Cierpienie w życiu katolika
Nakamura, był młodzieńcem w kwiecie wieku. Lecz kwiat jego życia miał być wkrótce zerwany. Wyniszczony śmiertelną chorobą, Nakamura czekał dnia, w którym zakończy się jego śmiertelna wędrówka. Nareszcie Nakamura otrzymał już chrzest św[ięty] z ręki br. Celestyna. Był on też szczególnie drogi, bo od niego rozpoczęliśmy misyjną pracę w szpitalu.
- Jestem tu bardzo opuszczony - skarżył się chory.
- Tak, cierpisz, mój drogi. Ale Pan Jezus bardzo cię kocha. Pomyśl, ile On wycierpiał, a łatwiej zniesiesz twoje dolegliwości.
Ciężki oddech chorego i twarz z zapadającymi coraz bardziej policzkami zwiastowały zbliżającą się śmierć.
- P. Bóg bardzo kocha tych co cierpią dla Niego - mówię choremu. Pomódl się do Matki Bożej. Ona taka dobra, Ona ci pomoże. Odmówiliśmy wspólnie Zdrowaś Maryjo.
Cierpienie ma wielką wartość u Boga - tłumaczę mu - ofiaruj je za nawrócenie twego ojca i całej rodziny i tych wszystkich, którzy nie znają prawdziwego Boga.
Czy masz medalik? Tu chory odchylił kołdrę i próbował wydostać medalik zawieszony na szyi. Pomogłem mu wydostać na wierzch medalik i położyłem go na kołdrze tak, by mógł łatwo widzieć wizerunek Niepokalanej. Twarz chorego rozjaśniła się.
- Czy masz różaniec? - pytam.
- Mam.
- Czy go odmawiasz?
- Nie mam siły.
Po chwili, zapytał:
-Czy można nosić różaniec na szyi?
- Ależ naturalnie - odparłem.
Uśmiechnął się i prosił, by mu pomóc odwrócić się w moją stronę. Następnie ujął w rękę krzyżyk od mojej koronki i długo wpatrywał się w postać ukrzyżowanego P. Jezusa. Twarz mu promieniała, oczy nabrały życia. Z uśmiechem na ustach patrzył na mnie przez jakiś czas, jak gdyby chciał coś powiedzieć, a nie śmiał. Po chwili podał mi rękę, bym zobaczył puls i szepnął:
- Tak, ja już wkrótce umrę. - I lekki uśmiech przesunął mu się po twarzy.
- Bądź spokojny, religia katolicka, którą wyznajesz, jest jedynie prawdziwą religią na świecie. Gdyby było inaczej, nigdybym nie opuścił swej Ojczyzny, by tak daleko jechać i poświęcać się dla innych. Za te prawdy, które ci opowiadał Br. Celestyn, sam gotów jestem oddać swe życie. Pan Jezus już wszystko ci przebaczył. On teraz bardzo Ciebie kocha. Gdy pójdziesz do Nieba, pomódl się i za mnie. Tam nie będziesz cierpiał, będziesz szczęśliwy na wieki. Czy jeszcze odczuwasz niepokój?
- Nie, tylko mi brak powietrza. Proszę powiedzieć memu ojcu, żeby dziś jeszcze przyszedł do mnie.
Zbolały ojciec, który był przy chorym synu przez cały czas konania, ocierając łzy tak Br. Celestynowi opowiadał:
- Mówił bym się nie martwił z powodu jego śmierci, bo idzie do Nieba. Następnie tłumaczył mi coś o Bogu, o życiu przyszłym, ale tego dobrze nie mogę powtórzyć. Nie skarżył się na cierpienia. Na chwilę przed zgonem pożegnał mnie serdecznie i tych, co przyszli go odwiedzić.
Uśmiech pozostał na twarzy zmarłego Nakamury. Krewni i ci, którzy odwiedzali go i dziwili się bardzo, że z takim spokojem i dziwną rezygnacją zakończył swe młode życie.