Podziękowania

GNIEZNO, dnia 10 grudnia 1936 r. (35-37)

Składam publiczne serdeczne podziękowanie za łaskę powrotu do zdrowia siostry, żywicielki naszej. W kwietniu [1936] r. zachorowała ciężko; groziło Jej kalectwo nóg. Lekarz używał różnych zastrzyków, aby zapobiec kalectwu i ulżyć strasznym cierpieniom, jakich siostra doznawała za dnia i podczas bezsennych nocy. Chociaż dusza przygotowana była do znoszenia jeszcze większych cierpień, to jednak ciało załamywało się. Pewnej nocy zastałam ją we łzach a usta jej prosiły o ulgę w cierpieniu. Nie mając już rodziców, nie mogłam powierzyć im swej troski i smutku, jaki targał mą duszą. Od ludzi pomocy żadnej spodziewać się nie mogłam, bo była już późna noc. W tych ciężkich chwilach udałam się z gorącą prośbą do Matki Niepokalanej, po czym przyniósłszy siostrze cudownej wody z Lourdes, prosiłam ją, ażeby natarła nią chorą nogę, w której była zakażona krew, zapalenie żył, róża i odbicie kolana. Po natarciu i krótkiej modlitwie bóle zupełnie ustały i siostra zapadła w głęboki sen - po raz pierwszy od siedmiu tygodni. Lecz pozostała jeszcze w nodze zakażona krew, której lekarz nie mógł usunąć w żaden sposób. Idąc za wewnętrznym natchnieniem użyłam wody z Lourdes i przystawiłam pijawki. Skutek tego zabiegu był nieoczekiwany. Lekarz, gdy ujrzał polepszenie, nie tylko że nie zabronił, lecz nakazał przystawianie pijawek nadal. Odtąd poczęła siostra powracać do zdrowia. I od czterech miesięcy już pracuje, ciesząc się dawnym zdrowiem. Składam więc Tobie Maryjo, Matko Niepokalana, dzięki za tak wielką łaskę, że wróciłaś nam naszą żywicielkę zdrową i zdolną do pracy. Proszę Cię, Matko Najświętsza, byś nie wypuszczała naszej rodziny i dobrodziejów naszych ze Swej macierzyńskiej opieki.

Wdzięczne Dziecko Maryi, Gabriela Sławińska

Prawdziwość opisu potwierdzam. Chorą odwiedzałem często w czasie niemocy. Stan naprawdę był ciężki i budził wielkie obawy. Wierzę i ja, że Maryja okazała się obu sierotom dobrą Matką; ale też sieroty w swym życiu zawsze okazywały, że są czułymi i dobrymi dziećmi Maryi. | W Gnieźnie, dnia 10 grudnia 1936 r. | Ks. J. Ziółkowski

LUBOMIERZ, dnia 8 grudnia 1936 r. (36-37)

Przed 10 laty byłam operowana na zapalenie średniego ucha i zdawało się, że choroba szczęśliwie przeszła. Jednak po pewnym czasie zaczęła mnie boleć głowa i to zdarzało się dość często. Tak przeszło parę lat. Wreszcie [1936] roku zachorowałam na grypę i jako następstwa po grypie: ślad po operacji za uchem mi nabrzmiał. Przyszła jedna operacja. Po 10 dniach wróciłam do domu Jako wyleczona. Tyczasem ucho zaczęło bardziej boleć i zaraziło drugie. Udałam się do lekarza w Krakowie. Okazało się, że to perlaki i już przestarzałe. Operacja druga była konieczna. Po operacji stan się jeszcze pogorszył, a punktacja wykazała, że zarazki są już w stosie pacierzowym. Trzeba było na gwałt robić trzecią operację. I to przy silnie wyniszczonym organizmie i przy wysokiej gorączce. Wskutek wyniszczenia organizmu przez rozmaite zastrzyki przyszły różne komplikacje. Stan był beznadziejny. Lekarze zwątpili zupełnie w moje wyleczenie i polecili mnie zabrać ze szpitala. W ciągu całej choroby jednak nie traciłam nadziei. Uciekałam się o pomoc do Matki Bożej i do św. Teresy. Kiedy już byłam bez sił, prosiłam opiekujących się mną, by razem ze mną odprawili nowennę do św. Teresy. I kiedy zdawało się że już koniec ze mną, gdyż ani ruszać się o własnych siłach nie mogłam, naraz po pokrzepiającym śnie nabrałam takiej mocy, że na drugi dzień o własnych siłach wstałam z łóżka i odtąd dzięki Matce Najśw. i św. Teresie czuję się zupełnie dobrze. Czynimy za to Im gorące dzięki.

A. Machajowa z mężem

GNIEZNO, dnia 20 grudnia 1936 r. (37-37)

W roku 1934 zachorował nam nagle 3-letni synek. Lekarze stwierdzili ciężką i niebezpieczną chorobę, zapalenie opon mózgowych. Polecili dziecko natychmiast oddać do szpitala, gdzie po zbadaniu stwierdzono stan prawie beznadziejny. Wówczas nie straciliśmy nadziei w pomoc Boskiego Serca Jezusowego i Matki Najśw. Niepokalanej, prosząc gorąco o zdrowie dla dziecka. W tej intencji daliśmy na Mszę św. i sprowadziliśmy cudowną wodę z Lourdes. I nie zawiodła nas ufność w pomoc Niepokalanej i wszechmoc Bożą. Dziecina wyzdrowiała, choroba nawet żadnego śladu po sobie nie zostawiła. Za tę tak wielką łaskę i za wiele innych składamy Boskiemu Sercu Jezusowemu i Matce Najświętszej jak najgorętsze podziękowanie, prosząc o dalszą nad nami opiekę.

Niegodni słudzy Niepokalanej, Roman i Wanda Kucharscy

Poświadczam niniejszym, że wymienione dziecko Witold Romuald Kucharski przebywał w tut. Szpitalu Miejskim od dnia 25 czerwca 1934 r. do 28 lipca 1934 r. na skutek ropnego zapalenia opon mózgowo-rdzenionych. Cierpienie występowało bardzo ostro i ciężko tak, że zaistniały bardzo poważne wątpliwości, co do możliwości wyleczenia dziecka. | Gniezno, dnia 22 grudnia 1936 r. Dr. Med. J. Kroll | Dyrektor szpitala

GRUDZIĄDZ, dnia 28 grudnia 1936 r. (38-37)

We wrześniu 1936 r. matka moja uległa strasznej katastrofie motocyklowej. Lekarze stwierdzili pęknięcie podstawy czaszki i wstrząs mózgu, tak, że stan zdrowia był beznadziejny. Chora leżała w ciągu 6 dni nieprzytomna i lada chwila spodziewano się śmierci. Widząc, że wszystkie zabiegi i środki lekarskie mało skutkują udałem się z prośbą do Niepokalanej, przyrzekając, że o ile matka moja wyzdrowieje, złożę publiczne podziękowanie w "Rycerzu Niepokalanej". Matka Najśw. prośbę moją wysłuchała i łaski Swej udzieliła. W krótkim czasie matka wyzdrowiała. Składając to podziękowanie u stóp Niepokalanej, gorąco polecam wszystkim, by z ufnością zwracali się do Niej w każdej potrzebie, a Ona modlitwy i prośby ich na pewno wysłucha.

Brunon Welentowski

(-) Dr. Kieler Antoni | chirurg Szpitala Miejskiego w Grudziądzu

Powyższe dane potwierdza (-) Ks. Dr. Pastwa Antoni | Proboszcz Parafii św. Mikołaja

POZNAŃ, dnia 10 stycznia 1937 r. (39-37)

Byłem już nad brzegiem przepaści. Straciłem wiarę, zwątpiłem w dobroć Boga, a w parze z tym upadłem moralnie. Byłem łachmanem nic nie wartym. Popadłem w wielkie kłopoty, tak że nie było już dla mnie drogi wyjścia, prócz hańby lub śmierci. Ostatkiem wiary uciekłem się do Niepokalanej, błagając Ją o łaskę poprawy i wybawienia z kłopotów. A Ona dała mi łaskę odprawienia rekolekcji i generalnej spowiedzi, co mnie przywróciło na drogę wiary i cnoty.

I za przyczyną Bogarodzicy wydobyłem się z okropnego położenia. Gdym był już bez środków do życia dała mi je, i ludzi przychylnych zesłała i dotąd karmi mnie swoją dobrocią. Dzięki Matce Bożej powróciłem na łono Kościoła św., stając się praktykującym katolikiem. Uzdrowiłem swą duszę, odnalazłem cel mego istnienia, treść i radość życia! Dziękując Najświętszej Maryi Pannie za łaski, polecam Jej dobroci i miłosierdziu tych, którzy jeszcze walczą bezskutecznie z prądem życia.

Z. P.

GUARANI-MIRIM (Brazylia), dnia 8 grudnia 1936 r. (40-37)

Zachorowałam bardzo niebezpiecznie. Zostałam przewieziona do szpitala, gdzie po zbadaniu lekarze i siostry orzekły, że nic mi już pomóc nie mogą, ponieważ żółć rozlała się po całym organizmie, a wątroba jest spuchnięta i pokryta wrzodami. Wobec takiego stanu rzeczy byli zupełnie bezradni. Więc zabrano mnie z powrotem do klasztoru. Przyjęłam św. Sakramenta i byłam przygotowana na śmierć. Zawezwano lekarza, który także zwątpił w moje wyzdrowienie, mówiąc: zrobię co będę mógł, ale tylko jeden Bóg może pomóc. W tej krytycznej dla mnie chwili siostry moje udały się z błagalnymi prośbami w nowennach do Najśw. Serca P. Jezusa w Najświętszym Sakramencie i do Wspomożycielki - Niepokalanej za pośrednictwem św. O. Franciszka i św. Jana Bosko. Zdana byłam jedynie na Opatrzność Bożą, bo lekarze już przestali czynić zabiegi, licząc czas mego życia na minuty. Leżałam tak 6 tygodni, a trzy razy byłam konająca. Pewnego dnia poprosiłam siostrę czuwającą przy mnie, by nawiedziła Najświętszy Sakrament i przedstawiła prośbę Panu Jezusowi w mojej intencji. I oto prośba została wysłuchana. Była ona zakończeniem próśb w intencji mojego zdrowia. Po trzecim razie nawiedzenia Pana Jezusa w Najśw. Sakramencie, nastąpiła zupełna zmiana tak, że po krótkim czasie zniknęły nawet ślady choroby. Lekarze orzekli, że jestem obecnie zupełnie zdrowa i ani śladu żółtaczki nie ma, a wątroba dobrze działa. Nie ulega więc wątpliwości, że to stało się za przyczyną Wspomożycielki naszej Niepokalanej, św. O. Franciszka i św. Jana Bosko. Pełni więc wdzięczności składamy pokorne dzięki za tę i wiele innych łask, które spływają na nas z Najsłodszego Serca Jezusowego przez ręce Niepokalanej za wstawiennictwem tych świętych Orędowników.

S. Maria Alojza, przełożona wraz z Siostrami Z. S. O. Fr.

Potwierdzając całkowicie, jako zgodne z rzeczywistością wyżej opisane uzdrowienie Czcig. S[oistry] Przełożonej S[ióstr] Bernardynek w Guarani-Mirim (Brazylia. Dodam ze swej strony, iż lekarz szpitalny, jak również otoczenie całe chorej, było przekonane, iż wkrótce po wywiezieniu chorej ze szpitala do domu nastąpi śmierć. Dlatego też tak całkowite i stosunkowo szybkie uzdrowienie przypisać tylko możemy przyczynie nadnaturalnej. Korne modlitwy całego klasztoru i mieszkańców kolonii, zanoszone do Cudownego Dzieciątka Jezus oraz do św" Jana Bosko, uprosiły oczekiwany z usilną wiarą skutek cudowny. | Feliks Rokicki Soc. Sal. | zastępca proboszcza w Luiz Alvez i Guarani - Mirim

RACIĄŻEK, dnia 13 stycznia 1937 r. (41-37)

W marcu 1934 r., spadłam z wozu obciążonego wymłóconym zbożem i dostałam się pod koło, które mi zmiażdżyło prawą nogę. Odwieziono mnie do szpitala powiatowego w Aleksandrowie Kujawskim. Lekarze zdecydowali, że konieczna jest amputacja nogi. Matka moja nie chciała się na to zgodzić. Ja zaś udałam się z gorącą prośbą do Matki Bożej Różańcowej. W tajemnicy przed lekarzem i siostrą pielęgniarką odkręciłam sobie żelazny podkład, do którego miałam przymocowaną nogę. Udałam się do kaplicy szpitalnej na jednej nodze, podpierając się laską i przy pomocy chorej sąsiadki. Odbyłam spowiedź św. i przystąpiłam do Komunii Św[iętej] klęcząc na jednym kolanie. Po wysłuchanej Mszy św. wróciłam na salę już na dwóch nogach. Odczuwałam tylko dziwne chrupanie w chorej nodze. Od tej chwili w szybkim czasie odzyskałam w niej dawną władzę. Nogę mam teraz zupełnie zdrową, żadnych bólów nie odczuwam, pracuję, jak przed wypadkiem. Pozostała tylko blizna w tym miejscu. Jestem przekonaną i wierzę, że doznałam cudownego uleczenia za przyczyną M. Boskiej Różańcowej, do której zawsze miałam szczere nabożeństwo.

Na podziękowanie Matce Bożej Różańcowej dałam na dwie Msze św., a obecnie składam Jej publicznie dzięki za tę łaskę.

Stanisława Madajczykówna

Niniejszym potwierdzam prawdziwość nieszczęśliwego wypadku Stanisławy Madajczykówny, zelatorki żywego Różańca z Sierzchowa, i świadczę o jej prawdomówności. | Ks. Andrzej Nodzyński, prob. w Raciążku

13 stycznia 1937 r. | ubliczny Szpital w Aleksandrowie Kuj.
Zaświadcza się niniejszym, że pani Stanisława Madajczykówna przebywała w tut. szpitalu z powodu rany zmiażdżonej zew. strony podudzia pr. od dnia 20 III do 9 V 1934 r. Zaświadczenie to wydaje się, na żądanie w-w., celem przedłożenia Urzędowi Stanu Cywilnego w Raciążku.
Aleksandrów Kujawski 15 XII [19]36 r. Dyrektor Szpitala (podpis nieczytelny)

LWÓW, dnia 30 stycznia 1937 r. (42-37)

Matuchnie Niepokalanej mojej Opiekunce składam publiczne dzięki, za pomoc w zdawaniu egzaminu maturalnego. Za wszystkie łaski udzielone mi, za dobroć okazaną mi w życiu, a w szczególności podczas studiów uniwersyteckich i przy uzyskaniu dyplomu magistra praw, serdecznie dziękuję. Z głębi serca uczuciem wdzięczności przepojonego, proszę Najśw. Pannę, by opiekowała się mną i rodziną moją w dalszym życiu. Spraw Matko najlepsza, bym w smutku czy radości zawsze "Pod Twoją uciekał się obronę".

B. A. Magister praw U. J. K.