Polskie zmartwychwstanie
Rycerz Niepokalanej 4/1947, grafiki do artykułu: Polskie zmartwychwstanie, s. 97

Opisy zdjęć powyżej: [z lewej] Dzwon im. "Św. Wojciech" ukryty przed Niemcami w Lisiej Górze k. Tarnowa, rok temu (14.4.) powrócił uroczyście na wieżę, skąd już w czasie rezurekcji głosił parafii i okolicy zwycięskie "Alleluja!" [z prawej] "Palmy" na tle rozbitego kościoła św. Krzyża w Warszawie.


Misterium Zmartwychwstania Pańskiego ma dla nas Polaków znaczenie szczególne. W długich latach niewoli było ono dla naszego narodu źródłem wiary w zwycięstwo życia nad śmiercią. Wieszczowie i poeci z Mickiewiczem na czele dopatrzyli się podobieństwa między ukrzyżowanym Bogiem a cierpiącą Polską i głosili wątpiącym w przyszłość Ojczyzny, zrozpaczonym rodakom, że ich Polska jest Chrystusem narodów i podobnie jak On cierpi niewinnie za grzechy całego świata, aby ofiarą swoją wyjednać Królestwo Boże na ziemi i zmartwychwstać w chwale.

Wiarę taką uzasadniała rozpacz, ale założenie jej nie było słuszne. Niektórzy nawet potępili ją jako bluźnierstwo. Bo jeśli Bóg-Człowiek istotnie cierpiał niewinnie, to Polska w dużej mierze cierpiała za winy własne. Wskazał je już w XVI wieku największy nasz kaznodzieja Piotr Skarga, piętnując niezgodę domową, prawa niesprawiedliwe i niekarność grzechów jawnych.

"Niezgoda" - wołał w proroczym uniesieniu - "przywiedzie na was niewolę, w której wolności wasze utoną i w śmiech się obrócą".

Nie był bowiem Polak Polakowi bratem, nie był nasz naród jedną Chrystusowa rodziną. Gniotła szlachta mieszczan i chłopów, którzy wpływu na rządy i prawa w państwie nie mieli, i sama się między sobą wadziła. Każdy żądał władzy i wolności dla siebie, odmawiał ich jednak drugiemu. Pod ciężarem nieprawości zawaliła się budowa Rzeczypospolitej, a wolność - wedle słów świątobliwego proroka - utonęła i w śmiech się obróciła.

Ze Zmartwychwstaniem Chrystusa łączył zmartwychwstanie Polski także Stanisław Wyspiański ("Akropolis"). Ale on wysuwał też analogię z jesiennego zamierania i wiosennego odradzania się przyrody. Dla niego odrodzenie się państwowości polskiej było koniecznością biologiczną, wynikłą z prawa natury, a ujętą w słowa: "Umierać musi, co ma żyć" ("Noc listopadowa").

Ale tragedią narodu polskiego na przestrzeni wielu wieków było to, że umiał umierać, a nie umiał żyć. Taką też mamy opinię dziś na całym świecie.

Wytworzył się bowiem u nas przerost bohaterstwa, nieznany innym narodom. Dokonywaliśmy na polach bitew całego świata czynów olśniewających, niezwykłych. Byliśmy przedmurzem chrześcijaństwa, to znów walczyliśmy o wolność innych narodów. Ginęliśmy za wielkie sprawy i wielkie ideały, dla których przeważnie nie umieliśmy w spokoju pracować. Toteż często owoce zwycięstw naszych szły na marne. Tak było po Grunwaldzie, tak było po odsieczy Wiednia i wielokroć jeszcze później.

Gdyśmy popadli w niewolę, zdawało się, że wspólny los obudzi w nas jedność braterska. Nie było jej jednak w kraju, nie było też na obczyźnie. Wielka emigracja po powstaniu listopadowym stała się ogniskiem "potępieńczych swarów", nad którymi szaty rozdzierał Mickiewicz.

Gdyśmy cudem dziejowym, okupionym rzeką krwi, odzyskali niepodległość, nie przestaliśmy walczyć między sobą. Namiętności polityczne kazały nam odmawiać prawa do życia rodakom, którzy mieli inne przekonania. Walcząc ze sobą nie widzieliśmy rosnącej potęgi sąsiada i nie przygotowaliśmy przeciw niemu obrony.

I znów nad narodem naszym zamknęło się wieko niewoli i zaczął się wyścig zagłady, jakiej nie widział świat. Na wszystkich polach bitew i we wszystkich obozach koncentracyjnych kosiła nas śmierć straszliwie. Zdawało się, że z takiego kataklizmu wyjdzie naród zdziesiątkowany, ale oczyszczony i zespolony wewnętrznie, i przyjmie powszechnie hasło, głoszone przed wojną przez Związek Polaków w Niemczech: "Polak Polakowi bratem".

Ale wojna nawet w tym wypadku nie okazała się siłą twórczą. Społeczeństwo wprzęgnięte w walkę z okupantem, przeniosło w znacznej mierze metody tej walki, stosowane przez obie strony, w bezpośrednie czasy powojenne. I Polak stał się dla Polaka wilkiem. Ten, który poniósł straty, znienawidził tego, który coś ocalił. Rozpętała się orgia donosów i oskarżeń, lub pospolitych gwałtów, by np. zdobyć cudze mieszkanie. Kradzież nazwano "organizowaniem", a tak zwany "szaber" stał się źródłem utrzymania nierobów. Powstał ferment na tle "Volkslisty" okupanta, to znów konflikty repatriantów z autochtonami (dawnymi mieszkańcami).

A przecie jest nas tak tragicznie mało! życie każdego Polaka, bez względu na to, jakich on jest przekonań, nie ma dla nas ceny. Bo możemy się różnić między sobą w poglądach na wiele zagadnień wewnętrznych, lecz jeszcze więcej mamy spraw wspólnych, które nas powinny zjednoczyć. Ale stać się to może tylko wówczas, gdy jako naród czuć się będziemy jedną rodziną, w której wszyscy są braćmi. Droga do tego wiedzie przez porozumienie ludzi dobrej woli - serca z sercem - z wykluczeniem interwencji karabinu. Bo jeśli Polak podnosi rękę na Polaka i odbiera mu życie, zabija własny naród.

Dlatego trzeba, by w święto Zmartwychwstania Pańskiego zmartwychwstały w nas ludzkie serca. Byśmy znaleźli wspólny język między sobą i wreszcie zaczęli wzajemnie się szanować, jak to w innych kulturalnych narodach się dzieje. Niech nas nie dzieli zazdrość i nienawiść, ani żądza władzy, by jeden nad drugim panował! Odrzućmy wszystko, co dusze ludzkie upadla, charaktery łamie i w niewolników własnych namiętności zmienia! Wykorzeńmy precz moralną spuściznę wojny i odrodzeni duchowo budujmy nową Polskę na uczciwości i prawie, na wolności jednostki i na miłości braterskiej. To bowiem będzie nasze polskie Zmartwychwstanie.