Podziękowania
Drukuj

Osoby, które otrzymały jakaś łaskę od Niepokalanej i chcą za nią publicznie podziękować w "Rycerzu", prosimy, by postarały się o potwierdzenie swego podziękowania przez ks. proboszcza, a przy uzdrowieniach przez leczącego ich lekarza. Nadto trzeba podać w liście swoje nazwisko i dokładny adres. Także w wypadkach nawróceń, trzeba podać nazwisko i adres dla wiadomości redakcji - ile możności - z potwierdzeniem kapłana. Redakcja stosuje się do życzenia proszących, by ich nazwiska czy miejscowość zostały w sekrecie. - Przy podziękowaniach nie ogłaszamy ofiar nadesłanych, gdyż pokwitowanie odbioru zwykle administracja wysyła. A Niepokalana dobrze wie, kto o Jej "Rycerzu" pamięta i czynnie popiera Jej sprawę.

Ponieważ podziękowań za łaski nadsyłają nam bardzo wiele, przeto zaledwie drobną cząstkę umieszczamy w pełnym tekście, ogromną zaś większość w skróceniu pod: "Niepokalanej dziękują".

Wszystkie one wymownie świadczą o niewysłowionej dobroci i potędze Niepokalanej. Cześć Jej za to i gorąca podzięka - a w sercach naszych coraz większa w Jej orędownictwo ufność!

TCZEW, dnia 2 marca 1934 r.

Cierpiałam dokuczliwie około 7 lat. W ostatnich 3 latach choroba się wzmogła. Dostawałam ataków sercowych i sądziłam, że już z niej się nie wyleczę. W dniu 15 listopada ub. r. udałam się do szpitala w celu dokonania operacji. Będąc bardzo osłabioną i obawiając się utraty życia, w gorących modlitwach do Najśw. Serca Pana Jezusa i Marji Niepokalanej szukałam ratunku, prosząc o szczęśliwy przebieg operacji. Odbyła się ona bardzo pomyślnie mimo strasznych powikłań wewnętrznych.

Za ten szczęśliwy przebieg operacji i szybki powrót do zdrowia ślę Najśw. Sercu Jezusa i Niepokalanej Dziewicy oraz bł. Katarzynie Laboure gorące podziękowanie, co przyrzekłam uczynić w razie wyzdrowienia, prosząc jednocześnie o dalszą opiekę nad całą moją rodziną.

Br. O.

P. Bronisława O. pozostawała w leczeniu Szpitala św. Wincentego w Tczewie w czasie od dn. 16. XII. 33 r. z powodu bardzo dużego nowotworu żołądka. Stan chorej był bardzo ciężki i wymagał zabiegu operacyjnego. Pomimo wielkiego wyniszczenia chora znosiła zabieg operacyjny bardzo dobrze i opuściła szpital jako trwale wyleczona.

WILNO, dnia 14 czerwca 1934 r. (174-34)

Po przeczytaniu w "Rycerzu" marcowym artykułu o świątobliwym ojcu Wenantym, zaczęłam się do niego udawać z prośbą o wstawiennictwo do Najświętszej Marji Panny w różnych potrzebach - prosiłam między innymi o wyleczenie z pewnej choroby na którą wiedziałam, że lekarstwa nie wiele mogą pomóc mogą. Potem zwracałam się w różnych kłopotach czysto materjalnych, w trudnościach zewnętrznych. Zawsze byłam wysłuchaną. Nie były to fakty "cudowne", jednakże stwierdzić muszę, że czasem w bardzo krótkim czasie, przeszkody, które się wydawały nie do przebycia, ginęły zupełnie.

Pragnąc by cześć Ojca Wenantego rozszerzyła się, postanowiłam donieść o tem "Rycezowi" i proszę jednocześnie o przysłanie mi książki "Ułomki z życia O. Wenantego Katarzyńca". Wypełniam w ten sposób obietnicę, którą złożyłam, gdy się zaczęłam modlić do Ojca Wenantego - obietnicę, rozszerzania czci jego i zaznajomiania innych z tym naszym przyszłym polskim świętym, by był uwielbiony Bóg w Świętych Swoich.

A. U.

BIAŁA PODLASKA, dnia 15 czerwca 1934 r. (175-34)

Składam serdeczne podziękowanie Niepokalanej, św. Antoniemu, św. Teresce, bł. Andrzejowi Boboli i O. Wenantemu za łaskę otrzymania koncesji na biuro, mimo, ze stawiano mi ogromne trudności. Biuro to prosperuje bardzo dobrze, tak, że pracy mam pod dostatkiem.

Drugą łaską jest odnalezienie prawdziwej Wiary, którą przez złych ludzi straciłem. Teraz jestem zadowolony z życia ziemskiego, o ile z tego życia można być zadowolonym. Wierzę - to mnie utrzymuje. Raz jeszcze serdecznie dziękuję i proszę zarazem Matuchnę Niepokalaną i św. Józefa o miłosierdzie i opiekę nad żoną, dzieckiem i rodzinę.

Dyplm. Absolw. Praw

PORĄBKA k/ KĘT

Syn mój Józef lat 4 zachorował w zimie ciężko na dyfterję, mając przy tem i angielsa chorobę; dziesięć tygodni chorował ciężko i doktór nic nie mógł pomóc. Przez 5 tygodni nawet nie mógł mówić i był pokrzywiony cały. Wtedy zwróciliśmy się do Niepokalanej, odprawiliśmy nowennę i obiecaliśmy ogłosić w "Rycerzu Niepokalanej". I rzeczywiście wkrótce całkiem przyszedł do zdrowia i odtąd jest zdrowy i wesoły. Z wdzięcznością śle Niepokalanej słowa podzięki za Jej opiekę.

Stanisław Laszczak

Stwierdzam prawdziwość - ks. J. Zabrzeski, proboszcz.

Z......., dnia 7 lipca 1934 r. (177-34)

Za niedobre życie i lekceważenie obowiązków spotkała mnie zasłużona kara: straciłam posadę. W nieszczęściu odstąpili wszyscy przyjaciele dawni i dwa lata pozostawiona sama sobie w wiejskiej samotni błagałam Matkę Niebieska o ratunek i pomoc. Zerwałam wszystkie węzły, łączące mnie ze złem, włożyłam Cudowny Medalik. Poprawić się, zasłużyć na tę łaskę, o którą błagałam, było to późniejszym mym celem - nie od razu pojęłam istotę modlitwy i cel mego cierpienia. Początkowo tylkonalegałam i skarżyłam się na swą dolę; wydawała mi się jakby niesłuszną, czułam się nawet pokrzywdzona. Dobrze później zrozumiałam, ze męka i ból miały ukształcić mą duszę i na dobrą wprowadzić ją drogę. I odtąd już nie szemrałam.. Jakże ułomna jest natura ludzka! Gdy z końcem drugiego roku nie otrzymałam posady, zwątpiłam i zaczęłam bluźnić. Pamiętam jak pewnego razu zniecierpliwiona i zrozpaczona do ostatka wołałam: "Nie ma Boga!". O jakże winnam przepraszać Cię za to, Boże i Matko Najświętsza!

Jakby dla nauki właśnie w przeddzień mego załamania nadeszło do tutejszego urzędu pocztowego wezwanie dla mnie na posadę. Uzyskanie jej było przecież niepodobieństwem, sytuacja moja była straszna i ostatecznie naprężona myślami o samobójstwie, ale z jakich opresyj nie potrafi wydobyć Niepokalana! Dziś mija rok jak pracuję, a czułej opieki Matki Najśw. Doznaję na każdym kroku. Składam Ci za to, Marjo, na jakie stać mnie tylko gorące podziękowanie, a jeszcze bardziej przepraszam za mą niewdzięczność. Oddaję się na całe życie w Twe Matczyne najlepsze dłonie, zechciej mną rządzić i błogosławić we wszystkich mych poczynaniach, a dotychczasowe uchybienia daruj, bo chcę być lepszą, a Tobie zawsze wierną.

Niewdzięczna

BOŻEPOLE KRÓL., dnia 8 lipca 1934 r. (178-34)

W bieżącym roku zaczął psuć się palec u prawej ręki. Tak bardzo mi dokuczał i rana tak się powiększyła, że udałam się o pomoc do lekarza, któregy stwierdził otwartą gruźlicę kostną i innego nie widział ratunku jak odjęcie całego palca. W tem ciężkim zmartwieniu udałam się o pomoc do pocieszycielki strapionych, jedynej pomocy naszej, Której, w razie wyzdrowienia, przyrzekłam przez cale życie odmawiać nowennę dziękczynną. Ufność w miłosierdzie Boże nie zawiodła mnie, palec wyzdrowiał w krótkim czasie. Pisząc to, chciałabym i innych cierpiących i nieszczęśliwych zachęcić, ażeby we wszelkich troskach tylko u Marji szukali pomocy, gdy tu lekarze zawiodą.

Niegodna czcicielka Marji, Rozalja Pelowska

Stwierdzam samoistne wyleczenie u Rzalji Pelowskiej gruźlicy środkowego członka, palca środkowego, ręki lewej w wypadku, w którym uważałem za jedyne wyjście jego amputację. - Skaryszewy, 9. VIII. 1934 r.... podpis doktora nieczytelny

WISKITKI, dnia 9 lipca 1934 r.

Stan mego zdrowia był ciężki. Od kilku lat cierpiałam na rupturę pachwinową, co bardzo mi utrudniało pracę. Kilka razy dostałam niebezpiecznego ataku. Ufałam jednak Marji Niepokalanej, ze wyrwie mnie z tego nieszczęścia. Dzięki wspaniałomyślności hrabiego S. dostałam się do szpitala, gdzie miano mi zrobić operację. Bardzo się jej lękałam, ale po odprawieniu nowenny do Niepokalanej, po gorącej modlitwie za dusze w czyśću i po uczynieniu przyrzeczenia, ze skoro wszystko pójdzie dobrze prześlę podziękowanie do "Rycerza", lęk ustąpił i zrodziła się w mem sercu pewność, że operacja się uda. Będąc dziś zupełnie zdrową, dzięki składam Matce Najświętszej za udzielenie łaski i zachęcam innych do ufności w potęgę Marji. Oprócz tego byłam chora na zapalenie płuc, doktor stwierdził, że to poważna bardzo choroba, ja jednak oddałam się w opiekę Marji Niepokalanej i szczęśliwie wyzdrowiałam.

Józefa Zarzycka

Prawdziwość wyżej napisanego stwierdzam - dr. Marja Śmigielska

Potwierdzam, że operacja była bardzo ciężka - dr. mej. K. Skoryna, ordynator szpitala Zgodne z rzeczywistością - ks. Fr. Kołodziejski

POZNAŃ, dnia 12 lipca 1934 r. (180-34)

Wywiązując się z danego przyrzeczenia, dziękuję publicznie Najświętszej Marji Pannie za łaski, jakiemi otaczała mnie w ciągu mego pobytu w seminarjum duchownem, a głównie za pomyślne ukończenie studjów teologicznych i dobry wynik egzaminów. Już samo powołanie w niezwykłych okolicznościach uważam za wielką łaskę otrzymaną z rąk Niepokalanej. A potem lata studjów teologicznych, to jeden długi nieprzerwany łańcuch łask. Ufność w Nią nie zawiodła mnie w żadnych trudnościach, w materjalnych i moralnych czy to własnych czy rodzinnych, owszem doznawałem zawsze dużo niespodziewanych dowodów dobroci Jej Serca. Dziękuję Jej jak umiem przez to podziękowanie publiczne, przez które zarazem pragnę innych, szczególnie kleryków i kapłanów zachęcić, by do Marji uciekali się w każdej sprawie, bo Marja to prawdziwa "Regina cleri".

Ks. N. N.

WASILISZKI, dnia 25 lipca 1934 r. (181-34)

Było to przed rokiem, po skończeniu szkoły, kiedy z powodu braku zajęcia - co wybitnie pogarszało stan materjalny - cecha wrodzonego pesymizmu wzrastała do najwyższego stopnia. Położenie moje było krytyczne, wreszcie skrajna nędza i rozpacz. Dla matki i rodzeństwa, którzy zubożeli łożąc na moje kształcenie, stałem się ciężarem zamiast pomocą, dla złych, fałszywych, obłudnych - przedmiotem szyderstwa. życie me stało się zatrute i godne litości. Rozpacz ma cicha, a istotna nie miała miary i granic. Lekarstwa i ratunku w owem niepowodzeniu życiowem zacząłem szukać u Najśw. Pani, słysząc niejednokrotnie od dawna o Jej niewymownem miłosierdziu. Modliłem się więc często i całemi godzinami ze szczególnym żalem i skruchą.

Mijały tygodnie, miesiące, aż wreszcie wybiła godzina poprawy losu. Polecanie się z ufnością Marji nie zawiodło mię. Prośba została wysłuchaną, gdyż zajęcie otrzymałem, i po smutku przeżytym, radosne wzruszenie zalewało duszę. Cicha modlitwa do Marji z błaganiem o litość nie poszła nadarmo. Uśmiech jak niegdyś zaczął rozjaśniać mą dotąd smutkiem przepełnioną twarz z radości i szczerej wdzięczności, że Opatrzność udzieliła mi zajęcia i wielu innych łask. Wobec czego, spełniając złożone przyrzeczenie, dziękuję Najśw. Marji Pannie za Wysłuchanie mych próśb i proszę o dalszą opiekę.

W. W.

Stwierdzam niniejsze podziękowanie za odebrane łaski od Marji Najśw. Proboszcz podominikańskiego rz. k. kościoła w Stołpcach, - ks. kanonik Juljan Dudziński

RABKA, dnia 31 lipca 1934 r. (182-34)

Znajdowałem się w bardzo złych warunkach materjalnych. Znikąd nie doznałem pomocy, nie widziałem żadnego wyjścia z tego trudnego położenia. W nadziei poprawy bytu rozpocząłem nowennę do świątobliwego O. Wenantego, i przyrzekłem, że w razie wysłuchania, napiszę o tem do "Rycerza". Po ukończonej nowennie sytuacja moja tak niespodziewanej uległa zmianie, że byłem w stanie podołać wszelkim trudnościom finansowym. Zgodnie z przyrzeczeniem ogłaszam to publicznie, wierząc niezbicie, że wszystko stało się dzięki wstawiennictwu O. Wenantego i polecam się nadal jego opiece. Od tej chwili portret świąt, franciszkanina będzie patronował mojemu przedsięwzięciu.

M. K., architekt

LIPIE, w sierpniu 1934 r. (183-34)

W roku 1932 syn nasz Marjan zachorował na oczy, po kilku dniach zabolały go inne członki ciała. Lekarz stwierdził zakażenie i polecił udać się na prześwietlenie. W szpitalu we Wrześni stwierdzono, że jest to gruźlica kości; zostawiliśmy dziecko w zakładzie. Choroba szybko postępowała, chłopiec miał nogę w gipsie, a po 14 dniach lekarz oświadczył, iż może się to skończyć odjęciem nogi, lub śmiercią. Na odjęcie nogi nie zgodziliśmy się, zabraliśmy go więc ze szpitala. W tem strapieniu z wielką ufnością zaczęliśmy z całą rodziną odprawiać nowenny do P. Jezusa i Matki Jego Najświętszej i do św. Tereski, prosząc ją o wstawiennictwo za nami.

Po odprawieniu nowenny i zastosowaniu jeszcze jednego lekarstwa, zaczęła się poprawa; po kilku dniach syn nasz, który nawet nogą nie mógł poruszyć, ani się sam poprawić w łóżku, w niedługim czasie zupełnie wyzdrowiał.

Dwa lata ociągaliśmy się z ogłoszeniem publicznego podziękowania w "Rycerzu", obecnie zbadał go lekarz p. dr. Przybyszewski, a ponieważ stwierdził, że syn nasz jest zupełnie zdrów i żadnych śladów choroba nie zostawiła, wdzięcznością przejęci dziękujemy z głębi serc naszych P. Jezusowi i Matce jego Najświętszej, oraz św. Teresce za tak wielką łaskę cudownego wyzdrowienia.

Niegodni słudzy Marji, Stanisław i Marja Glapińscy z rodziną

Potwierdzam, że stan ośmioletniego synka państwa Glapińskich z Lipia był w swoim czasie rzeczywiście bardzo ciężki, niemal śmiertelny, dzisiaj natomiast po zbadaniu orzec mogę, że nie znalazłem żadnych objawów choroby, że wobec tego jest zupełnie zdrów i wesół.

dr. med. Bolesław Przybyszewski

RADOMSKO, dnia 2 sierpnia 1934 r. (184-34)

W styczniu b. r. zachorowała moja matka. Choroba przewlekała się, doktor nie był zaraz wezwany, później pomimo rozmaitych środków lekarskich poprawy nie było, siły ubywały z każdym dniem. Zachodziła obawa wytworzenia się raka. W trzecim mi~3iącu choroby, gdy matka była wycieńczona, przystąpiono do operacji. Była ona konieczna, chodziło już bowiem o każdą chwilę, a ze względu na stan matki yła bardzo niebezpieczna. W czasie operacji jak i przedtem we wszystkich krytycznych momentach, kiedy czułam, że ratunek przyjść może tylko od Boga, zwracałam się o pomoc do Matki Najświętszej przez przyczynę O. Wenantego Katarzyńca, św. Antoniego i św. Teresy i odmawiałam do nich nowenny o odwrócenie od r.as tego ciosu. Przyrzekłam również, że jeżeli mamusia wyzdrowieje, to podziękuję publicznie Matce Najświętszej w "Rycerzu". Prośby moje zostały wysłuchane, operacja się udała, analiza wykazała, że raki niema.

Wywiązując się z uczynionego przyrzeczenia, składam Ci, Matko Najśw., Wam Ojcze Wenanty, św. Antoni i św. Tereso najserdeczniejsze podziękowanie za wyzdrowienie mej mamusi i wiele innych łask, których mi udzielacie, nie bacząc, że niczem na nie nie zasługuję.

Marja Grotowska

NIESZAWA, dnia 9 sierpnia 1934 r. (185-34)

Od 16 już lat choruję na gruźlicę kości. Od czasu do czasu ukazywała się przy lewem biodrze ropa, którą trzeba było narzędziami lekarskiemi wyciągać. Stan z roku na rok się pogarszał. Ostatnio w styczniu b. r. ropy nie udało się wydobyć, lekarze orzekli, że przez rok noga musi być w gipsie. Odmówiłam jednak takiemu leczeniu, zaczęłam się modlić do Matki Niepokalanej i św. Teresy od Dz. Jezus, jednocześnie biorąc kąpiele słoneczne. W końcu marca ropa się rozeszła, bólu żadnego nie czuję, żadnych śladów choroby, jak wskazuje załączone świadectwo lekarskie.

Helena Pyczkowa

L. S. Wiarogodność niniejszego potwierdzam - ks. Stanisław Gemel Nieszawa, 2 sierpnia 1934 r. - dr. med. H. Rau

BORYSŁAW, dnia 17 sierpnia 1934 r. (186-34)

Wywiązując się z obietnicy, spieszę złożyć z głębi serca publiczne podziękowanie Matuchnie Niepokalanej za cudowne wyzdrowienie mego męża, oraz proszę o dalszą opiekę nad nami. Niech ten znak łaski Matki Najświętszej obudzi w innych głęboką wiarę i ufność do Tej, Która nie opuszcza nikogo, kto się Jej odda w opiekę.

Zofja Ważna, inżynierowa

Stwierdzam niniejszem, że choroba W. P. Wacława Ważnego była bardzo ciężką i dla życia niebezpieczną. - dr. Bronisław Kozłowski, dyrektor szpitala powszechnego

SZ - W. PIEK., dnia 3 sierpnia 1934 r. (187-34)

Dwa i pół roku wstecz, byłem jeszcze uczniem seminarjum nauczycielskiego. Systematyczną naukę wypierały wagary oraz różne ekscesy, uczniom nie dozwolone. Repetowany przeze mnie kurs w r. 1932 - gim nie przyniósł mi, mimo powtarzania; promocji na kurs następny. Groza chwili wystąpiła w pełni. Ocknąłem się; geneza wypadków uwydatniła katastrofalny stan mojego życia. Wyjścia z sytuacji znaleźć mi mogłem. Tak wlokło się kilkanaście miesięcy p ja przygnębiony do-reszty, pędziłem bezcelowy żywot. Zwracałem się kilka razy do instytucyj w tym kierunku kompetentnych, interpelowałem, ale bezskutecznie. Zastanowiwszy się nad sobą spostrzegłem, że Boga sam odepchnąłem, a religję wysunąłem na plan dalszy. Droga do życia pożytecznego społecznie była, można powiedzieć, hermetycznie zamknięta. W międzyczasie czytając "Rycerza Niepokalanej", odczułem nagły zwrot w mem życiu. Zacząłem prosić o pomoc Niepokalaną i o dziwo - utorowała mi dalszą drogę przez zdanie przeze mnie egzaminu na kandydata seminarjum nauczycielskiego. Obecnie ufność «moja w prośbach zanoszonych do tronu Matki Niepokalanej sięga powiedzenia, które tu zacytuję: Jeżeli szczerze prosisz Matkę Niepokalaną, Ona napewno Ci pomoże, choćbyś nawet ostatniemi drogami życia kroczył. Niech te słowa będą podzięką dla Marji Niepokalanej.

J.

RADOM, 19 sierpnia 1934 r. (188-34)

Byłam dłuższy czas bez posady, a czytając w "Rycerzu Niepokalanej" jak wiele łask otrzymują proszący o nie i ja się udałam w modlitwie do Czcig. O. Wenantego, przyrzekając, że jeśli otrzymam posadę, to złożę publiczne podziękowanie. Odprawiłam w tej intencji nowennę i po dwóch tygodniach otrzymałam posadę, o którą prosiłam. Za tę wielką łaskę składam Matce Najświętszej i Czcigodnemu O. Wenantemu gorące podziękowanie, z prośbą o dalszą opiekę nade mną i mi rodziną.

J. K.

BRODZISZCZE, dnia 20 sierpnia 1934 r. (189-34)

W miesiącu sierpniu b. r. miałem składać egzamin w jednej ze szkół zawodowych. Gruntownie przygotować się nie mogłem, pomimo usilnej pracy umysłowej, czułem więc, że go nie złożę. Od ludzi pomocy spodziewać się nie mogłem, udałem się więc do Matuchny Niepokalanej, a przyszło mi to tem łatwiej, że od lat najmłodszych jestem wiernym katolikiem i czytelnikiem "Rycerza Niepokalanej", gdzie bardzo dużo czytałem podziękowań Najświętszej Matuchnie za otrzymane łaski. Przed samym egzaminem byłem u spowiedzi, przyjąłem Komunję świętą oraz odmówiłem litanję do Matki Bożej Nieustającej Pomocy i inne, a w serce wstąpiła niewymowna radość. Do egzaminu przystąpiłem zupełnie spokojny i złożyłem go z wynikiem pomyślnym.

Niechaj wolno mi będzie złożyć Niepokalanej za tak wielką łaskę w koniecznej potrzebie gorące podziękowanie i wnieść serdeczną prośbę o dalszą opiekę i pomoc nade mną.

Lucjan Pilecki

DROHOBYCZ, dnia 20 sierpnia 1934 r. (190-34)

W lecie podczas burzy wpadł piorun do naszego pokoju, wybił wszystkie szyby w oknie, opalił ramę okienną, zniszczył kontakt elektryczny, porysował lustro i umywalnię i znikł, nie wyrządziwszy większej szkody. Tylko jedynie szczególna Opatrzność Boska i nadzwyczajna łaska Matki Niepokalanej sprawiła, że w krytycznej strasznej chwili nie było tam nikogo, a byliśmy wszyscy w sąsiednim pokoju i że nie powstał pożar, z któregoby pewnie ledwie życie unieść było można, bo dom za miastem.

Za to cudowne szczęśliwe ocalenie składamy publiczną podziękę Bogu Wszechmożnemu i Matce Niepokalanej.

Inż. Juljusz Lindner i Janina z Szatkowskich Lindnerowa

Do dziękczynienia Bogu i Matce Boskiej złożonego przez nasze dzieci przyłączamy się w całej pełni - Stanisław Lindner, emer. prezes sądu z żoną Marją

Dr. Alojzy Szatkowski z żoną Jadwigą

NAROL, dnia 24 sierpnia 1934 r. (191-34)

W jednym z numerów "Rycerza" przeczytałem o Ojcu Wenantym Katarzyńcu oraz znalazłem w nim nowennę o rychłą Jego beatyfikację. Nowenna ta i "Rycerz" wpadły mi do ręki właśnie w czasie, kiedy mając wiele trudności, zwłaszcza materjalnych, nie widziałem zupełnie nadziei wydostania się ze swych kłopotów. Poleciłem się wtedy w modlitwie P. Bogu, by raczył za przyczyną O. Wenantego wyrwać mnie z tego nieszczęścia. Odmówiłem zaledwie kilka razy, lecz z wielką ufnością modlitwę zawartą w nowennie i prawie bez najmniejszego wysiłku z mojej strony, gdyż takowe dotychczas niewiele dawały, otrzymałem to, o co prosiłem.

Również w podobny sposób w drugim wypadku przez modlitwę" dostąpiłem łaski, o którą błagałem. Ponieważ obiecałem donieść o tem "Rycerzowi" na wypadek, jeżeli zostanę wysłuchanym, czynię to obecnie. Wszystkim Czytelnikom "Rycerza", a zwłaszcza tym, którzy są przygnębieni ze względu na warunki materjalne, lub upadają na duchu, tym, którzy szukają orędownika o jakiekolwiek łaski, wskazuję im Ojca Wenantego, gdyż kto wie, czy w tej dobie nie podobało się Ojcu Naszemu Niebieskiemu właśnie przez Niego, o gołębiem sercu Franciszkanina, zsyłać nam łaski i pociechy. Niech każdy w silnej wierze i nadziei udaje się o pomoc do O. Wenantego, a napewno ją otrzyma.

E. S., student U. J. K.

LWÓW, dnia 27 sierpnia 1934 r. (194-34)

Ubiegłego roku córka moja, uczeń. VIII kl. gimn. zachorowała ciężko na zapalenie otrzewnej. Wywiązała się woda w brzuchu, zachodziła więc konieczność operacji. Jednak lekarze nie ręczyli za jej dobry wynik, ponieważ taką samą chorobę córka przechodziła już przed sześcioma laty. Na operację więc nie zgodziłam się, tylko udałam się do Najlepszej Matki i Opiekunki, Która mię nigdy nie opuściła. Zawiesiłam Medalik Cudowny na szyję córki, dając jej kilka razy po kropli wody . z Lurd i równocześnie z nią prosiłam Niepokalaną o uzdrowienie, przyrzekając złożyć publiczne podziękowanie, w razie wysłuchania. Prosiłam lekarzy, by wszystkie zabiegi stosowali w domu, ufając, że córka wyzdrowieje. Jednak to na nią bardzo źle wpłynęło, że choroba spotkała ją przed maturą. Lekarze nie robili nadziei, a o maturze nie można było myśleć. Tymczasem Matka Najlepsza wysłuchała moich gorących próśb i córka powoli zaczęła wracać do zdrowia, woda rozeszła się i mimo wycieńczenia i sprzeciwu lekarzy uczyła się w domu, nadrobiła półroczny materjał i zdała maturę z dobrym wynikiem.

Wywiązując się z danego przyrzeczenia składam najserdeczniejsze podziękowanie Matce Najświętszej, bo wierzę, że tylko Jej łaska sprawiła i uzdrowiła mi córkę i nadal polecam siebie i dzieci swoje Jej przemożnej opiece.

Niegodna sługa i czcicielka Marji, Maria, Wereszczyńska