Podziękowania
Drukuj

WARSZAWA, 8.8.47. Przez kilka lat swojej młodości prowadziłam życie bardzo lekkomyślne, nie zastanawiając się nad tym, iż może dosięgnąć mnie słuszna kara Boża. Modliłam się wprawdzie, lecz wątpiłam w to, by moje modlitwy przyniosły mnie lub innym jakikolwiek pożytek. Byłam tak słabej woli, że trudno mi było zapanować nad namiętnościami. Zaczęłam brnąć coraz dalej i nabawiłam się choroby.

Krzyż, jakim zostałam ukarana, pozwolił mi wypłynąć na powierzchnię błogiego życia na ziemi, chociaż jego początki były tak ciężkie, że chwilami uważałam, że aby wybrnąć z niego, muszę popełnić samobójstwo.

Jednakże Najwyższy i Jego Matka wzięli mnie niegodną w Swoją opiekę. A sprawiła to żarliwa modlitwa do Niepokalanej. W spowiedzi na Jasnej Górze znalazłam zupełny spokój i równowagę ducha. Teraz wierzę, że będę dobrą żoną i matką, gdyż z choroby też się wyleczyłam.

Niegodna sługa Maryi A. B.

Prawdziwość opowiadania potwierdzam. – O. Kajetan Raczyński, przeor jasnogórski – Jasna Góra, 13.9.47.

POZNAŃ, 7.7.47. Sercem przepełnionym wdzięcznością składam Najśw. Panience Niepokalanej publiczne, gorące podziękowanie za wytrwanie w nauce i szczęśliwe zdanie egzaminu, polecając się nadal Jej przemożnej opiece.

Z. Ł.

OSTRÓW WLKP., 26.9.47. Pracując w wytwórni wód gazowych dnia 16.6.47 r. miałam następujący wypadek. Przy zamykaniu napełnionej butelki, butelka pękła i rozpryskujące szkło rozcięło białko i dolną powiekę mego oka. Stan był bardzo groźny i groziła mi utrata wzroku. Dzięki jednak wszechmocnej opiece Bożej i Niepokalanej oraz troskliwym zabiegom lekarza operacja odbyła się pomyślnie wbrew przypuszczeniom specjalisty. Oko się szybko zagoiło tak, że nie ma wielkiego znaku i widzę na nie dość dobrze. Matka Niepokalana naszego domu nigdy nie opuściła. Za tę szczególną łaskę dziękuję Niepokalanej.

Helena Lubojańska

Niniejszym potwierdzam, że stan oka p. Lubojańskiej Heleny był w dniu przybycia do mnie po wypadku bardzo groźny, tak że początkowo przypuszczałam, te trzeba będzie oko usunąć. Po dokładniejszym jednak zbadaniu postanowiłam oko ratować zeszywając rozciętą na przestrzeni około 9 mm twardówkę. – Ku mojemu, zdziwieniu rana pooperacyjna zagoiła się niezwykle szybko i dzięki temu część wzroku pacjentki została zachowana. – Dr Zofia Galewska Kalisz

POZNAŃ, 14.5.47. Pod koniec 1946 r. powołał Bóg do Siebie moją najukochańszą żonę, a najdroższą - mamusie. Pozostałem sam z dwojgiem małych dzieci. Składam dziś serdeczne podziękowanie Matce Najśw. za drugą dobrą dla mnie żonę, a dla dzieci kochającą mamusię, która niczym nie różni się od tamtej.

S. Z.

RYPIN, 1.7.47. Dziękuję Matce Najświętszej za pomoc w studiach, które ukończyłam mimo ciężkich warunków materialnych.

Wacława Pankowska

WROCŁAW, 29.10.47. W roku 1942 byłem aresztowany przez Niemców. W ciągu bardzo ciężkich miesięcy prosiłem Matkę Boską o ratunek, a jednocześnie żona moja z czworgiem dzieci modliła się ustawicznie za pośrednictwem Matki Bożej i świątobliwego biskupa Zygmunta Łozińskiego o wyzwolenie mnie. Wbrew jakiejkolwiek ziemskiej nadziei w roku następnym niespodzianie wypuszczono mnie z więzienia. Za to cudowne ocalenie, za Bożą Opiekę nad żoną moją i dziećmi w czasie, gdy nie byłem z nimi, za wiele innych łask i dowodów boskiej nad nami Opieki w latach wojny i później, za wybawienie od śmierci dwojga moich dzieci, za szczęśliwy powrót do Polski - składam to publiczne podziękowanie Najśw. Maryi Pannie, ażeby tym sposobem przyczynić się do Jej chwały na ziemi.

Stanisław Kolbuszewski

PRZESTAŃSKO, 1.6.47. W imieniu gromady Przestańsko, gm. Iwanowice, pow. miechowskiego składamy najgłębsze i najgorętsze podziękowanie Najświętszej Maryi Pannie za wprost cudowną opiekę i zachowanie naszej gromady od wszelkich, nieszczęść w czasie okupacji hitlerowskiej i walk frontowych. W dowód wdzięczności wymieniona gromada wybudowała także kaplicę-pomnik pod wezwaniem Królowej Korony Polskiej z prośbą o dalszą opiekę.

W imieniu gromady Komitet
Kurbiel Roman Wykurz Antoni
Obrusik Piotr Dąbrowski Jakub
Wykurz Stanisław Chwastek Piotr
Cyganek Jan

PRZEWORSK, 10.10.1947. Córka nasza, 10-letnia Zofia, zamieszkała w Maćkówce, parafii przeworskiej, od kilku lat cierpiała na chorobę uszu. W ostatnich trzech latach stan jej pogorszył się tak, że nawet głośniejszej mowy usłyszeć nie mogła, tylko po ruchu warg domyślała się, co do niej mówiono. Wprawdzie co tydzień bywała u lekarza celem przedmuchiwania uszu, ale to nie pomagało. Matka strapiona tym kalectwem dziecka zwróciła się do Matki Najświętszej za pośrednictwem Ojca Maksymiliana Kolbego i razem z córką rozpoczęła nowennę. Wśród nowenny dziecko zostało nagle uzdrowione. Mianowicie pewnego dnia dziewczynka usłyszała jakiś trzask w uszach i od tej chwili, tj. od przeszło trzech miesięcy słyszy doskonale, choćby szeptem do niej mówiono.

Dziękując gorąco Matce Bożej za wysłuchanie naszych próśb, zanoszonych za przyczyną O. Maksymiliana Kolbego, dołączamy świadectwo lekarskie, stwierdzające uzdrowienie naszej córki.

Józef i Teresa Jadam

Jako proboszcz stwierdzam prawdziwość powyższego zdarzenia i w imieniu rodziców uzdrowionej Zofii za przyczyną O. Maksymiliana Kolbego upraszam o łaskawe zamieszczenie podziękowania w "Rycerzu Niepokalanej". – Ks. Roman Penc

Zaświadczam niniejszym, że Jadam Zofia lat 10. zamieszkała w Maćkówce nr 154, powiat Przeworsk, leczyła się u mnie od trzech lat z powodu głuchoty wywołanej przerostem migdałka trzeciego tzw. podniebiennego. Prawie co tydzień przychodziła do mnie celem przedmuchiwania uszu sposobem Politzera. – Badanie wówczas Zofii Jadam wykazywało powiększenie migdałka podniebiennego. Obecnie badanie wykazuje znaczne zmniejszenie. Badana z odległości pięciu metrów zatykając ucho raz jedno, raz drugie, powtarza mowę szeptem. Przypominając sobie dawniej nie słyszała dobrze mowy głośnej.

Świadectwo wydaję na żądanie Jadam Zofii i jej rodziców. – Dr Ossadnik Karol, lekarz

KRAKÓW, 11.8.47. W dniu 13 lipca 1947 roku, jako student wyższej Szkoły Nauk Społecznych Wydziału Dziennikarskiego w Krakowie uczestniczyłem w wycieczce seminaryjnej wraz z całym zespołem moich kolegów-studentów w liczbie około 30 osób przy zapoznawaniu się z elektrownią i jej konstrukcją zbudowaną na zaporze wodnej w Rożnowie k. Nowego Sącza.

Po zwiedzeniu urządzeń elektrowni, Kierownictwo Zapory Wodnej w Rożnowie zaproponowało nam przejażdżkę łodzią motorową po dużym, pięknym, lazurowym jeziorze. Skoro wszyscy wsiedliśmy, łódź ruszyła na pełne jezioro, dając miłe wrażenia i uczucia uczestnikom.

Łódź była prowadzona początkowo przez właściwego sternika, który później oddał ster drugiemu osobnikowi; ten ostatni na 7 km od zapory przy nawracaniu łodzi do powrotnej drogi, zrobił ostry zakręt przy szybkości mniej więcej 12 km/godz. To spowodowało duże pochylenie łodzi i częściowe jej zanurzenie. Sternik stracił zupełnie orientację i nie zwolnił biegu jazdy. Wskutek tego łódź szybko poczęła iść na dno.

Trwoga i przerażenie ogarnęły uczestników. Krzyki i wołania o pomoc były bezcelowe. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że jezioro jest zbyt głębokie, a do brzegu około 500 m. Ponadto w miejscu tym nad brzegami jeziora nie było zabudowań włościańskich, ażeby ktoś mógł przyjść nam z pomocą.

Część uczestników umiejących pływać rzuciła się do wody i dopłynęła do brzegu. Niektórzy z nich ratowali tonących. Inni ratowali się na pływającej bańce i desce, reszta zaś w liczbie 13 osób zatonęła. Co do mnie byłem bez niczyjej pomocy. Posiadałem jedynie dużą przytomność umysłu i zdawałem sobie sprawę z tego, że nie umiem pływać. Mimo to nie załamałem się. Wynurzając jak najwyżej głowę nad powierzchnię wody, wołałem od czasu do czasu "Boże ratuj mnie, bo ginę!" i tak walczyłem ze strasznym żywiołem wody przez dobre 30 minut. W pewnej chwili zauważyłem łódź motorową, która szła na pomoc, jednak mnie ominęła, bo opodal zauważyła 4 osoby ratujące się na bańce od benzyny. Ja nadał pozostałem w beznadziejnej sytuacji. Wówczas począłem się załamywać i tonąć. Szedłem coraz więcej w dół, patrząc otwartymi oczami w ciemnozielonawy kolor wody, która mnie coraz bardziej zalewała. Przytomność posiadałem i śmierć przyjmowałem spokojnie, oddając się całkowicie woli Bożej. Tonąc przytomnie, na pewnej głębokości pod wodą, wyczułem, że prąd wody jeszcze mnie wyrzuca do góry. Znowu zacząłem się resztkami sił ratować i wypłynąłem jeszcze na powierzchnię wody. Spojrzałem w górę niebios i głęboko westchnąłem do Boga, wołając "ratunku". W tym czasie zauważono mnie z łodzi ratunkowej, która dość szybko do mnie dopłynęła i wyratowała.

W łodzi ratujący wypompowali ze mnie około 3-ch litrów wody, a dopłynąwszy do brzegu, oddali pod opiekę żołnierzom.

Byłem zbyt osłabiony, jednak stopniowo przyszedłem do zdrowia, a obecnie już nie odczuwam prawie żadnej dolegliwości. Za tak cudownie uratowanie mnie od śmierci i przywrócenie życia składam tą drogą Zbawicielowi i Najświętszej Maryi Pannie jak najgorętsze podziękowanie.

Miej mnie, Matko Boża, w dalszej opiece i daj mi moc wiernego wytrwania i oddania się Tobie na wieki.

Jan Dzikowski
student W.S.N.S. Wydz. Dziennikarskiego

USTKA, 22.9.47. Po kilku miesiącach przebywania w środowisku obojętnym religijnie zacząłem upadać moralnie i duchowo. Z przepaści, w którą się stoczyłem, zdawało mi się, że już mnie nikt nie wyciągnie. Uleczyła Jednak mego ducha i wprowadziła na drogę nowego życia Matka Boża przez swego "Rycerza", za co Jej dzisiaj dzięki składam.

Marian S.

LEGIONOWO, 29.10.47. Matce Najśw. dziękuję za kilkakrotne ocalenie od śmierci: w r. 1930 z przerębli lodowej, do której wpadłem w długim, ciężkim kożuchu na jeziorze oraz w powstaniu warszawskim, w czasie którego byłem 3 razy ranny.

Prośba moja o ratunek do Matki Najśw. została wysłuchaną. Miałem na szyi Cudowny Medalik i zawsze w ciężkich chwilach modliłem się do Niepokalanej.

Proszę Matkę Najśw. o dalszą pomoc w życiu i błogosławieństwo w pracy.

K. J., kpt. W. P.

CHEŁM, 1.3.47. Liczę 22 lata. Kroczyłam dotąd łatwą i utartą drogą grzechu. Zaniedbałam całkowicie praktyki religijne, gorzej bagatelizowałam je, dopuszczając się rzeczy najokropniejszej, świętokradztwa. Ale Matka Najśw. nie wyparła się niegodnej córy swojej. Podczas Misji św. w parafii Mariackiej w Chełmie modliłam się do Niej gorąco o spowiedź szczerą i wiarę bez zastrzeżeń, co też uzyskałam. Dziękuję Niepokalanej za okazane mi łaski.

Irena M.

K., 13.6.47. Wstąpiłam w związek małżeński świętokradzko i tak żyłam 15 miesięcy. Po długich zmaganiach, odrzucając wstyd i dumę, zdecydowałam się pójść i wyznać wszystko przy kratkach konfesjonału. Dziś jestem szczęśliwą dzięki dobroci Niepokalanej Maryi.

Niegodna rycerka Maryi W. K.

GDAŃSK, 2.11.47. Nie mając skończonej szkoły powsz. poszedłem do gimnazjum. Z początku nauka szła mi ciężko, gdyż nie miałem podstaw. Lecz Matka Najświętsza przyszła mi z pomocą, dając przyjaciół, którzy pomogli mi w pracy szkolnej. Pracując zarobkowo i ucząc się przez cale dwa lata, zdałem następnie egzamin na wstępny rok Politechniki. Za doznane łaski pragnę podziękować Panu Bogu i Matce Najśw.

Korpaczewski Henryk

PIOTRKÓW, 11. 10 47. Najświętszej Maryi Pannie - Królowej Korony Polskiej, za szczęśliwe przetrwanie lat wojennych oraz pomoc w studiach, z głębi mego serca dziękuję.

Mgr Stanisław Wojeński

GDAŃSK, 16.7.47. Składam gorące podziękowanie Niepokalanej za zachowanie mnie w czystości, chociaż byłam narażona na duże okazje - i szczęśliwe wyjście za mąż w 22 roku życia.

W. Halina

BŁASZKI, 28.4.47. W lutym br. zachorował nam jednoroczny synek na obustronne zapalenie płuc i podrażnienie opon mózgowych. Po przewiezieniu go do szpitala w Sieradzu, lekarze stwierdzili stan beznadziejny. Udaliśmy się więc z prośbą do Niepokalanej. Nie zawiedliśmy się. Po odprawionej Mszy św. w kaplicy szpitalnej i w kościele w Błaszkach o zdrowie dziecka, stan jego zaczął się poprawiać. Po 10 dniach syn powrócił do zdrowia i jest całkiem zdrów. Dziękujemy Matce Niepokalanej za doznanie łaski i prosimy o dalszą opiekę.

Z. K. Mazurowie

Potwierdzam powyższe. – Dr St. Grabowski