Odszedł Pasterz Dobry
Rycerz Niepokalanej 9/1951, zdjęcia do artykułu: Odszedł Pasterz Dobry, s. 263 i 265

Opisy zdjęć powyżej, od lewej: [1] Ks. Kard. Adam Stefan Sapieha. [2] J.E. Ks. Abp Stefan Wyszyński, Prymas Polski, prowadzi kondukt pogrzebowy. [3] Wprowadzenie zwłok na Wawel.


Ś.p. Ks. Kardynał Adam Stefan Sapieha ur. 1867 r. w Krasiczynie, wyświęcony na kapłana 1893 r., konsekrowany na biskupa 1911 r., mianowany kardynałem 1946 r., zmarł 23 lipca 1951 r. w Krakowie.

Jaką czcią i miłością cieszył się Kardynał Sapieha, mówił już jego pogrzeb. W bazylice franciszkańskiej w Krakowie, gdzie w drewnianej otwartej trumnie leżały przez trzy dni jego zwłoki, przesunęły się koło nich tłumy wiernych, a potem odprowadzano go z żalem czy z powagą, przypatrywano się długiemu orszakowi pogrzebowemu idącemu na Wawel, aby tam w podziemiach katedry złożyć ciało Kardynała.

Wierni zżyli się ze swym Arcypasterzem, chlubili się nim, uważali go nie tylko za kierownika dusz, ale w chwilach ciężkich za obrońcę, opiekuna, ojca. Dwa przecież pokolenia wzrastały i starzały się w ciągu jego rządów, bo czterdzieści lat, bez paru miesięcy, zasiadał na krakowskiej stolicy, najpierw jako biskup, potem od 1925 roku jako arcybiskup, w końcu jako kardynał i w ciągu tysiąca prawie lat, odkąd Kraków jest stolicą biskupią, nie było ani jednego, który by tak długo jak on rządził diecezją krakowską.

Zmarłego Kardynała otaczał jakiś urok, który podbijał każdego. Nawet Pius X, u boku którego ksiądz Sapieha pracował sześć lat, ulegał temu urokowi, podziwiał swobodne, pogodne usposobienie, łatwość obchodzenia się z ludźmi swego sekretarza i nieraz nazywał go aniołem. Kardynał również przywiązał się bardzo do Papieża, który go mianował biskupem krakowskim i sam konsekrował, stąd podczas ostatniej choroby największą przykrością było dlań, że nie mógł być na beatyfikacji błogosławionego Piusa. W Krakowie zaś gdzie spotykano prawie codziennie kardynała szybko przebiegającego samotnie lub ze swym kapelanem różne ulice miasta, z radością mu się kłaniano, zwracano uwagę nie tylko na jego bystre, żywe oczy, orli nos, szczupłą kościstą twarz, szybkie ruchy ciała, ale na jego ducha, odwagę, autorytet, które owiewały jego postać.

W obcowaniu z drugimi nie krępował nikogo, ale też jego osoba wzbudzała u każdego szacunek [264]i pewną nieśmiałość. W codziennym życiu był również tak mało wymagający. Na wizytacjach arcypasterskich, które corocznie odbywał w różnych parafiach swej archidiecezji, sypiał zawsze na swoim małym polowym łóżku i nie domagał się żadnych wygód. Stół u niego zawsze był bardzo skromny, dla zwykłych ludzi niewystarczający, a nawet podczas wizytacji biskupich, nieraz gdy widział, że wbrew jego woli zanosi się na większy obiad, przerywał go w połowie, i wstając mówił: no, panowie mogą pozostać, ale my księża pójdziemy spowiadać, bo ludzie czekają. Wobec służby na różnych plebaniach, podczas wizytacji, był uprzejmy, pogodny i tak ją chwytał za serca, że go żegnała ze łzami, a po jego odjeździe pustka i tęsknota zostawały na plebanii, chociaż tylko dzień lub dwa gościł tam Książe Metropolita.

Pamiętając, że jest rządcą dusz, całym sercem troszczył się o zbawienie ludzi. Od swych diecezjan żądał nie pobożności uczuciowej, zrutynizowanej dewocji, ale życia chrześcijańskiego. W listach arcypasterskich, które co roku prawie kierował do swych wiernych, podkreślał potrzebę cnót jak: wiary i życia z wiary, sprawiedliwości, miłości bliźniego, miłosierdzia, poczucia obowiązku lub zwalczał przeciwne, błędy i grzechy.

Pragnąc wiernym ułatwić spełnianie obowiązków religijnych, otoczył na przedmieściach rozrastający się Kraków kilkunastu kościołami. Do tych nowych kościołów budowanych prowizorycznie czy też z trwałych materiałów lubił arcypasterz zaglądać, dowiadywał się o trudnościach budowlanych, zachęcał do dalszych wysiłków zniechęconych nieraz przeciwnościami kapłanów czy też wyszukiwał nowych do tej pracy. Chętnie też w nowych świątyniach, gdy go zaproszono, odprawiał nabożeństwa.

W wysiłkach duszpasterskich miały pomagać proboszczom domy parafialne i Kardynał zachęcał do ich budowy. Dzięki jego poparciu powstało kilkadziesiąt domów w archidiecezji, a niektóre z nich bardzo imponujące. Wiele wysiłków kosztował go diecezjalny dom katolicki w Krakowie, w którym oprócz biur, kilku sal mniejszych na różne odczyty czy inne imprezy, mieści się największa sala krakowska, mająca podczas różnych zjazdów służyć na zebrania plenarne, a zwykle do przedstawień kinowych. W okresie bowiem międzywojennym amerykańskie filmy, które zalewały rynek, szerzyły zbytni erotyzm, a Ks. Arcybiskup chciał dać ludziom zdrową rozrywkę, podając filmy religijne, naukowe czy intrygujące młodzież, ale nie podniecające jej instynktów.

Pamiętał również Ks. Arcybiskup jaką wartość ma prasa w urabianiu dusz. Chociaż Kraków miał zawsze kilka miesięczników popularnych czy naukowych wydawanych przeważnie przez różne zakony, to jednak on założył dla swych diecezjan tygodnik "Dzwon Niedzielny", żywo redagowany i cieszący się wielką poczytnością. Po drugiej zaś wojnie pod patronatem Kardynała zaczął wychodzić poważny "Tygodnik Powszechny", mający szerzyć katolicki światopogląd.

O. Maksymilian Kolbe otrzymawszy błogosławieństwo i zachętę Księcia Biskupa zaczął również w 1921 r. wydawać w Krakowie "Rycerza Niepokalanej". W ciągu trzydziestu lat Ks. Kardynał nieraz przysyłał nam wyrazy uznania za pracę wydawniczą, wskazywał [265]jej braki, zachęcał do dalszych wysiłków, a kilka razy nawet, z wielkim zainteresowaniem zwiedzał Niepokalanów i jego urządzenia.

Dwie wojny światowe wypadły podczas jego rządów. Pierwsza zaraz w początkach przyniosła ludności polskiej największe straty i zniszczenia. Setki tysięcy ludzi znalazło się bez dachu nad głową, nie tylko w miejscowościach, gdzie szalała wojna, gdyż Austriacy wysiedlali wszystką ludność mieszkającą koło fortec, a nawet koło Krakowa. Rząd austriacki niewiele dbał o Polaków, tym więcej, że z wybuchem wojny coraz więcej podkreślali swą wolę do samodzielnego państwowego życia. Wiedeńczycy krzywo patrzyli na licznych uciekinierów, którzy zalali ich miasto. Z inicjatywy Księcia Biskupa powstał Książęco-Biskupi Komitet (skrót KBK), który zasilany pomocą zwłaszcza z zagranicy, gdzie na czele tej akcji stał Sienkiewicz, a potem Paderewski, ratował tysiące od głodu, leczył chorych, okrywał obdartych. dawał dach nad głową. Gdzieś zaś na obczyźnie osadzono w barakach wysiedlonych Polaków, tam słał Arcypasterz kapłanów, aby opiekowali się ludnością w nowych tymczasowych warunkach.

W okresie międzywojennym znów zmorą, zwłaszcza większych miast, było bezrobocie. Rok rocznie w jesieni organizował Książe Metropolita pomoc zimową, do tej pracy zachęcał kapłanów, a najmilszą dlań ofiarą było, gdy mu złożono coś na bezrobotnych. Nawet część ofiar zbieranych na tacę w kościołach polecał przeznaczać na biednych.

Nadeszła druga wojna. Z zachodu przez Kraków szły fale ludzi na wschód. Miasto również opustoszało. Ks. Arcybiskup był przeciwny tej masowej ucieczce. Tych, którzy opuścili swe siedziby a potem wrócili, nazywał tchórzami. Wobec hitlerowców zachował zawsze mężną postawę, a ci widząc jego nieugiętość nazywali go nieraz, "dumnym panem", słysząc, że z powodu gadatliwości gestapo wielu aresztowało, zalecał ostrożność w wygłaszaniu swych poglądów wobec nieznanych ludzi.

Hitlerowcy zamknęli katedrę na Wawelu, więziono księży, często złamani ludzie błagali o ratunek dla bliskich uwięzionych. Arcypasterz podnosił wszystkich na duchu.

W ciężkich latach rósł autorytet Ks. Metropolity. Wyczekiwano, kiedy otrzyma kapelusz kardynalski. Gdy go wreszcie papież [266]Pius XII mianował kardynałem, radość była powszechna. Wierni przyjmowali go triumfalnie, gdy jako purpurat wracał z Rzymu.

Kiedy do galerii biskupów na krużgankach franciszkańskich w Krakowie przybędzie z czasem portret Kardynała Sapiehy, długo będzie przypominał zwiedzającym, że i przykładem kapłańskiego życia i serdeczną troską o powierzone sobie dusze i miłosierdziem w ciężkich czy klęski dniach służył całą duszą owieczkom swoim, a jako taki należał do najwybitniejszych arcypasterzy krakowskich.