Ostatnie chwile Kardynała Dalbora

Ostatnie dni przed śmiercią Ks. Kardynał Prymas spędził w stanie napół przytomnym. Zdaje się, że czuł, słyszał, widział, co się koło niego dzieje, ale nie mógł już na zewnątrz myśli i woli swojej objawić. Gdy klęcząc u łoża jego księża i zakonnice wraz z rodziną rozpoczynali modlitwę, zaraz składał ręce i ustami poruszał jakoby szeptał słowa modlitewne. W czwartek rano poraź ostatni przyjmował Komunię ściętą. Gdy przyszedł ksiądz z Najśw. Sakramentem i powiedziano mu: Eminencjo, Pan Jezus przyszedł! -

zaraz o resztkach sił podniósł się, usiadł, złożył ręce przyjął Wiatyk, po czym znowu zapadł w stan półprzytomny. Chwilami prawił jakoby kazanie; wysłyszano, że mówił o śmierci: "Śmierć nie zgroza, śmierć to Bóg, to jasność! Przyjdź, o śmierci, przyjdź!"

W piątek wieczorem nie ulegało już wątpliwości, że zgon nastąpić musi lada chwili. Lekarze, będący przy jego łożu zauważyli, że tętno zmalało zupełnie, a puls ledwie się dał wyczuwać.

O godzinie 3 w nocy przywołano ks. biskupa Łukomskiego. Krótko przed godziną czwartą serce przestało bić.

Ojciec Św[ięty] dopytywał się codziennie o stan zdrowia Prymasa. Do Ojca Św[iętego] też poszła pierwsza depesza o śmierci.

("Przew. Kat.")


Jestem, jak matka wszystkich grzeszników pragnących popoprawić się.

Najśw. Maryja P[anna] do św. Brygidy