Podziękowania
Drukuj

Osoby, które otrzymały jakąś łaskę od Niepokalanej i chcą za nią publicznie podziękować w "Rycerzu", prosimy, by postarały się o potwierdzenie swego podziękowania przez ks. proboszcza, a przy uzdrowieniu przez leczącego ich lekarza. Nadto trzeba podać w liście swoje nazwisko i dokładny adres. Także w wypadkach nawróceń, trzeba podać nazwisko i adres dla wiadomości redakcji - o ile możności - z potwierdzeniem kapłana. Redakcja stosuje się do życzenia proszących, by ich nazwiska czy miejscowości zostały w sekrecie. - Przy podziękowaniach nie ogłaszamy ofiar nadesłanych, gdyż pokwitowanie odbioru zwykle administracja wysyła. A Niepokalana dobrze wie, kto o Jej "Rycerzu" pamięta i czynnie popiera Jej sprawę...

Ponieważ Podziękowań za łaski nadsyłają nam bardzo wiele, Przeto zaledwie drobną cząstkę umieszczamy w pełnym tekście, ogromną zaś większość w skróceniu pod "Niepokalanej dziękują". Wszystkie one wymownie świadczą o niewysłowionej dobroci i potędze Niepokalanej.

Część Jej za to i gorąca podzięka - a w sercach naszych coraz większa w Jej orędownictwo ufność...

Jeśli ktoś nie znajdzie swego podziękowania umieszczonego w całości., to znak, ze zaliczono je pod "Ponadto Niepokalanej dziękują". Obecnie nie będziemy o tem listownie zawiadamiali, ponieważ przysparza nam to wiele pracy i powiększa koszty. Sądzimy, że Szanowni Czytelnicy zrozumieją nas, iż kwoty, którą wydalibyśmy na korespondencję, użyjemy na inny cel - na chwałę Niepokalanej.

POZNAŃ, 25 sierpnia 1935 r. (188-35)

Kiedy w roku 1931 utraciłam dobrą posadę biurową korespondentki z powodu ograniczenia personelu w danem przedsiębiorstwie, byłam bardzo zmartwiona i przygnębiona. Po uciążliwych, usilnych i nieustannych, a niestety bezowocnych zabiegach o inną posadę, zwątpiłam zupełnie, że kiedykolwiek zdobędę jakieś stanowisko.

Powoli zaczęłam się zniechęcać do życia, do modlitwy, słowem do wszystkiego - wpadłam w apatję, a gdy coraz większe i cięższe kłopoty, zwłaszcza materjalne, zaczęły spadać na mnie i całą moją rodzinę, czułam, że nie podołam, - wówczas rozpacz i zwątpienie opanowały całkowicie duszę moją.

Za łaską Bożą przyszła jednak chwila zastanowienia, a gdy wejrzałam w głąb mej duszy i zobaczyłam do jakiego upadku moralnego doprowadziła mnie bezczynność i niewiara - postanowiłam bezzwłocznie zawrócić z tej niewłaściwej drogi. Od czasu do czasu wpadał mi w rękę "Rycerz Niepokalanej", w którem to pisemku znalazłam oprócz wielu pożytecznych rad i wskazówek dla mej zbolałej duszy, także liczne podziękowania za cudownie otrzymane łaski. Postanowiłam również gorąco modlić się o szczerą i gruntowną poprawę życia oraz o uzyskanie stałej posady.

Rozpoczęłam odprawiać nowenny: do Najśw. Serca P. Jezusa, Matki Bożej Niepokalanej i św. Antoniego, a gdy po dziewięciu dniach skończyłam, rozpoczynałam na nowo; odmawiałam także codziennie różaniec ku czci Niepokalanej na intencję dusz w czyśćcu cierpiących, prosząc gorąco i z całą ufnością o uzyskanie stałej posady. Nie zawiodłam się, bo w krótkim czasie zostałam zaangażowana do poważnego przedsiębiorstwa, gdzie znalazłam odpowiednią pracę i wynagrodzenia. Blisko rok już tu pracuję i czuję się zadowoloną i duchowo zupełnie odrodzoną. Odtąd też każdemu znajdującemu się w kłopotliwem położeniu materjalnem czy duchowem polecam, aby udał się z sercem czystem, niezachwianą ufnością i wielką wytrwałością do Tej najlepszej, najpewniejszej i najukochańszej Pośredniczki i Szafarki łask Bożych - do Matki Bożej Niepokalanej, gdyż za Jej cudownem wstawiennictwem Boskie Serce P. Jezusa żadnej prośbie nie odmówi, którą będzie uważało za skuteczną i zbawienną dla duszy.

"Rycerka Niepokalanej"

ZANIEMYŚL, we wrześniu 1935. r. (189-35)

W roku 1934 chorowałam dość długo. Jeden lekarz leczył mnie na żołądek, inny na serce, jeszcze inny na nadmiar kwasów żołądkowych. Wszystkie leki zawodziły. Dopiero w Poznaniu lekarz specjalista stwierdził przez prześwietlenie, że mam ropne zapalenie woreczka żołądkowego. Na operację było już za późno. Nie tracąc nadziei poleciłam się opiece Najśw. Marji. Panny, sprowadziłam wodę z Lurd i Cudowny Medalik. Ataki przychodziły co 5-8 dni, ostatni z nich był tak silny, iż sądziłam, że wkrótce umrę. Przywołany lekarz orzekł, że niema lekarstwa, któreby utrzymało mnie przy życiu, jedynie Bóg może pomóc. Dnia 29 listopada, w 1-szy dzień nowenny do Matki B. Niepokalanej atak tak mnie osłabił, iż straciłam nadzieję, czy jeszcze z łóżka powstanę. Przygotowałam się na śmierć. Mimo to prosiłam gorąco Matkę Najśw. o uzdrowienie. 8 grudnia na moją intencję odprawiono Mszę św., a 16 tegoż miesiąca byłam już sama w kościele. Dziś czuję się zdrową, za co składam najserdeczniejsze podziękowanie Najsł. Sercu Jezusowemu i Matce Najśw., prosząc o opiekę dla mnie i całej rodziny mojej na dalsze dni życia naszego.

Niegodna acz wdzięczna służebnica Panny Marji, Franciszka Grabiak

Wiarogodność powyższego potwierdzam: podpis lekarza nieczytelny.

Odnośną osobę dysponowałem na śmierć i stwierdzam prawdziwość powyższego:

ks. B. Zaugban

ŁÓDŹ, we wrześniu 1935 r. (190-35)

Nie będąc pewny mego egzaminu maturalnego, rozpocząłem nowennę do czcigodnego O. Wenantego o jego rychłą beatyfikację. Przyrzekłem, że jeżeli wynik egzaminu będzie pomyślny, złożę publiczne podziękowanie w "Rycerzu N." Ufność moja we wstawiennictwo O. Wenantego do Niepokalanej Dziewicy nie zawiodła, gdyż maturę otrzymałem. Przekonany jestem, że to On wyjednał mi tę łaskę. Za co najpokorniej dziękuję, prosząc przytem o opiekę i pomoc w dalszych studjach.

Zbigniew Zapędowski

BYDGOSZCZ, we wrześniu 1935 r. (191-35)

Po przebytej chorobie płucnej podupadłam bardzo poważnie na zdrowiu. W maju b. r. bóle wewnętrzne dokuczały mi niezmiernie. W tymże czasie porodziłam dziecko. Wkrótce gorączka zaczęła wzrastać, stan zdrowia z dnia na dzień pogarszał się. Trzykrotny krwotok zupełnie wyczerpał mię, nie było więc już dalszej nadziei utrzymania mnie przy życiu. Wezwany lekarz wątpił w moje wyzdrowienie, oświadczając, że lada chwila nastąpi agonja, a ludzka wiedza już nic nie pomoże, jedynie cud może mię uratować. Nie tracąc niedziei, pełna ufności w orędownictwo Niepokalanej, do Niej udałam się z prośbą o pomoc, przyrzekając w razie wyzdrowienia ogłosić ten fakt w "Rycerzu Niepokalanej". Mimo, że przyjęłam Ostatnie Sakramenta św., na moją intencję odprawiono Mszę św., poczem użyłam wody z Lurd. Od tej chwili czułam się znacznie lepiej, gorączka minęła i wkrótce mogłam opuścić łoże boleści. Wywiązując się z uczynionych przyrzeczeń, podaję to do wiadomości i proszę Matkę Najśw. o dalszą opiekę nade mną i moją rodziną.

Franciszka Gill z mężem i dziećmi.

L. S. Powyższe zgadza się z prawdą: ks. Mnietowski.

L. S. Opis chorej jest zgodny z prawdą: dr. K. F.

KARWINA (Czechosłowacja), we wrześniu 1935 r. (192-35)

Zadrasnąłem się w nosie, w następstwie czego wywiązała się ciężka choroba - róża. Nos, oczy, wargi i twarz cała obrzękły strasznie, Temperatura dochodziła do 40°. Nie przyjmowałem żadnych pokarmów, serce coraz słabiej pracowało, toteż prosiłem o księdza, licząc się poważnie z możliwością nastania katastrofy. Poleciłem się opiece Najśw. Serca P. J. i Matki Niepokalanej, zdałem się na Wolę Bożą, powtarzając słowa "niech się dzieje Twa Wola, Panie". W stanie beznadziejnym zawieziono mnie do szpitala, gdzie przeszło 8 dni pozostawałem nieprzytomny pomiędzy życiem i śmiercią. Wszyscy trzej lekarze małe tylko robili nadzieje powrotu do życia. Gdy dowiedzieli się o tem znajomi i przyjaciele, zwrócili się z prośbą do Najśw. Serca Jezusowego za pośrednictwem Niepokalanej. Odprawiono w mej intencji Mszę św., ofiarowano Komunję św. I Bóg miłosierny w Swej dobroci za przyczyną Niepokalanej Marji wysłuchał tych próśb. Oto siostra moja otrzymawszy zamówioną w Niepokalanowie wodę z Lurd, przyniosła ją do szpitala, z której łyżeczkę wsączono mi powoli do ust. W kilka godzin później gorączka ustąpiła, odzyskałem pamięć i zacząłem przyjmować pokarm. Wszyscy, którzy mnie w czasie choroby widzieli, uznają to za oczywisty cud. Dziś, kiedy po 6-ciu tygodniach przebytych w szpitalu wracam do zdrowia, składam publiczne podziękowanie Najśw. Sercu P. Jezusa i Matce Niepokalanej za darowanie mi życia, prosząc pokornie o dalszą opiekę dla mej rodziny. Dziękuję również za wyzdrowienie mego synka i wiele innych łask i dobrodziejstw.

Bura Alojzy, fryzjer

L. S. Prosząc o umieszczenie, stwierdzam zgodność powyższego z prawdą. − Karwina 18 września 1935 r. Ks. Wałoszek

LWÓW, dnia 4 września 1935 r. (193-35)

Składam Najsł. Sercu Jezusowemu i Matce Najśw. najpokorniejsze podziękowanie za łaskę, jaką przez Cudowny Medalik otrzymałem, a mianowicie: pewien człowiek niewierzący, ciężko chory, o którego nawrócenie prócz mnie wiele innych osób się modliło, tknięty szczególniejszą łaską Bożą, wyspowiadał sie i przyjął Komunję św. Umarł on jako katolik.

Proszę o ogłoszenie tego podziękowania w "Rycerzu Niepokalanej" na większa chwałę P. Jezusa i Matki Najśw. oraz Anioła Stróża i Wszystkich świętych, których o pomoc prosiłem.

Kazimierz Karpiński

L. S. Potwierdzam wiarogodność powyższego pisma: ks. dr. Szmyd, prob.

ZURYCH (Szwajcarja), dnia 6 września 1935 r. (194-35)

Za wybawienie nas z bardzo groźnych niebezpieczeństw, oraz cudowną opiekę nad domem naszym, składamy Niepokalanej publiczne podziękowanie i polecamy się z pełną ufnością Jej przemożnej dalszej opiece.

Rodzina A. T. P.

CZĘSTOCHOWA, dnia 12 września 1935 r. (195-35)

W marcu b. roku zachorowałem bardzo poważnie na zapalenie nerwów u kończyn. Lekarze zwątpili w moje wyzdrowienie. Groziło mi kalectwo, a w najlepszym razie bardzo uciążliwa i długotrwała pełna komplikacji kuracja. Pozostała mi jednak Lekarka Niebieska, Która nikogo nie zawiodła, Lekarka biednych i cierpiących. Do Niej udałem się o pomoc. W gorących modlitwach błagałem Ją, by wyjednała mi łaskę zdrowia. - Niepokalana wysłuchała mych próśb. Kuracja, która miała trwać dość długo, a wynik jej był niepewny, skończyła się już po trzech miesiącach. W szybkiem tempie powróciłem do zdrowia. Dziękuję Niebieskiej Pani za uzdrowienie i pragnę, by wszyscy nieuleczalnie chorzy do Niej się udawali z prośbą o opiekę, a znajdą to, czego pragną.

Tadeusz Langier

Zaświadczam, że p. Langer Tadeusz z Kamienicy Polskiej cierpiał na t. zw. zapalenie wielonerwowe. Stan był ciężki. Groziła mu utrata władzy w nogach. Po kuracji trzechmiesięcznej nastąpiła poprawa. Obecnie zupełnie jest zdrowy. Objawy choroby nie pozostawiły śladu. − Dr. med. Stanisław Piltz

LWÓW, dnia 14 września 1935 r. (196-35)

Składam Niepokalanej publiczne podziękowanie za pomoc przy egzaminie. Pomoc Jej jest faktem niezaprzeczonym: byłem bowiem pytany z dziedziny, którą najlepiej opanowałem - mimo, że egzaminator przez cały czas egzaminu kolegów dawał pytania z dziedziny słabiej przeze mnie znanej.

Z. S. porucznik

WARSZAWA, we wrześniu 1935 r. (197-35)

Jestem inżynierem, mam lat przeszło 50. Wychowany religijnie przez pobożnych rodziców, wykonywałem praktyki religijne do około 16 r. życia. Od tego czasu trafiwszy na bezbożne i zepsute towarzystwo, - zerwałem z religją i oddałem się wszelkim złym skłonnościom i namiętnościom, a nawet szydziłem z religji, dając innym zły przykład pod każdym względem. Tak przebyłem ciężkie lata wojny światowej i wojny polskiej na bardzo wybitnych i odpowiedzialnych stanowiskach, nieraz w wielkiem niebezpieczeństwie życia, co naprowadziło mnie na drogę wiary i religji. Wreszcie w latach ostatnich zaczęły się na mnie walić różne nieszczęścia, ciężkie i stałe choroby, klęski i śmierć w kole najbliższych, bezrobocie, wreszcie dostałem się w sidła złych ludzi, którzy prawie zupełnie mnie zrujnowali. W tych nieszczęściach zacząłem się na nowo modlić, i zwracać się z wszelkiemi prośbami o ratunek do Najświętszej Panienki. Wówczas przyszło nareszcie wyzwolenie. - Dostałem znów pracę, choroby moje prawie że przeminęły - z tarapatów finansowych powoli się dźwigam. I dlatego proszę wszystkich cierpiących o zwracanie się w ich niedoli do Najświętszej Panienki, zwłaszcza Nieustającej Pomocy, Która cuda działa w najcięższych chwilach i doświadczeniach życia. A przykład mój, niegodnego sługi, proszę jeśli można podać do wiadomości ogółu wierzących katolików, względnie czytelników - ku czci Niepokalanej.

Inż. K. F.

GRODZISK, dnia 17 września 1935 r. (198-35)

Po przebytej chorobie na ropny katar kiszek zaziębiłem się i zachorowałem z ustnemi objawami grypy; stan choroby pogorszył się fatalnie (nie będę tu opisywał szczegółowo przykrych objawów), - do tych cierpień dołączyło się zapalenie ropne ust, ostry stan zapalny stawów, silne bóle, poty, gorączka - stan b. poważny. Przygotowany byłem na śmierć. Ciężko chorego odwieziono do szpitala w Poznaniu. Lekarze pp. Dr. Tuszewski i Dr. S. nie widzieli tak ciężkiego stanu ropnego i zapalenia grubej kiszki. Dokonano operacji. Leżałem cały kwartał w szpitalu. Opuściłem szpital jako rekonwalescent - niezdolny do pracy. - Dziś chodzę, mogę pracować, pomagać innym... Nie będę opisywał przykrego następstwa ciężkich warunkach materjalnych. W tem ciężkiem położeniu znalazłem chętnych i cały szereg życzliwych osób, które modliły się za mnie, odprawiały Msze św. lub je zamawiały. Byłem bliski popełnienia strasznego czynu. - Publicznie dziękuję Najśw. Sercu Jezusowemu, Najśw. Marji Pannie i Świętym patronom za pomoc i wyleczenie mnie z ciężkiej choroby.

Dr. med. Antoni Henke

WARSZAWA, dnia 19 trześnia 1935 r. (199-35)

Przenajśw. Pannie Marji, Matce mojej i sodalicyjnej mej Opiekunce pragnę złożyć podziękowanie za Jej miłosierną nade mną opiekę i za szczęśliwe ukończenie służby wojskowej. Pomny, że bez Bożej opieki w dzisiejszych ciężkich warunkach życia nie dam sobie rady, proszę kornie o Jej matczyną pomoc na dalszą drogę życia.

Juljan Chróściechowski, mgr. pr.

ZIMNA WODA, dnia 21 września 1935 r. (200-35)

Córka moja chorowała w maju na grypę. Zaziębiwszy się po tej chorobie, dostała zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych z komplikacjami: zapaleniem stawów, nerek, gruczołów ucha i opłucnej. Lekarze nie robili żadnej nadziei i sami powiedzieli, że tylko cud może ją uzdrowić. Walczyła ze śmiercią cały miesiąc, a przeszło trzy miesiące trwała choroba. Modliliśmy się wszyscy do Matki Boskiej Niepokalanej i czcig. O. Wenantego, prosząc, by raczyli pośpieszyć z pomocą. Chora przyjęła Ostatnie Sakramenta św. Dopiero po użyciu wody z Lurd nastąpiło polepszenie. Pełni wdzięczności i czci dziękujemy Matce Najśw. za tę tak wielką łaskę i polecamy się nadal Jej opiece.

Wacław i Adrjanna Wrześniowscy

L. S. Stwierdzam prawdziwość powyższych danych. Byłem sam świadkiem specjalnej opieki Bożej nad chorą, gdy już lekarze stracili wszelkie nadzieje utrzymania chorej przy życiu, Boska moc ją uzdrowiła. − Ks. Włodzimierz Cieński, prob.

NOWA WIEŚ, dnia 26 września 1935 r. (201-35)

Przeszło dwa lata chorowałam na gruźlicę płuc i jelit, wszelkie środki lecznicze okazały się bezskuteczne. Choroba stale rozwijała się, lekarz już mi oświadczył, że niema nadziei wyleczenia zwykłemi środkami. Zostawiona sama sobie, nie tracąc ufności w przemożną opiekę Matki Najśw., udałam się do Niej z gorącą prośbą o pomoc. Gdy już byłam przygotowana na drogę wieczności, po przyjęciu Sakramentów św. z gorącą wiarą napiłam się wody z Lurd. Potem zasnęłam. Po obudzeniu się uczułam błogi spokój; boleści, które mi przedtem dokuczały, znikły zupełnie. Od tego czasu nastąpił powrót do zdrowia, nabierałam powoli sił, a dziś pracuję już normalnie. W dowód wdzięczności, składam Matce "Najśw. publiczne podziękowanie za otrzymane zdrowie, również proszę Ją o dalszą opiekę. Przyjm, Marjo, i ode mnie tę maleńką ofiarę. Niech Imię Twoje, o Marjo, słynie po wszystkie wieki, niech dobroć Twoją i miłosierdzie poznają wszystkie dusze!

Janina Stępień

Janinę Stępień w ciągu trzech lat zaopatrywałem wielokrotnie Sakramentami śś. na łożu boleści, była beznadziejnie chorą. Dziś przybyła o własnych siłach podziękować Bogu za wrócone zdrowie. − Ks. Jasik

Janina Stępień z Nowej Wsi leczyła się przez dwa lata z powodu rozpadowej gruźlicy płuc i jelit. Stan jej przez przeciąg jednego roku był beznadziejny. Obecnie nastąpiło zabliźnienie i powrót do sił. − Dr. L Zimniak.

GRODNO, dnia 3 października 1935 r. (202-35)

Cztery lata temu zachorowałam na stopniowy bezwład nóg. Po energicznej kuracji - poprawy żadnej nie było, przeciwnie, coraz gorzej się czułam. Z każdym dniem ubywało mi sił w nogach, a po pewnym czasie nastąpił zupełny bezwład. Stan mego zdrowia był beznadziejny. Wówczas zwróciłam się z prośbą do Matki Boskiej Nieustającej Pomocy, do św. Teresy od Dz. Jezus i do bł. Katarzyny Laboure. Modlitwy moje zostały wysłuchane. Matka Najśw. ulitowała się nade mną. W szpitalu Dzieciątka Jezus w Warszawie leczenie przy pomocy tej Niebieskiej Lekarki wydało dobre wyniki. Nogi, które dotąd były niezdolne do ruchu, odzyskały dawną władzę i dzisiaj są już zupełnie zdrowe. Za opiekę w ciągu całego mego życia i pomoc w tej chorobie składam Matce Boskiej oraz św. Teresie od Dz. Jezus i bł. Katarzynie publiczne podziękowanie i błagam o dalszą Ich opiekę.

Niegodna sługa Marji, Marja Dolińska

L. S. Prawdziwość wyżej przytoczonych faktów, dotyczących cierpienia p. Marji Dolińskiej - stwierdzam. − Dr. Władysław Kalenkiewicz

Wszystko tak, jak p. Dolińska pisze: ks. Wiktor Potrzebski

TUNIS (AFRYKA), dnia 15 października 1935 r. (203-35)

Wywiązując się z przyrzeczenia, składam publiczne najgorętsze podziękowanie Matce Przenajświętszej i Czcigodnemu O. Wenantemu za wysłuchanie mych próśb i cudowną pomoc. Równocześnie proszę o dalszą i stałą opiekę i pomoc dla całej mojej rodziny.

Janina Majewska