Polska walcząca w podzięce Niepokalanej
Drukuj

GRUDZIĄDZ, 18 maja 1946 r.

Kiedy nastały czasy długiej niewoli, niejedni zwątpili w moc Najwyższego. Inni zaś wierzyli nieugięcie w pomoc Bożą i wyzwolenie za łaską Królowej Korony Polskiej. Na podstawie własnego doświadczenia stwierdzam publicznie, że losem człowieka i narodu kieruje tylko Bóg. Jako niegodny Twój sługa, o Maryjo, proszę, bym mógł się odwdzięczyć za Twoje wstawiennictwo za ludem polskim. Niech nastanie sprawiedliwość społeczna i zapanuje prawdziwy pokój na polskiej ziemi.

Konstanty R.
st. sierżant W. P.

LĘBORK, 5 maja 1946 r.

W 1939 r., kiedy czarna chmura z Zachodu nadciągnęła na Polskę, znalazłem się jako żołnierz w środku burzy. 7 września o świcie nasz batalion ruszył pod Piotrkowskim do ataku. Spotkaliśmy się z wielokrotnie liczniejszym wrogiem, okrążyła nas niemiecka piechota, czołgi i artyleria. Posypały się jak grad pociski, towarzysze broni padali zewsząd. Spoglądałem już śmierci w oczy, lecz Matuchna Niepokalana, której się polecałem, osłoniła mnie płaszczem Swej opieki, i wyszedłem cało z tej walki. Nie opuściła mnie Jej łaska w czasie 6 lat cierpień w obozach niemieckich. Za opiekę w tak ciężkich czasach składam Ci, Niepokalana, publiczne podziękowanie.

Józef Stupak
kapr. Rez.

SIEDLISKA, 21 czerwca 1946 r.

Jadąc na front, prosiłem Najświętszą Matuchnę, której medalik nosiłem stale na piersi, o szczęśliwy powrót. Począwszy od walk pod Częstochową przez 18 dni i nocy byłem w stałym ogniu, kule podrapały mi stalowy hełm, koledzy ginęli masowo a ja cały. 14 września leżeliśmy w lasach grabowych, okrążeni ze wszech stron. Samoloty starały się zapalić las, a artyleria biła coraz gęściej. Położyłem się pod drzewem, wydobyłem książeczkę do nabożeństwa i zacząłem się modlić. Wtem przyczołgał się do mnie jeden kolega, znany bezbożnik i bluźnierca. Prosił mnie, by mógł ucałować cudowny, medalik N.M.P. i modlił się ze mną. Przetrwaliśmy do wieczora cało, choć moc było zabitych i rannych... Za otrzymane łaski składam Niepokalanej gorące podziękowanie.

I. Witkowski

GDAŃSK, maj 1946 r.

Nie wielu jest znana bohaterska postawa żołnierzy polskich w pamiętną noc z 3 na 4 września 1939 r. kiedy uzbrojeni po zęby dywersanci niemieccy urządzili zasadzkę w Bydgoszczy na wycofujące się oddziały wojsk polskich. Gdy nasze, bataliony liniowe krwawo odpierały ataki nieprzyjaciela, żołnierz z tęsknotą spoglądał w czerwoną tarczę słońca, tonącą na horyzoncie, bo noc miała być ocaleniem. Tabory nasze wjechały w miasto, uśpione w niczym niezmąconej ciszy. Nagle rozpoczęła się kanonada. Z okien, dachów, kominów istny huragan ognia, granaty ręczne, pociski z karabinów i broni maszynowej sypały się na nasze głowy Zrozumiałem - jesteśmy w zasadzce, mniejszość niemiecka odwdzięcza się za najdalej posuniętą tolerancję naszego ówczesnego rządu. Wystraszone konie rwą z kopyta i w szalonym pędzie tratują masakrowane ciała ludzi i zwierząt, tworzące w "krwawej ulicy" spiętrzone barykady. Nieliczne tylko wozy przeszły przebojem przez ogniowy deszcz pocisków. Dziwiłem się później, że nie odniosłem nawet najlżejszych obrażeń, choć konia pode mną ubito. Wiem, że życie zawdzięczam Sercu Jezusowemu i Niepokalanej, dlatego jestem wdzięczny i nie tylko publiczni dziękuję, ale 20% z mojego zarobku oddaję na chleb św. Antoniego dla biednych i na odbudowę naszych zrujnowanych kościołów.

Ignacy Szwejkowski

POLKOWICE, 8 kwietnia 1946 r.

Za jedyne w dziejach 1939 roku zwolnienie naszej grupy policyjnej z transportu za Tarnopolem i za przepustkami przesłanie do Lubelskiego koleją... składam publiczne podziękowanie Niepokalanej Maryi, Tylko wiara w Boga i opiekę Pocieszycielki Strapionych utrzymała mnie od rozpaczy. Wierzę, że przy Jej pomocy miną wszystkie burze i nastanie upragniony pokój.

Wiktor Smater

WARSZAWA, 1 kwietnia 1946 r.

Matko Najświętsza! Do Ciebie udawałem się zawsze a szczególnie w najcięższych chwilach życia. Z Tobą w nieśmiertelnych nadziejach kroczyłem poprzez morza stepowe i wichury dzikich pól. Z Tobą wychodziłem z różnych dróg, zda się niepowrotnych do życia.
Matko Niepokalana! Przyjm moją bezgraniczną wdzięczność. Twej opiece polecam dalsze chwile mego życia. Niech niezawodna broń różańca świętego będzie nadal tarczą obrony dla duszy i ciała.

Wierny sługa Maryi
Karczewski W. - ppor. W.P.

WARSZOWICE, 9 maja 1946 r.

W imieniu młodzieży dawnej wioski Stanisłówki, dziś rozrzuconej po całej Polsce, pragnę złożyć publiczne podziękowanie Matce Najświętszej. - "Z Maryją zwyciężymy!" - to było nasze hasło. Pod Jej sztandarem przeszliśmy wygnanie, ominęły nas obozy niemieckie, w czasie łapanek nie było ani jednej ofiary. 14 kwietnia 1944 r. otoczyło naszą wieś z tysiąc faszystów ukraińskich. Naszych obrońców było ok. 70. Zaczęła się walka na śmierć i Zycie. P dwugodzinnym ogniu nie staje nam amunicji, pół wioski płonie, ręce opadają ze znużenia, zdaje się, że zginiemy. W krytycznym położeniu wzywamy pomocy Niepokalanej. Nagle powstaje między bandytami popłoch, rzucają broń i uciekają z hańbą dla siebie. Z naszych zginęło tylko 6 staruszków i 2 obrońców. Z Maryją zwyciężyliśmy!

Bernard Kąkol

RABKA, 3 czerwca 1946 r.

17.6.1941 r. aresztowano mnie w Gorlicach i przewieziono do więzienia w Jaśle, które w tym czasie było największą katownią, a wraz ze mną 11 członków Komendy Głównej z tajnej organizacji w Krośnie. Po skatowaniu nas w słynnej Bursie gimnazjalnej, wleczono nas do więzienia. Na ulicy, upadając pod kopnięciem gestapowca, zobaczyłem mały blaszany medalik Niepokalanej; schowałem go do ust i tak przyniosłem do celi więziennej. W samotności mogłem zwrócić na co oczy - modliłem się całe dnie i noce. Cudem wypuszczono nas, a byli na dobrym tropie. Potem operując w partyzantce na całym Podkarpaciu od Krosna do Zakopanego, zawsze nosiłem i noszę cudowny medalik, a wywiązując się z przyrzeczenia, zrobionego w więzieniu jasielskim, składam Niepokalanej matce z całego serca dzięki za ocalenie.

Dr med. Stanisław Jezierski

GNIEWINO, 28 stycznia 1946 r.

W październiku 1943 r. nasza Pierwsza Dywizja pod Lenino, poszła po raz pierwszy w bój Zdobywamy pierwszą potem drugą linię okopów niemieckich. Garstka rozpalonych żołnierzy, nie zważając na gęsty ogień wroga, przerwała się na tyły niemieckie. Wśród nich byłem i ja.. Przywitano nas ogniem karabinów maszynowych i artylerii. W osaczeniu zginęli wszyscy koledzy. Ja zostałem ranny w nogę i wkrótce straciłem przytomność. Gdym ją odzyskał, trudem podczołgałem się do okopu strzeleckiego. Zorientowałem się wówczas, iż znajduje się w samym pasie międzyfrontowym. O wyjściu mowy być nie mogło, silny ogień nie pozwalał na wytknięcie głowy z rowu. Słyszałem wyraźnie głosy żołnierzy niemieckich. - W takim położeniu straciłem nadzieję wyjścia z życiem. Front nie przesuwał się. Trzy dni, trawiony gorączką przeleżałem w okopie bez możności wydostania się z niego do swoich. I wtedy zwróciłem się do Niepokalanej o pomoc.. Znużony zasnąłem. W pewnej chwili wydawało mi się że ktoś mnie trącił. Zrywam się nikogo nie widzę. - W duszy uczułem jakieś ukojny spokój, coś mnie zapewniało, że wyjdę stąd, że będę żył i wrócę do swoich. Pod tym wrażeniem, nie zważając na silny obstrzał nieprzyjacielski, zebrawszy siły, czołgając się rowem, potem polem zdążałem na tyły do swoich, tej samej nocy znalazłem się znów w linii wypadowej, złączyłem się ze swoją jednostką wojskową. Modlitwa moja została wysłuchana. Za uratowanie życia, za szczęśliwy powrót z wojny i za ustawiczną opiekę nade mną - dziś publicznie dziękuje Ci Maryjo, Dziewico Niepokalana i o dalszą z życiu opiekę Twoją pokornie proszę.

Kapr. Brągiel Antoni

ŁAŃCUT, 21 sierpnia 1946 r.

Składam gorące podziękowanie Boskiemu Sercu i Niepokalanej Matce za cudowne uratowanie mnie w niebezpieczeństwie życia w pierwszych tygodniach wojny 1939 roku. Ogłaszając to podziękowanie, wywiązuję się z uczynionego wtedy przyrzeczenia.

Ks. Kazimierz Borcz