Państwo Polskie a wychowanie religijne

Niedawno Biskupi Polscy wydali do Narodu Orędzie - rodzaj manifestu. Wyjaśniali w nim uchwały pierwszego Synodu Plenarnego.

"Nie mogliśmy - piszą, nasi Pasterze - pominąć milczeniem wielkiego zagadnienia wychowania i szkoły, Ubieganie się o wychowanie człowieka jest znamieniem nowych czasów, a kierunek publicznego wychowania stał się wskaźnikiem ducha państwowego. Pod tym względem przechodziliśmy w ubiegłych latach chwile bardzo niepokojące. Napór nowego pogaństwa na szkołę był widoczny, a jego wpływy wysoce szkodliwe. Chciano szkołę zupełnie zeświecczyć, usunąć z nauki pierwiastki Boże; wyłączyć z podręczników myśl religijną. Dążono do wykreślenia z programów szkolnych nauki religii i do zupełnego oddzielenia szkoły od wychowawczych wpływów Kościoła Nie ostatnią rolę odgrywały w tej akcji laicyzujące czynniki, które opanowały kierownictwo Związku Nauczycielstwa Polskiego..."

W poprzednim artykule wskazaliśmy na te czynniki, które w programie swoim mają zadanie unicestwić pracę Kościoła na odcinku szkoły. Natchnienie dla tej szkodliwej akcji czerpią w swej tępej i nierozumnej nienawiści do wszystkiego, co wiąże się z religią. Wzory zaś do walki przebiegłej czerpią z arsenału masonerii, która np. we Francji w dużej mierze odchrześcijaniła naród i doprowadziła do tego, że rządzą w niej obecnie komuniści i żydzi.

Sprawę tę również oświetlił głęboko i mądrze senator Rudowski, który 10 lutego r. [1938] na komisji budżetowej min. W.R. i O.P. tak między innymi mówił:

"Napiętnować muszę i zaprotestować przeciwko wpajaniu i przesycaniu szkoły polskiej ideami szkodliwymi i destrukcyjnymi. Jestem daleki od twierdzenia, że czyni to całe nauczycielstwo, posiadam jednak dowody, że część jego jest tą gangreną objęta, Zagadnieniem tym interesuje się - rzec można - całe społeczeństwo, pasjonuje się nim prasa, rodzice, stowarzyszenia, publicystyka katolicka i wolnomyślicielska, w ogóle wszyscy".

Tak: wszystkich to interesuje, bo chodzi o przyszłość całego narodu.

Toteż bardzo jest interesujące, jak się do tych spraw ustosunkował Rząd Rzeczypospolitej Polskiej, a w szczególności Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.

Weźmy pod uwagę naprzód wypowiedzenia publiczne naszych niektórych ministrów Oświaty. Z góry stwierdzamy, że ich słowa są całkowicie słuszne i... uspakajające.

Tak np. b. min. K. Bartel wydał słynne rozporządzenie wykonawcze do Konstytucji i Konkordatu o praktykach religijnych w szkole. Piszemy "słynne" nie dlatego, jakoby wprowadzało coś nowego i nadzwyczajnego. Bynajmniej. Było ono tylko podkreśleniem tego, co już dawniej miało miejsce, tj. że nauczycielstwo opiekuje się dziećmi szkolnymi również i w Kościele... Ale rozporządzenie b. min. K. Bartla zasłynęło z tego, że ówczesny Sejm i Senat pod wpływem gwałtownej nagonki ZNP uchwaliły rezolucję do jego odwołania. Rząd jednak nie dał się steroryzować i nie zniósł okólnika, a minister W. Świętosławski przypomniał go w październiku 1936 r.

śp. min. Sławomir Czerwiński, w dniu 7 lutego 1930 r., mówił na plenum Sejmu:

"Konstytucja orzeka, że w zakładach, gdzie kształci się młodzież poniżej lat 18, nauka religii jest obowiązkowa. Stoję na gruncie prawa i z tej zasady prawnej już sumienie pedagogiczne każe mi wyciągnąć wniosek, że i na lekcjach w szkole i w ogóle w oddziaływaniu szkoły na młodzież nie powinno być niczego, co by tym zasadom przeczyło, że byśmy nie wychowywali młodzieży w duchowej anarchii. To jest moje w tych sprawach stanowisko ogólne".

W dniu znowu 18 stycznia 1934 r. min. Janusz Jędrzejewicz podkreślił, że "dopóki w Polsce dzieci będą się uczyły religii - a uczą się i uczyć się będą na pewno - dopóty między religią i nauką innych przedmiotów nie może być rozbieżności, przede wszystkim z punktu widzenia wychowawczego". A kiedy poseł socjalistyczny p. Czapiński zaznaczył, że należy uniezależnić przyrodę od religii, min. odpowiedział: "Takich rzeczy w programie pan nie znajdzie. Przeciwnie jest w programie naszym wskazówka, aby nauczyciel, który uczy przyrody, nie podsuwał rzeczy sprzecznych z tymi, które podaje dogmatyka wyznaniowa".

(O ile ktoś utrzymuje, że pomiędzy nauką (rozumem), a religią katolicką zachodzi sprzeczność, to tylko dlatego, że za podstawę w wydawaniu podobnego sądu bierze różne przypuszczenia w dziedzinie nauki, czyli tzw. hipotezy... Pomiędzy udowodnionymi prawdami naukowymi, a religią objawioną - nie może być żadnego rozdźwięku).

Jeszcze bliżej wyjaśnił te myśli obecny minister W.R. i O.P. Wojciech Świętosławski, który niejednokrotnie pozytywnie ustosunkował się do postulatów katolickich. Przytoczymy niektóre jego wypowiedzenia.

W roku zeszłym [1937] na uroczystym Kongresie Chrystusa-Króla wziął pan Minister udział i tak w imieniu Rządu przemówił:

"Pokoleniu naszemu danym było poznać, do jakich wyników się dochodzi, gdy zamiast wychowania religijnego, opartego na zasadach etyki chrześcijańskiej, zaszczepia się pojęcia materialistyczne... Rząd Rzeczypospolitej upatruje wspólność celów w dążeniu do usunięcia z umysłów ludzkich tego wszystkiego, co nie godzi się z nauką Chrystusa".

Na zebraniu zaś Rady Wychowania Narodowego stwierdził Minister, że podstawą pracy wychowawczej winien być człowiek o poczuciu wysokiej etyki i głębokiej moralności. Wieki rozwoju ludzkości wykazały że wszczepienie tych zasad jest do osiągnięcia jedynie przez wychowanie religijne młodych pokoleń". (Państwowa Rada Oświecenia, 24 XI 1937 r.).

Ta konieczność wychowania religijnego oraz harmonijna współpraca wszystkich nauczycieli, tylekrotnie podkreślana przez naszych ministrów i uwzględniona w programach szkolnych, nasunęła sen. Rudowskiemu słuszne uwagi:

"Mnie jako laikowi - mówił - było by trudno określić i ściśle sprecyzować, na czym ta korelacja (łączność wszystkich przedmiotów ze sobą w duchu jednolitego wychowania) winna polegać w szkole, co będzie jej istotą w praktycznym programie. Ujmę to pojęcie w formie negatywnej obserwacji: gdybyśmy zaobserwowali, że młodzież, opuszczając salę szkolną, patrzy z pogardą na godło państwa, lub z kpinami na portrety mężów, zawieszone na ścianach, że się lekko wyraża o imieniu Polski, a odwraca od widoku żołnierza, że widzi same jeno krzywdy, niedole i łzy, a nic dobrego i jasnego nie spostrzega w Ojczyźnie, to byśmy bez pomyłki orzec mogli, że w tej szkole nie ma korelacji z ideą wychowania państwowo-narodowego, a nauczyciel jest z punktu widzenia dobra ogólnego szkodnikiem. I analogicznie: nie było by w tej szkole korelacji z ideą wychowania religijnego, gdyby jej uczniowie zaczęli nam tłumaczyć, że religia to bzdury, zawsze sprzeczne z nauką, a wymyślił je kler, by trzymać lud w poddaństwie i ciemnocie itp. Korelacja może być lepiej lub gorzej postawiona w danej szkole, zależeć to będzie od zdolności pedagogicznych oraz inteligencji nauczyciela. Jest natomiast rzeczą absolutnie pewną, że korelacji wcale nie będzie, a będzie natomiast przeciwdziałanie jej, często ciche i zakonspirowane, jeśli nauczyciel owych idei nie podziela, a tym bardziej, jeśli jest ich wrogiem".

Mamy więc (wszyscy katolicy), powiedzmy od siebie, prawo i obowiązek domagać się od Władz Szkolnych, by... były konsekwentne, a więc za słowami poszły czyny.


Bądź pewnym, że nie uwłaczasz wcale Synowi, wychwalając Matkę. gdyż im więcej uwielbiasz Matkę, tym większa stąd chwała Synowi.

Św. Bernard