ZDZIĘCIOŁ, dnia 6 czerwca 1934 r. (22-35)
W dniu 14 stycznia [1935] r. przechodziłam b. ciężki przedwczesny poród połączony z rozmaitymi komplikacjami. Ponieważ wszystko szło nienormalnie, lekarze orzekli, że trzeba przeprowadzić pewien zabieg chirurgiczny b. niebezpieczny. Nie śpieszyli jednak z tym, wciąż oczekując, że może samo wszystko się unormuje. Skoro jednak osłabłam bardzo od nieustannych krwotoków, lekarze postanowili dokonać operacji. Na stole operacyjnym zaczęłam się gorąco modlić w duchu do Matki Bożej. Matka Najświętsza bardzo prędko wysłuchała moich próśb, bo oto nieoczekiwanie nastąpił znowu krótki, gwałtowny krwotok i operacja już była zbyteczna. Nie koniec jednak na tym. Na trzeci dzień dostałam silnej gorączki, która wciąż się podnosiła i zaczęła dochodzić do 40°. Pomimo usilnych badań, doktorzy nie mogli dociec przyczyny i w końcu orzekli, że powodem tego są nerki. Czując się coraz gorzej, gorączka bowiem nie opuszczała mię przez trzy tygodnia, zaczęłam znowu modlić się do Matki Bożej Ostrobramskiej, uczyniłam pewna ślubowanie i po raz drugi przyrzekliśmy z mężem ogłosić w "Rycerzu", o ileby i teraz wszystko szczęśliwie minęło. I znowu Matka Najśw. zlitowała się nad nami. Po ponownem zbadaniu okazało się, że nerki są zupełnie zdrowe, pozostało tylko pewne kobiece cierpienie, które nie przedstawiało żadnego niebezpieczeństwa. Od tego czasu z każdym dniem czułam się lepiej i po dwóch miesiącach choroby, powróciłam do domu, choć bardzo osłabiona, ale dzięki Matce Niepokalanej zdrowa zupełnie. Teraz jeszcze raz składamy najpokorniejsze dzięki i oddajemy siebie i swoich najbliższych Jej świętej opiece na zawsze.
Janina Kaliniewiczowa i Stefan Kaliniewicz, adwokat
Rzeczywistość podanego faktu stwierdzam | ks. Józef Sawicki.
ZBULITÓW MAŁY, dnia 25 sierpnia 1934 r. (23-35)
W myśl złożonego przyrzeczenia, sercem przepełnionym wdzięcznością, składam najserdeczniejsze podziękowanie Matuchnie Najśw. Niepokalanej za przywrócone mi zdrowie. Spowodu długoletnich chronicznych katarów gardła, oskrzeli, płuc i żołądka, oraz kilkakrotnego przeziębienia się, ciężko zachorowałam w połowie stycznia 1931 r. Kaszel suchy, ostre kłucia, poty silne, bóle głowy okropnie mi dokuczały. Do lekarza nie zwracałam się na razie ze względu na trudności finansowe, sądząc, że to samo przejdzie. Dopiero po czterech miesiącach udałam się do specjalisty dróg oddechowych. Jak się okazało, nabawiłam się ciężkiego pogrypowego zapalenia ogniskowego płuc (tuberculosa) 7. komplikacją ropnego zapalenia oskrzeli i gardła. Lekarze nie robili już żadnej nadziei. Pomimo lekarstw, cierpienia wzmagały się coraz więcej. Kaszel bez przerwy, kłucia w całej klatce piersiowej i plecach, poty, gorączka duża, noce bezsenne, zdawało się, że mnie to wszystko zamęczy. Do cierpień fizycznych przyłączyły się cierpienia duchowe, których nie szczędzili mi w chorobie ludzie złej woli. Jednak Matuchna Najśw., Której opiece oddałam się, pocieszyła mię wkrótce. Z Jej pomocą zaczęłam wracać szybko do zdrowia, a dziś czuję się już zupełnie dobrze. Zdaniem lekarzy winnam już dwa lata temu leżeć w grobie. Do żadnych miejscowości klimatycznych nie wyjeżdżałam. Za zdrowie, a zwłaszcza za jedną wielką łaskę, oraz wiele innych łask, składam jeszcze raz najserdeczniejsze podziękowanie i nadal polecam siebie i moją rodzinę Jej cudownej opiece. Kiedy spotka mię zmartwienie i opanuje mną smutek, racz mi dopomóc, o Maryjo Niepokalanie Poczęta!
Helena
L.S. Potwierdzam wiarogodność, jako prefekt swej uczennicy, H. R. | ks. K. Grzybowski.
LWÓW, we wrześniu 1934 r. (24-35)
Od dłuższego czasu, bo od szeregu miesięcy przechodzę straszne i ciężkie chwile - walki z samym sobą - z naturą własną. W miesiącu czerwcu [1935] r. zwiększyły stan ten trudności związane ze zdawaniem rocznych egzaminów. Wobec ciągłych rozterek nie byłem odpowiednio przygotowany, a jednak poszedłem zdawać, ufny w pomoc i opiekę Matki Najświętszej Nieustającej Pomocy. Mimo częściowych niepowodzeń, zdałem choć jeden, ale najważniejszy przedmiot. Wobec czego, zadośćczyniąc złożonemu przyrzeczeniu, składam publiczne podziękowanie Matce Niepokalanej i proszę Ją gorąco o dalszą opiekę i pomoc, oraz wprowadzenie mnie na drogę spokoju, silnej wiary, najgłębszego umiłowania Boga i Matki Najświętszej i trwania w tym stanie do końca mojej tułaczki życiowej na tym ziemskim padole... W Maryi nadzieja moja! Maryja otuchą moją! W Maryi życie moje pokładam!...
Tadeusz Fogelman, stud. Akad. med. wet.
TARNOPOL, dnia 4 października 1934 r. (25-35)
Z głębi serca przepełnionego wdzięcznością składam publiczne podziękowanie Matce Bożej Niepokalanej i czcigodnemu O. Wenantemu Katarzyńcowi za uzdrowienie mię z opuchnięcia mięśni serca, które po odprawieniu nowenny do czcigodnego O. Wenantego natychmiast ustąpiło. Dziękuję także za wiele innych łask, które za westchnieniem do O. Wenantego otrzymuję. Oby Wszechmocny wysłuchał modłów naszych i w najkrótszym czasie wielebnego O. Wenantego na Swe Ołtarze wynieść łaskawie raczył.
Ludmiła Buczacka
CHRZANÓW, dnia 11 października 1934 r. (26-35)
Wywiązując się z obietnicy, śpieszę złożyć z głębi serca publiczne podziękowanie Matuchnie Niepokalanej za niezwykłe wyzdrowienie mojej córki, oraz proszę o dalszą opiekę nad nami. Niech ten znak łaski Matki Najświętszej obudzi "w innych głęboką "wiarę i ufność do Tej, Która nie opuszcza nikogo, kto się Jej odda w opiekę.
Helena Grzybowska
L.S. Jako kapelan szpitala, w którym uczennica szkolna Hanusia Grzybowska leczoną była, oraz jako proboszcz parafii w Chrzanowie - Kościelec zaświadczam, że wyleczenie z choroby tak ciężkiej, jaką przechodziła wymieniona, jest opatrznościowe, albowiem ogólnie wśród leczenia wątpiono już w jej wyzdrowienie; i zaznaczyć atoli trzeba, że chora b. często przyjmowała w chorobie Komunię Św[iętą] i uciekała się do pomocy Matki Bożej | ks. Molewicz, proboszcz.
MIEDNIEWICE, dnia 11 października 1934 r. (27-35)
Na tym miejscu wyrażam najserdeczniejsze, na jakie tylko stać człowieka, podziękowanie Najśw. Pannie za wielokrotne wysłuchanie próśb, jakie do Niej w ciężkich chwilach życia zanosiłem. Trzy razy najmłodsza nasza córeczka ciężko chorowała i trzy razy z silnej gorączki wstała zdrowa; dziś nosi medalik, przez który wierzę w to mocno - Matka Najśw. zachowała dziecinę przy życiu. Za te i inne łaski cześć Niepokalanej.
Stanisław Czepieliński, kierownik szkoły
DRUSZKÓW, dnia 16 października 1934 r. (28-35)
Rok mija, jak nasz 14-letni synek zachorował na zaziębienie krwi. Po czterech tygodniach dołączyła się do tej choroby grypa, zapalenie kiszek i żołądka. Puchlina czyniła szybkie postępy. Lekarstwa, jakich używał, zupełnie nie skutkowały. W czasie jednej nocy zdawało się, że zbliża się koniec jego życia. Zwątpiliśmy o wyzdrowieniu naszego dziecka, prosiliśmy tylko Matkę Najświętszą, by mógł dożyć do rana. Następnego dnia kapłan zaopatrzył go Ostatnimi Sakramentami św. Chory jednak, mając wielkie nabożeństwo do Niepokalanej, prosił Ją o uzdrowienie. Rodzina przyłączyła się do jego próśb. Zamówiliśmy Mszę św. w Niepokalanowie i poprosiliśmy o wodę z Lourdes, przyrzekając w razie wyzdrowienia ogłosić publiczne podziękowanie w "Rycerzu". Niepokalana wysłuchała naszych próśb, bo dziecko wstało z łoża śmiertelnego i obecnie jest zupełnie zdrowe. Za tę łaskę i wiele innych ślemy Najsłodszemu Sercu Jezusowemu i Jego Niepokalanej Matce serdeczne podziękowanie i polecamy się nadal Ich przemożnej opiece wraz z całą rodziną.
Anna Romanowicz
Powyższe pismo jako prawdziwe poświadczam | ks. Andrzej Gołęb, prob. parafii Czchów.
N... dnia 17 października 1934 r. (29-35)
Od 16. roku życia popadłem w grzechy ciężkie. Przez kilka lat. taiłem moje grzechy na spowiedzi, popełniając straszne świętokradztwa. Siostry prosiły mnie, ażebym zmienił życie swoje, lecz ja dawałem im zawsze odpowiedź odmowną.
One jednak nie traciły ufności w potęgę Bożą, a korzystając z uroczystości Jubileuszu Odkupienia, z tym większą gorliwością modliły się za mnie. Odmawiały codziennie nowenny do Najśw. Serca Jezusa, Maryi Wspomożycielki i św. Jana Bosko. P. Bóg w łaskach swoich moc objawia. I dla mnie okazał się łaskawym, bo w tym roku świętym zesłał na mnie chorobę ciała, ażeby uleczyć moją duszę. Lekarze nie mogli zbadać mojej choroby, była prawie nieuleczalna. Ja już zwątpiłem o wyzdrowieniu, lecz siostry moje pocieszały mnie słowami Pana Jezusa: "Pan Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz pragnie, ażeby się nawrócił i żył". Starsza siostra podała mi obrazek Matki Bożej Niepokalanej, a młodsza Cudowny Medalik. Ja na ten widok postanowiłem życie swoje zmienić, bo w takiim położeniu zrozumiałem dobrze, że ból i cierpienia mogą ukształcić moją dusze. W trzecim miesiącu mojej choroby znajdowałem się u stóp Lekarza dusz, gdzie otrzymałem pogodę ducha i polepszenie w chorobie ciała. Dziś już powoli spełniam swoje obowiązki.
Za tak wielką łaskę składam z moją rodziną publiczne podziękowanie Najświętszemu Sercu Jezusowemu i Maryi Niepokalanej, i św. Janowi Bosko, prosząc Ich o dalszą opiekę i o łaskę wytrwania w dobrem.
Ł. W.
Znam przebieg choroby i nawrócenie p. Ł. W. przeto może być wydrukowane jego zeznanie | O. Maurycy Madzurek, franciszkanin.
PNIÓW, dnia 22 października 1934 r. ( 30-35)
Na wiosnę [1935] r. miałem do przeprowadzenia bardzo trudną sprawę. Warunki układały się bardzo niepomyślnie. W tym czasie wpadł mi w rękę portret franciszkanina O. Wenantego Katarzyńca wraz z krótką nowenną o jego rychłą beatyfikację. Wiedziony dobrem przeczuciem, zacząłem ją odmawiać - a równocześnie odprawiać Msze św. do Niepokalanej. Nadzieja nie zawiodła - sprawa została nadspodziewanie pomyślnie załatwiona. Składam przeto Niepokalanej najgorętsza podziękowanie, prosząc Ją o dalszą opiekę nad moją sprawą.
Ks. Bukietyński
TORUŃ, dnia 23 października 1934 r. (31-35)
Cierpiałam dokuczliwie już od 5 lat. W ostatnich 2 latach choroba się wzmogła, doznawałam często bólu prawie nie do zniesienia. Nie miałam odwagi udać się do szpitala. Kiedy nawiedził mię jeden z najgorszych ataków, mąż wbrew mej woli zawiózł mię do szpitala, gdzie badało mię czterech lekarzy. Orzekli, że powodem mej choroby są kamienie żółciowe. Zalecili niezwłoczną operację, na którą nie mogłam się zdecydować. Ponieważ byłam bardzo osłabiona i w dodatku miałam ostre zapalenie woreczka żółciowego, odłożono operację na czternaście dni. W czasie tym - a był to miesiąc maj - modliłam się gorąco do Matki Najświętszej, prosząc Ją o opiekę nade mną, a. w razie wyzdrowienia przyrzekłam ogłosić podziękowanie w "Rycerzu" i zamówić Mszę św. Matka Najśw. wysłuchała mię, bo w przeddzień operacji nabrałam tyle odwagi, że sama poszłam do szpitala. Operację przeszłam szczęśliwie. Za jej niespodziewany przebieg i szybki powrót do zdrowia ślę Matce Najśw. gorące podziękowanie, prosząc jednocześnie o dalszą opiekę nad całą moją rodziną.
Bronisława Karczewska
Zaświadczam, że dnia 9 maja 1934 r. dokonałem operacji usunięcia woreczka żółciowego p. Bronisławy Karczewskiej. Przebieg pooperacyjny b[ardzo] pomyślny. Wyzdrowienie | dr J. Korczakowski mgr lek.
MIĘDZYRZEC k/ŁUKOWA, dnia 28 października 1984 r. (32-35)
Z wdzięcznego i pełnego miłości serca składam Matce Najświętszej najgorętsze publiczne podziękowanie za wyratowanie 15 - letniego syna mojego Norberta z ciężkiego i już beznadziejnego stanu zapalenia szpiku kostnego i ogólnego zakażenia krwi. W ten sposób wywiązuję się z obietnicy danej Niepokalanie Poczętej. Błagamy Matkę Bożą o dalszą opiekę. Cześć i chwała Jej po wszystkie czasy.
Robert Puszkarski
Zaświadczam, że Puszkarski Norbert był bardzo ciężko chory na zapalenie szpiku kostnego, z ogólnym zakażeniem krwi. Choroba skończyła się szczęśliwie i obecnie pozostały niezagojone tylko 4 małe przetoki. Ogólny stan zupełnie dobry | dr W. Staszewski, asystent szpitala św. Rocha w Warszawie.
HRYWIATKI, dnia 31 października 1934 r. (33-35)
W sierpniu syn nasz liczący 1½ roku zachorował ciężko na żołądek. Leczyliśmy go dłuższy czas, jednak ni było żadnej poprawy, ale przeciwnie, stan jego zdrowia z każdym dniem był gorszy tak, że dziecko nie przyjmowało już żadnego pokarmu. Kiedy puchlina zaczęła ogarniać jego członki, doktorzy odesłali go do szpitala w Kowlu. Stwierdzili, że oprócz dolegliwości żołądka dziecko jest chore n: nerki. Powiedzieli, że ta choroba wymaga dłuższej kuracji mlecznej i można go leczyć w domu. Po powrocie ze szpitala stan jego zdrowia jeszcze bardziej pogorszył się. Doktorzy tracili nadzieję wyleczenia. Odesłali dziecko do szpitala w Lublinie. Odjeżdżając do Lublina, nie mieliśmy żadnej nadziei utrzymania go przy życiu. Udaliśmy się w tak krytycznej chwili do Matki Niepokalanej z prośbą o pomoc, Zamówiliśmy w tej intencji Mszę św. w Niepokalanowie, prosiliśmy o Medalik Cudowny i wodę z Lourdes. Po otrzymaniu tej wody dałam mu się jej napić. Tego dnia byłam u spowiedzi i Komunii Św[iętej] i prosiłam Matuchnę Niepokalaną, aby uzdrowiła mi syna. Zawiesiłam mu na szyi Cudowny Medalik. Od tej chwili stan jego zdrowia z dniem każdym się poprawiał, a obecnie jest już zupełnie zdrów. Za tak wielką łaskę składamy Najśw. Sercu Jezusowemu i Matuchnie Niepokalanej serdeczne podziękowanie i prosimy o dalszą opiekę nad całą naszą rodziną.
Eugenia Szpak-Szpakowska
Stwierdzam, iż synek p. Szpaków Stefanek, który był pod moją opieką lekarską, chorował na zapalenie jelit i nerek; parotygodniowy okres leczenia domowego i w szpitalu poprawy nie dawał. Stan chorego z punktu widzenia lekarskiego był ciężki, nie rokujący poprawy | dr W. Dumański Kowel, dnia 21 X [19]34 r.
ŚWIĘTY DUCH, dnia 2 listopada 1934 r. (34-35)
W marcu 1934 r. zachorowałem na obustronne zapalenie płuc. Choroba ta zniszczyła cały organizm. Byłem już blisko śmierci, na którą przygotował mnie parafialny duszpasterz. Nikt nie wierzył w moje wyzdrowienie. Wezwany lekarz stwierdził, że stan mego zdrowia jest groźny. Zacząłem wtedy modlić się do Maryi Niepokalanej i prosić Ją o zdrowie. Przed oczyma przedstawiły mi się podziękowania, odczytywane kiedyś w "Rycerzu". Otucha wstąpiła do mego serca. Wierzyłem, że jeśli będę prosił wytrwale Niepokalaną, to odzyskam zdrowie. Przyrzekłem także, że w razie wyzdrowienia ogłoszę podziękowanie w "Rycerzu". Maryja wysłuchała moich próśb. W niedługim czasie wyzdrowiałem. Wyzdrowienie moje zawdzięczam jedynie Niepokalanej i ogłaszam publicznie, że Maryja, Lekarka chorych, dała mi tę łaskę. O Maryjo, oddaję się pod opiekę Twoją, ufam, że tylko pod płaszczem Twoim znajdę w życiu zadowolenie.
Aleksander Cybulski
Stwierdzam, iż p. Cybulski Aleksander, lat 29, odbywał kurację w szpitalu tutejszym od dnia 8 III do dnia 28 III 1934 r. jako chory na pneumonia eruposa sin. Stan chorego był bardzo ciężki, groźny dla życia - dyrektor szpitala państwowego Oszmiana, 3 XI [19]34 r. | podpis nieczytelny.
PRZEMYŚL, dnia 8 listopada 1934 r. (35-35)
Od kilku lat, po zapaleniu nerwów w nodze, cierpiałam na bardzo dotkliwy ból w krzyżach. Cierpienie to potęgowało się, a do nich przyłączył się silny rozstrój nerwowy tak, że czułam się fizycznie i psychicznie zupełnie załamana. Jestem wdową, pensja moja nie wystarcza często na najkonieczniejsze potrzeby, o leczeniu nie mogłam myśleć. Widziałam, że pociąga to za sobą duże koszta i musi być dłuższa kuracja. Gdy dostałam do ręki obrazek O. Wenantego, zaczęłam odmawiać nowennę i modlić się gorąco o zdrowie. Za kilka dni cierpienia zupełnie ustąpiły, mogę chodzić bez bólu. Uważam to za cudowną pomoc O. Wenantego. Rozpoczynając nowennę przyrzekłam, że o ile doznam polepszenia zdrowia, doniosę o tym "Rycerzowi". Całym sercem polecam wszystkim Czytelnikom "Rycerza" O. Wenantego, by zwracali się do niego w każdej potrzebie z ufnością, a ten nasz bogobojny Ojciec uprosi wszelką łaskę dla nas. Módlmy się też, by Bóg pozwolił O. Wenantego jaknajprędzej wynieść na Ołtarze, jako naszego świętego.
Maria Opolska
POGORZEL, dnia 14 listopada 1934 r. (36-35)
W roku 1933 zachorowałam ciężko na zapalenie płuc. Z zapalenia wywiązała się, jak lekarze orzekli, gruźlica płuc. Zabiegi lekarskie i dwutygodniowy pobyt w szpitalu nic nie pomagały: stan mego zdrowia był beznadziejny. Zwróciliśmy się z mężem z gorącą prośbą do Matki Niepokalanej. Po odprawieniu nowenny do Matki Najświętszej i po spowiedzi św. użyłam cudownej wody z Lourdes i natychmiast polepszenie nastąpiło. Również dałam wody cudownej mojemu 6-cio-miesięcznemu dziecku, które cierpiało na nieustanne konwulsje: polepszenie zaraz nastąpiło. Dzisiaj ja i dziecko moje jesteśmy zdrowi. Pragnąc wywiązać się z danego przyrzeczenia Matce Niepokalanej, podajemy do wiadomości niniejsze w "Rycerzu" i polecamy się nadal wraz z rodziną przemożnemu orędownictwu Najśw. Panny.
Stanisława i Wacław Pogorzelscy
L.S. Prawdomówność powyższego stwierdzam | ks. Antoni Łapaj, prob.
LUBLIN, dnia 16 grudnia 1934 r. (37-35)
Od drugiej połowy 1933 r. mąż mój ciężko zachorował. Codziennie miał kilkakrotne silne zamroczenia, połączone z omdleniem i ogólnym upadkiem sił. Ja, pielęgnując chorego w dzień i w nocy, pozbawiona snu, wpadłam w silną anemię i tak wielkie wyczerpanie, że ledwie się tliło we mnie życie. Udawaliśmy się o pomoc do różnych lekarzy, lecz środki przez nich przepisywane ulgi w cierpieniach nie przynosiły. Aż oto jedna osoba poradziła nam, by zwrócić się o pomoc do najlepszej Lekarki - Matuchny Bożej. Usłuchałam tej rady, zaopatrzyłam się w cudowną wodę z Lourdes, którą znaczyłam głowę i wargi chorego, a następnie wspólnie z kilkoma osobami odprawiliśmy nowennę do Matki Bożej Nieustającej Pomocy. I oto w połowie naszych błagalnych modlitw stan zdrowia męża uległ widocznej poprawie; zamroczenia i omdlenia poczęły ustępować, a ja poczułam się znacznie silniejszą i wreszcie ogólny stan zdrowia nas obojga tak się poprawił, iż dziś naogół czujemy się dobrze. - Ta zmiana niewątpliwie nastąpiła jedynie na skutek naszej prośby do Najświętszej Panienki, a to, czego umysł ludzki nie był w stanie uczynić, Ona dokonała tego Swą przepotężną mocą. Za tę wielką łaskę składamy publiczne podziękowanie Matuchnie Bożej, polecając się nadal Jej potężnej opiece. Niechaj ten fakt niezwykłego uzdrowienia posłuży ludziom słabej wiary za wzór do naśladowania, gdzie i jak w chorobach duszy i ciała należy szukać pomocy i jak wielka jest ku nam miłość Matuchny Bożej, Która zawsze wysłuchuje próśb dzieci Swoich, gdy one zwracają się do Niej z głęboką wiarą i ufnością.
Niegodna sługa Maryi, Stefania Boguszewska
L.S. Zgodność powyższego z rzeczywistością stwierdzam własnoręcznym podpisem i jednocześnie zaznaczam, że PP. Boguszewskich znam osobiście jako praktykujących katolików | O. Wincenty Olszewicz, paulin z Jasnej Góry.