Podziękowania

STANISŁAWÓW, w czerwcu 1934 r. (148-34)

W styczniu [1934] r. upadłam ze strychu tale nieszczęśliwie, iż złamałam sześć żeber. Stan mego zdrowia był tak poważny, iż lekarze nie robili nadziei wyzdrowienia, zwłaszcza z powodu mego podeszłego wieku. Oddałam się pod opiekę Niepokalanej i w intencji odzyskania zdrowia odprawiłam nowennę do Matki Bożej. Równocześnie używałam wody z Lourdes, nacierając połamaną klatkę piersiową. Ufność moja w pomoc Matki Najświętszej nie zawiodła mię. Po odprawieniu nowenny uczułam wielką ulgę i szybko zaczęłam przychodzić do zdrowia. Dziś czuję się już zupełnie zdrową. Niech będzie cześć i chwała Maryi Niepokalanej!

Maria Markowa

Poświadczam prawdziwość opisanego zdarzenia: ks. W. Opaliński.

GAUTHERETS (FRANCJA), dnia 7 czerwca 1934 r. (149-34)

Przez całe dotychczasowe życie odczuwałem zawsze opiekę Matki Najśw. nad sobą, czy to w latach szkolnych, czy to w czasie wojny światowej, gdzie byłem cztery lata na froncie (z kompanii raz jeden zostało nas czterech) czy też w późniejszym czasie. Zawsze modliłem się do Matki Najśw. i modlitwa ta nigdy mnie nie zawiodła.

Ostatnio znalazłem się w warunkach moralnych i materialnych bardzo ciężkich, ale zawsze odczuwałem pocieszenie, jak gdyby głos Boży: "Nie martw się, wszystko będzie dobrze!" Od pewnego czasu syn mój najstarszy, który kształci się w korpusie kadetów w Polsce, zapadał na chorobę gardła, przez co zaniedbał się w nauce. Zmartwienia moje pomnażały się. Ale nie tracąc nigdy nadziei, modlitwy moje stały się gorętsze i zwrócone do O. Wenantego Katarzyńca, oraz do świątobliwej Jadwigi. Odmawiałem wraz z żoną i dwojgiem młodszych dzieci nowennę do O. Wenantego. Dzisiaj otrzymuję list z Polski, że syn mój jest zdrów i otrzymał promocję. Przyrzekłem, że złożę publiczne podziękowanie w "Rycerzu" Matce Najświętszej, co obecnie czynię. Za wszystkie łaski dziękuję wraz z rodzeństwem Niepokalanej, O. Wenantemu i świątobliwej Jadwidze i proszę nadal o przemożną opiekę.

Niegodny lecz wdzięczny sługa Maryi M. S., nauczyciel

RUDNIK n/S., dnia 8 czerwca 193 r. (150-34)

Po ostatnim utraceniu posady, znalazłem się w warunkach bardzo krytycznych. Ogarnęła mnie rozpacz i strach przed życiem, zdawało mi się, że świat cały mnie opuścił. Pomimo bardzo usilnego starania się o pracę zawodową, tejże otrzymać nie mogłem, wszędzie otrzymywałem odpowiedź odmowną. W tych ciężkich i bolesnych chwilach padłem na kolana wraz z żoną i wołaliśmy ze łzami: "Matko Niepokalana, ratuj nas, bo giniemy, wstaw się do Syna Swego ukochanego za nami". I oto Matka Niepokalana nie dała się długo prosić, lecz wstawiła się do Syna Swego i za Jej pomocą posadę otrzymałem i to o wiele lepszą, jak się spodziewałem. Za tę pomoc jaką okazała Matka Najświętsza, składamy najgorętsze podziękowanie, prosząc Ją o dalszą opiekę nad nami.

Niegodni słudzy Maryi Antonina i Bolesław Zastawny

Potwierdzam prawdziwość: ks. Antoni Dorzyński, proboszcz.

N..., dnia 13 czerwca 1934 r. (151-34)

Nie pamiętana, gdzie wpadł mi w rękę portret franciszkanina O. Wenantego Katarzyńca wraz z krótką nowenną w intencji o rychłą jego beatyfikację. Wiedziony dobrem przeczuciem, zacząłem ją odprawiać.

Stała się rzecz dziwna, gdyż bez stwarzania przeze mnie specjalnych po temu warunków zostałem kilkakrotnie wysłuchany, co mnie bardzo dziwiło i jakkolwiek nie straciłem Wiary - to jednak podobne widome znaki, jak wyjaśnienie pewnych spraw, łaska zrozumienia prawd Wiary, łaska stałej pracy - to są rzeczy, które dziś trudno osiągnąć, zwłaszcza jeżeli chodzi o posadę dla niemającego protekcji. Ostatnio w dniu 10 czerwca wieczorem modliłem się do Najśw. Matuchny i O. Wenantego o polepszenie mego losu i oto zostałem wysłuchany. Nazajutrz mój przełożony upewnił mię, że nadal będę pracował na swym stanowiska i przyrzekł od najbliższego miesiąca podwyższyć pensję, co chyba winno wystarczyć, aby przekonać wszystkich, iż kto z wiarą i ufnością prosi, ten otrzymuje. Zaznaczam, że za każdym razem, gdy prosiłem O. Wenantego o ziszczenie pragnienia - jakby na termin sprawdzały się moje prośby.

Stanisław Wrześniewski

JARMOŁOWSZCZYZNA, dnia 14 czerwca 1934 r. (152-34)

Brat mój nagle w nocy zachorował. Lekarz po zbadaniu oświadczył, że chory ma wodę w boku i że potrzebna jest natychmiastowa operacja. Po wypompowaniu wody, chory jednak nie czuł się lepiej, przeciwnie coraz gorzej. Przy powtórnym badaniu lekarz oświadczył, że ratunek jest już niemożliwy, i chory tego samego dnia umrze. Przywiozłam go więc do domu, zdawało się, że lada chwila życia zakończy. Zrozpaczona wyszłam do przyległego pokoju, rzuciłam się na ziemię i z płaczem zaczęłam błagać Matuchnę Najświętszą i Najświętsze Serce Jezusa o cud uzdrowienia brata, przyrzekając, że o ile Matuchna Niebieska wysłucha mojej niegodnej prośby, to ogłoszę to w "Rycerzu" i złożę ofiarę. Brat mój po tej modlitwie już nie z dniem każdym, ale z każdą godziną czuł się lepiej i po kilkunastu dniach wstał zupełnie z łóżka. Lekarz, gdy go ujrzał idącego zawołał: "Synu, to chyba tylko Bóg cudem ciebie podźwignął, bo żadne leki by ciebie nie uratowały".

Czując wdzięczność niezmierną dla Najukochańszej mojej Opiekunki Niebieskiej, że nigdy żadnej moje; prośbie nie odmówiła, składam najgorętsze i najserdeczniejsze dzięki, jako też i Najświętszemu i Najlitościwszemu Sercu Jezusa, prosząc to Najmiłosierniejsze Serce Jezusa i Matuchnę Najświętszą o dalszą opiekę nad nami.

M. Zwierowicz

L.S. Prawdziwość opisanego faktu stwierdzam: ks. Bolesław Gudejko, proboszcz łukonicki.

POZNAŃ, dnia 15 czerwca 1934 r. (153-34)

Studiowałam medycynę. Piętrzyły się trudności materialne, nauka szła opornie, a i nie brak było rozterki duchowej. Jedyną pomocą była modlitwa i światły spowiednik. Jednak przy końcu studiów 13-stka egzaminów, które trzeba zdać, aby uzyskać dyplom, wyrosła, jak widmo groźni i niepokonalne. Udałam się więc do Matki Najświętszej z prośbą i obietnicą. Poszło wszystko dobrze i prędko; wszyscy kręcili głowami niedowierzająco; mimo to jednak na przekór zapowiedziom z pierwszych lat, ukończyłam jedna z pierwszych. Wzruszona i przekonana o pomocy nadprzyrodzonej, w ten nieudolny sposób dziękuję i wierzę, że orędownictwo Najśw. Maryi Panny jest przemożne.

Maria Kamza, lekarz

ŁYSA GÓRA, dnia 20 czerwca 1934 r. (154-34)

Dnia 20 czerwca, w czasie burzy, piorun uderzył w nasz dom, niszcząc mur ogniotrwały: porozbijał okna i szyby, podziurawił sufit i zarysował ściany. Zebrani w domu w liczbie 11 osób nie doznaliśmy żadnych obrażeń, co w tak wielkiem1 niebezpieczeństwie przypisać można jedynie czułej opiece Niepokalanej. Za tę łaskę serdecznie dziękujemy Najsł[odszemu] Sercu Jezusa, Matce Najśw. Niepokalanej i prosimy o dalszą opiekę nad nami.

Ogar Stanisław i rodzice Hieronim i Maria

L.S. Prawdziwość tego wypadku stwierdzam i uznaję za niezwykłe ocalenie, bo sam to widziałem na miejscu. - ks. Janas Franciszek, proboszcz w Łysej Górze.

LWÓW, dnia 23 czerwca 1934 r. (155-34)

W bolesnym położeniu znalazła się młoda neofitka z powodu ciężkiej choroby płuc. Żydowskie otoczenie nie dopuszczało do niej kapłana, chociaż chora czuła się z dniem każdym gorzej na zdrowiu, a do duszy wtargnęło zobojętnienie dla Chrystusa, Który niegdyś porwał ją Swym Boskim urokiem. Zwróciłam się wówczas do Niepokalanej i czcigodnego O. Wenantego z gorącymi prośbami, a trudności niespodziewanie szybko znikły. Chora nie tylko, że się wyspowiadała, ale też serdecznie - wróciła do Boga - i odtąd posilana codzienną Komunią Św[iętą] pogodniej cierpi i dogasa w najdoskonalszym poddaniu Woli Bożej. Składam publiczne podziękowanie Tej, która nikogo nie opuszcza i świętemu wstawiennictwu czcigodnego O. Wenantego.

H. R.

KOTŁÓW, dnia 27 czerwca 1934 r. (156-34)

W styczniu roku 1933 zachorowałem na reumatyzm, choroba ta pożarła cały organizm, tak że nie bytem w stanie sam sio nakarmić. Byłem już blisko śmierci, na którą przygotował mnie parafialny duszpasterz. Nikt nie liczył na me wyzdrowienie. Stosunki materialne rodziców nie pozwalały na to, by zawezwać lekarza. Zacząłem modlić się do Maryi Niepokalanej i prosić Ją o zdrowie. Przed oczyma przedstawiły mi się podziękowania odczytywane kiedyś w "Rycerzu Niepokalanej". Wstąpiła w tym czasie do serca mego otucha, że jeżeli prosił będę wytrwale Niepokalaną Maryję, to wyzdrowieję. Przyrzekłem Maryi Lekarce chorych, że jeżeli wyzdrowieję i będę mógł pracować, ogłoszę to publicznie na łamach "Rycerza". W modlitwach nie ustawałem, oddając się całkiem w opiekę Maryi, bo wierzyłem, że tylko siła nadprzyrodzona może mi zdrowie przywrócić. Zdrowie, choć w wolnego tempie, już powracało. W maju roku 1933 po odbytej spowiedzi i Komunii Św[iętej] użyłem wody z cudownego źródła z Lourdes i zawiesiłem na siebie Cudowny Medalik. Od tego czasu zdrowie moje z każdą chwilą w bardzo szybkim tempie powracało, boleści reumatyczne z każdym dniem się zmniejszały. Obecnie czuję się dobrze, cieszę się zdrowiem, pracuję na niwie ojca. Wyzdrowienie moje zawdzięczam jedynie Niepokalanej i ogłaszam publicznie, że Maryja - Lekarka chorych dała mi tę łaskę. O Maryjo, oddaję się pod opiekę Twoją, ufam, że tylko pod płaszczem Twoim i czułą opieką znajdę w życiu zadowolenie.

Niegodny sługa Maryi - Jańczak Jan

Pana Jańczaka Jana - w jego ciężkiej chorobie odwiedzałem i dysponowałem na śmierć - później stwierdziłem niezwykłe i nagłe polepszenie. - Ks. W. Marciniak

WARSZAWA, dnia 28 czerwca 1934 r. (157-34)

Dziękuję kornie Najśw. Maryi Pannie za pomyślne ukończenie studiów uniwersyteckich i proszę Ją o łaskawą opiekę nad dalszym życiem moim w służbie Boga i Ojczyzny.

Julian Chróściechowski, mgr. Praw

Poświadczam wiarogodność powyższego: ks. Edward Detkens

KRAKÓW, dnia 30 czerwca 1934 r. (158-34)

W ostatnich dniach doznałem wielkiej łaski od Niepokalanej i pragnę, aby wszyscy poznali Jej dobroć. Straciwszy zupełnie nadzieję w pomyślny wynik egzaminów zwróciłem się do naszej Matki i czego nie dokonał ogromny wysiłek, sprawiła łaska Najświętszej Panienki. Za co Jej Imię niech będzie sławione po wszystkie czasy.

Student praw

WILEJKA, dnia 30 czerwca 1934 r. (159-34)

Uważam za święty obowiązek, a tym bardziej gdym obiecał, złożyć publiczne podziękowanie Najlitościwszej Matce Bożej Niepokalanej za okazaną mi pomoc w otrzymaniu emerytury.

Ossowski Bolesław plut. K.O.P.

Prawdziwość faktu potwierdzam: ks. Adolf Śnieżko-Błocki, dziekan Wileński.

WOJNICZ, dnia 30 czerwca 1934 r. (160-34)

Spełniając przyrzeczenie składam Niepokalanej serdeczne podziękowanie za pomoc w studiach i pomyślne złożenie trudnego egzaminu uniwersyteckiego oraz proszę o błogosławieństwo i łaskę na dalszej drodze życia.

Marian Urbański, stud. U. J.

NOWY SĄCZ, dnia 30 czerwca 1034 r. (161-34)

Najświętszej Maryi Pannie składam najgorętsze podziękowanie za cudowną pomoc przy egzaminie maturalnym i za szczęśliwy jego wynik.

Anna Bukowska

Potwierdza: - ks. dr Stanisław Adamczyk.

MYSZYN, dnia 10 lipca 1934 r. (162-34)

Córka moja zachorowała z początkiem lutego [1934] r. na zapalenie ślepej kiszki, że choroba ta już czas dłuższy ją nękała, przeto lekarze postanowili przeprowadzić niezwłocznie operację.

Po operacji w Szpitalu powszechnym, podczas gdy rana pooperacyjna nie była jeszcze wygojona, córka moja popadła w ciężkie zapalenie opłucnej z krwiopluciem i komplikacjami.

Przyszła chwila, w której córka straciła już przytomność, a lekarz oświadczył, że choroba postępuje bardzo szybko i że zwalczyć się nie da, a uleczyć ją może tylko Bóg.

Ja siedemdziesięcioletni starzec zwróciłem się z błagalną prośbą do Matuchny naszej Niepokalanej, prosząc Ją o litość i uzdrowienie matki drobnych dziatek.

Niedługo czekaliśmy, bo w dzień później nastąpiła raptowna zmiana i chora jak gdyby nie ta sama (dzień przedtem prawie konająca), podniosła się i zaczęła swobodnie rozmawiać. Lekarz oświadczył, że stało się coś nadzwyczajnego. Czyniąc zadość obietnicy, składam moje pokorne dziękczynienie i proszę Niepokalaną o dalszą Jej opiekę nad moją córką i jej rodziną. Również dziękuję św. Tereni i O. Wenantemu Katarzyńcowi za Ich pośrednictwo.

Niegodny sługa Maryi, Antoni Kozłowski

Niniejszym stwierdzam, że p. Niedźwińska I., lat 34 licząca, chorowała w czasie od połowy lutego do końca marca 1934 r. na ciężkie zapalenie płuc z krwiopluciem. - Kołomyja, dnia 3 czerwca 1934 r. Dr Aleksander Kozakiewicz.

BYDGOSZCZ, dnia 10 lipca 1934 r. (163-34)

Opuściwszy mury gimnazjum, podjąłem po myśli życzeń matki studia na Uniw. poznańskim. Podjąłem je bez jakichkolwiek środków materialnych, nie zdając sobie nawet sprawy z ogromu trudności, jakie na tej drodze młodego człowieka spotkać mogą. Niedługo też trwały moje borykania się z okrutnym losem. Stało się tak, że nie miałem już sił walczyć o życie i zdobycie wiedzy. Wtedy spróbowałem ostatniego środka ratunku: zasłyszawszy o cudownej opiece, jaką roztacza Niepokalana nad tymi, którzy noszą na piersiach Jej znamię, i ja sięgnąłem po nie, uczyniwszy równocześnie kilka przyrzeczeń. I oto wyraźnie cudownym zrządzeniem Niepokalanej otrzymałem posadę, o którą ubiegało się dziesiątki ludzi kwalifikowanych. Mając jednak zapewniony byt na czas najbliższy, rychło zapomniałem o przyrzeczeniach złożonych Niepokalanej. Stanąłem jednak wobec nowej a nie do pokonania trudności: wyczerpująca praca w urzędzie nie pozwoliła mi na kontynuowanie studiów. Nadludzkie wysiłki w tym kierunku przyniosły w rezultacie tylko zupełne wyczerpanie fizyczne i duchowe. Wtedy jednak przypomniała mi się bezmierna macierzyńska miłość Niepokalanej i znów, znalazłszy się w niebezpieczeństwie, począłem wzywać Jej pomocy. Nie zawiodła mię. Mimo słabego przygotowania, egzamin trudny i poważny zdałem z wynikiem dobrym. O Królowo Niepokalana, wybacz mi, że nadużyłem Twej miłości i błagam, spraw, abym mógł choć w cząsteczce najmniejszej pokochać Cię tak, jak Ty mnie, niewdzięcznego syna Swego pokochałaś.

Z. M.

KATOWICE, dnia 10 lipca 1934 r. (164-34)

Przed dwoma laty, zachorowała nam córka na grypę i wskutek silnego zaziębienia nastąpiły ciężkie komplikacje. Stan jej był tak beznadziejny, że lekarze zwątpili o jej życiu i lada chwila spodziewaliśmy się katastrofy. Zrozpaczona udałam się wraz z krewnymi do Najśw. Maryi Niepokalanej i św. Józefa z gorącą prośbą o pomoc, obiecując w razie wyzdrowienia ogłosić w "Rycerzu Niepokalanej" i złożyć ofiarę. Zamówiliśmy w tej intencji Mszę św. do Matki Najśw. i św. Józefa, prosząc o przysłanie Cudownego Medalika i wody z Lourdes. Po dwu miesiącach obłożnej choroby, w krytycznej chwili, gdy córka nie mogła się już podnieść o własnych siłach ni przełknąć płynu, nadszedł oczekiwany i upragniony Medalik wraz wodą cudowną. W kilka godzin, po włożeniu Cudownego Medalika, nastąpił nie, zwykły zwrot, chora, mimo ostrego zakazu lekarzy, wstała i od tej chwili żołądek pokarmy przyjmował i wracała szybko do zdrowia. Obecnie pracuje w swoim zawodzie zdrowa zupełnie. Wywiązując się z uczynionego ślubu, padam kornie do Stóp Najświętszej Mateńki, składając publiczne stokrotne podziękowanie za tak wielką łaskę. Poza tym proszę gorąco o dalszą opiekę dla całej rodziny.

Niegodna czcicielka Maryi Helena Spielowa

Stwierdzam wiarygodność powyższego i niejednokrotnie obserwowałem w mojej praktyce lekarskiej, iż silna i gorąca wiara w Boga dokonywała cudów. - Dr med. Stanisław Tomiak.

RADZIWIŁŁÓW k/BRODÓW, dnia 11 lipca 1934 r. (165-34)

Najserdeczniejsze podziękowanie składam najjaśniejszej Niepokalanej za nieustanną opiekę nad całą moją rodziną. Twierdzę, że jedynie lasce Niepokalanej zawdzięczam ocalenie mię w czasie ostatniej mej choroby. Błagam równocześnie o dalszą opiekę, błogosławieństwo

Dr. Wacław Zajączkowski

P..., dnia 14 lipca 1934 r. (166-34)

Mąż mój prowadził życie niemoralne, cierpiałam bardzo wiele i długo dokuczał mi i zaniedbywał mnie, w końcu zauważyłam, że już dla niego nie istnieję. Codziennie wracał późną nocą. Prosiłam ze łzami, żeby zmienił swój tryb życia, otrzymałam oburzającą odpowiedź. Błagałam zatem gorąco Matkę Bożą Częstochowską, św. Terenię od Dz. Jezus, św. Ekspedyta o tę łaskę, by mąż porzucił swoje dotychczasowe życie. Oddałam go pod płaszcz Niepokalanej i prosiłam gorąco, żebym mogła doprowadzić męża na dobrą drogę. Ufałam mocno w pomoc Niepokalanej, że mnie nie opuści i po powrocie z pielgrzymki z Częstochowy, dowiedziałam się, że w sercu męża tkwi inna kobieta. Dziś mąż mój zupełnie się zmienił, stał się wielkim czcicielem Maryi i Najśw. Serca Jezusowego, prowadzi życie bogobojne i jest wzorowym i dobrym, żałując szczerze za swoje czyny i błędy. Wywiązując się ze swej obietnicy, składam Matce Bożej, Najśw. Sercu Jezusowemu i św. Ekspedytowi najgorętsze podziękowanie za doznaną łaskę, i proszę pokornie o dalszą opiekę.

Rycerka Maryi

Zgodność i prawdziwość opisu poświadczam: ks. prof. Br. Kosznik.

LUBLIN, dnia 17 lipca 1934 r. (167-34)

Składam serdeczne podziękowanie O. Wenantemu Katarzyńcowi za uproszenie łaski, dzięki której złożyłam szczęśliwie egzamin i proszę Go o dalszą opiekę i wstawiennictwo do Niepokalanej.

Maria Kozłowska stud. III roku prawa

KRAKÓW, dnia 23 lipca 1934 r. (168-34)

Poszukiwałem mieszkania, które by dawało dla dzieci w mieście warunki zdrowego wychowania ciała i duszy, by móc je sprowadzić na stałe do siebie. Długi czas nie miałem w poszukiwaniach powodzenia. Wyszukane obiekty wymykały mi się z rąk lub były dla mnie nieodpowiednie. Zdawało się, że trzeba mi będzie z tego zamiaru na dalsze lat kilka zrezygnować. W tej trosce udałem się o wstawiennictwo do O. Wenantego, o którego pomocy w podobnych wypadkach czytałem w "Rycerzu", obiecując ogłosić podziękowanie w razie wysłuchania. I niebawem, niby przypadkowym zgoła zbiegiem okoliczności, znalazło się dla mnie mieszkanie, dające dla wychowania dzieci wszelkie potrzebne warunki. Widząc w tym zrządzenie dobroci Bożej za sprawą O. Wenantego, ogłaszam za łaskę zjednaną to podziękowanie dla zwiększenia zastępu Jego czcicieli. Poza tym dziękuję za łaskę otrzymania posady, odpowiedniej memu stanowisku, a której zdobycie zawdzięczam jedynie miłosierdziu Niepokalanej Dziewicy.

Dr J. M.

DAUGAVPILS (ŁOTWA), dnia 21 lipca 1934 r. (169-34)

Przez wstawiennictwo O. Wenantego otrzymałam łaskę uzdrowienia siebie, syna i córki. Jestem najmocniej przekonana, że Czcigodny O. Wenanty swym wstawiennictwem pomógł więcej, niż medycyna. Zatem niech moje podziękowanie będzie udowodnieniem Jego świętości. Składam podziękowanie i proszę Czcigodnego O. Wenantego o dalszą opiekę.

Anna Januszkowska

PLATERÓW, dnia 26 lipca 1934 r. (170-34)

Jako lekarz zostałem wezwany do chorej we wsi Wasiliny, pow. brasławskiego - zastałem chorą w stanie beznadziejnym. Zwróciłem się z prośbą o łaskę do Matki Bożej i przystąpiłem do zabiegu operacyjnego - chora po kilku dniach, wróciła do zdrowia. Fakt ten uważam za zrządzenie Matki Niepokalanej i proszę o podanie go do wiadomości ogólnej.

Dr Jan Bachański

N..., dnia 1 sierpnia 1934 r. (171-34)

Brat mój przed wojną był praktykującym katolikiem. Podczas służby w wojsku bolszewickim wkradł się do jego duszy duch oziębłości dla spraw Bożych. Mijały lata, w ciągu których zaprzestał uczęszczać do Sakramentów św.: Pokuty i Ołtarza. Zaczęłam się modlić z rodziną o jego nawrócenie. Upłynęło 7 lat, a nie doznawałam skutku modlitwy. Lecz nie traciłam nadziei, przypominając sobie, że św. Monika modliła się 16 lat o nawrócenie swego syna św. Augustyna. Przy tym postanowiłam, że jeśli się Niebo zlituje i otworzy podwoje na prośby nasze, ogłoszę w "Rycerzu Niepokalanej". I oto podczas Misji św. w 1933 r. przystąpił do Sakramentów św. Wywiązując się z przyrzeczenia dziękuję za to pokornie Niepokalanej, Jej Boskiemu Synowi, oraz św. Tereni.

Niegodne lecz wdzięczne dziecko Maryi

L.S. Zgodność powyższego stwierdzam: ks. Ignacy Geppert, proboszcz.

C..., dnia 14 sierpnia 1934 r. (172-34)

Byłam ewangeliczką; w czasie pobytu w szkole powszechnej w 1924 r. obudziło się we mnie pragnienie przejścia na katolicyzm. Jednak warunki rodzinna nie pozwalały mi spełnić swego marzenia. Modliłam się więc do Matuchny Najśw. i św. Tereni o wytrwanie w swoim postanowieniu przez 10 lat, tj. do pełnoletności. Nosiłam Cudowny Medalik i przyrzekłam Niepokalanej, że jeśli ziszczą się moje pragnienia, to ogłoszę publiczne podziękowanie w "Rycerzu". Dobroć Maryi jest ogromna, bo wysłuchała mię i dzięki Jej opiece zostałam katoliczką. Składam, przeto Najlepszej Niebieskiej Mateńce i św. Tereni najgorętsze podziękowanie za wszystkie łaski, których dostąpiłam. O Maryjo Niepokalana, weź mię jako swoją własność i kieruj nimi krokami w mym życiu.

I. M. N.

L.S. Zgodne z rzeczywistością: ks. A. Udalsk, proboszcz wołożyński.