(Zdarzenie z wojny światowej).
Pewien ranny polski żołnierz opowiadał księdzu czeskiemu ze łzami w oczach:
"Przychodziły na nas chwile, pełne ucisku i trwogi podczas walk morderczych, każdy z nas czekał tylko, kiedy to przyleci ta "jego" - rozumie się - kula. A wtedy przed oczyma duszy stawały nam obrazy domu, żony, rodziców, dzieci i zajęć naszych. I gryzła wtedy duszę jakaś żałość bez upamiętania. Ale w takiej męce uspakajała mnie zawsze modlitwa... Moja mała Maryśka dała mi na drogę ten oto obrazek Najśw. Panienki - mam go wciąż ze sobą. On był moim "skarbem, tak wielkim, że nie odąłbym go za żadne złoto. A gdyby ksiądz był widział, z jaką ufnością to dziecko dawało mi ten obrazek, jak mi mówiło: "Tatusiu, tatuś nie zginie, bo ja dam tatusiowi obrazek Matki Bożej. Matka Boża uratuje tatusia".
Ileżto sposobności było do śmierci, aniby zliczył! A ja zawsze byłem zdrów i cały.
Dopiero przy ataku na bagnety pod... otrzymałem ranę. Wtedy było źle ze mną. Leżałem, jak Łazarz, i żegnałem się już w duszy ze światem. Księdza nie było - tom sobie żal wzbudzał za grzechy i czekałem śmierci. Krew mi wciąż uchodziła, poplamiła ubranie i ściekała na ziemię. Nie straciłem jednak przytomności. Wtedy to z wielkim wysiłkiem wydobyłem obrazek N. Panny, położyłem go na ziemi i zacząłem się modlić. Odmawiałem tę modlitwę, co to się płakać chce, ile razy się ją śpiewa: "Witaj Królowo, Matko miłosierdzia. Do Ciebie wołamy wygnani do Ciebie wzdychamy, jęcząc i płacząc na tym łez padole. Ty więc miłosierne oczy na nas zwróć... łaskawa, o litościwa, o słodka Panno Maryjo! - Jakże śliczna ta modlitwa! Kto nie wierzy, niechby ją mówił tak ja, sam na polu, daleko od swoich, czekając na śmierć. Wtedy też powie co za siłę daje ta modlitwa, co za cierpliwość. Zaraz rozpacz ucieka i jakaś noc czarna, jasno się robi, jakbyś miał kogo przy sobie. Ano jest Matka Boża I ja tylko Panience Najświętszej zawdzięczam, że te okropne chwile bólu i samoty przetrzymałem".
Tu schował wojak mały obrazek Matki Bożej Częstochowskiej i dodał: "Kiedy wrócę, da Bóg do domu, to ten obrazek dam sobie oprawie za szkłem w jak najpiękniejsze ramy, a w domu go zawsze na najpierwszym miejscu na pamiątkę sobie dzieciom"[1].
[1] "Głosy Katolickie", Nº 192.