka artystyczna ma swój niezaprzeczony urok i walor. O tym dobrze wiemy. Wiele bowiem dotychczas na ten temat pisano. Na Podhalu jedną z gałęzi tej sztuki jest rzeźba "świątków". Taki domorosły artysta, nie mający fundamentalnych wiadomości z zakresu rzeźby, po swojemu, W sposób nieraz wysoce naiwny i prymitywny, pragnie uzmysłowić, co się gdzieś po jego duszy i sercu błąka. Powstaje więc dużo bohomazów, są jednak i arcydzieła, godne wielkiej sławy.

Na jedną z tych rzeźb ("pasyjka") warto zwrócić szczególniejszą uwagę.. Jest to pasyjka, przedstawiająca P. Jezusa tak zwanego "Frasobliwego". Aby zrozumieć, co chciał ów artysta - rzeźbiarz w niej zamknąć, trzeba najpierw wczuć się w scenę Męki P. Jezusa, którą krótko nazywamy "Cierniem ukoronowanie".

Przypatrzmy się w duchu niesamowitej scenie cierniem ukoronowania.

Jak długo trwało biczowanie, nikt dokładnie nie wie. Niektórzy twierdzą, że Sanhedryn, obawiając się, aby Piłat nie wypuścił P. Jezusa, przekupili siepaczy. Kazano im biczować Zbawiciela tak długo, ażby skonał przy kolumnie biczowania. Św. Paweł, mówiąc: "Od Żydów dostałem pięćkroć po czterdzieści razów bez jednej" (2 Kor 11,24), podaje nam, jak straszne musiało być biczowanie w swych skutkach, skoro sąd żydowski nawet czterdziestu uderzeń zabraniał. Biczowany bowiem, otrzymując plag ponad czterdzieści, mógł skonać, Z Bogiem-Człowiekiem kaci postąpili wbrew zwyczajowi. Tylko moc Boska sprawiła, że Jezus nie skonał podczas tej katuszy. Po odwiązaniu od kolumny kaźni, osunął się bezsilnie, na półprzytomny, w kałużę własnej krwi. Trochę się zlękli kaci, że skona, "Skarzę Go tedy i wypuszczę" (Łk 23,22) - orzekł Piłat, a oto oni, wbrew jego rozkazaniu może i śmierć mu zadali! Porwali Go tedy i posadzili na jakimś złomku kolumny, pilnie patrząc, czy Jezus umiera, czy też żyć będzie. Lecz "nie nadeszła Jego godzina". Ucieszyli się tedy i zaraz idea nowych okrucieństw strzeliła im do głowy. - "Wszak On głosił, że jest królem żydowskim? Ukoronujmy Go zatem i złóżmy Mu należny hołd?" - ktoś wrzasnął. Zapalono się do tej myśli. - "Na złomku kolumny posadzili Króla Odwiecznego; na poszarpane ramiona zarzucili, znaleziony na śmietniku, czerwony żołnierski płaszcz. Na głowę wcisnęli wieniec z twardych i ostrych cierni. Trzciną wbijali [208]jego kolce do mózgu. Koronacja gotowa. Cisną się zewsząd żołdacy i, wśród urągań, bicia po twarzy i plwania w święte Oblicze - oddają Mu "hołd".

Czy możemy sobie wyobrazić Święte Oblicze P[ana] Jezusa po zakończeniu tej sceny? Włosy i broda zabarwione purpurą Jego Krwi, oczy zlepione plwocinami żołdaków! "A plując nań, brali trzcinę i bili Go po głowie" - Mt 27,30; - i bili Go trzciną po Głowie i plwali nań, a, upadając na kolana, kłaniali się Mu" - Mk 15,19; - "i mówili: "Witaj Królu żydowski! I dawali Mu policzki" - J 19,3. W głowie przeraźliwy szum od tylu uderzeń trzciną. Lica, zbite pięściami hołdowników, spuchły, sączy się krew z ust Jezusowych.

"PŁACZCIE ANIELI, PŁACZCIE WSZYSCY ŚWIĘCI"

Tymczasem tam - na litostratos - kłócił się Piłat z faryzeuszami, chcąc dobić targu. Nastała chwila przerwy i odetchnienia. Kaci czuli się zawstydzeni swym dziełem. Jezus oparł łokcie na kolanach. W dłonie ujął Swą głowę. O czym myślał?

Ten moment uchwycił genialny, nieznany rzeźbiarz podhalański.

KRÓL MIŁOŚCI

NA PODHALU, na skrzyżowaniach dróg, czasem koło chatek w cieniu drzew, otoczone płotkami stoją na podwyższeniu drewniane, a nierzadko i murowane, małe kapliczki, a w nich siedzi, boleścią złamany, "Poniezusek Frasobliwy". Całą- swą postacią zadaje przechodniom Tetmajerowe pytanie: BEZ CÓŻ TAK?

Przychodzi na świat, aby ogień spuścić na ziemie i czego chce, jeno aby płonął! (Łk 12,49). Duszącemu się w nienawiści ówczesnemu światu, objawia Boską cnotę miłości. "Trzciny zgniecionej nie złamie, lnu kurzącego się nie zagasi" (Mt 12,20). Zrozumie każdą słabość ludzką. Błąkającego się z dala od owczarni poszuka i na ramiona swe włoży i wszystkim ogłasza swą radość, że oto był zaginął, a znalazł się". Na trędowatych ręce swe kładzie, płacze nad grobem przyjaciela, płacze nad zbliżającą się katastrofą swej Ojczyzny. Chce być kokoszą dla wszystkich i wszystkich chce od zimna ochronić ciepłem swych skrzydeł. Katom przebacza i błaga Ojca swego o przebaczenie im, bo nie wiedzą, co czynią. Zamyka się wreszcie w tabernakulach, by po wieczne czasy być ze swoim, jakże niewdzięcznym, ludem. "Ludu mój, ludu, cóżem ci uczynił?" - Czego jeszcze nie uczynił, by zdobyć biedne serce ludzkie? Nie jesteśmy Mu potrzebni, lecz On wie, że bez Niego na zawsze przepadniemy, więc, jakby przerażony możliwością tej katastrofy, cały się za nas oddaje. Samym Sobą nas zasłania przed straszliwym gniewem Swego Ojca.