O ład w rodzinie

(Jeszcze o "teściowej")

Artykuł w Nr. 267 "Rycerza Niepokalanej" (str. 337-338) "o teściowej" wymaga uzupełnienia. I to uzupełnienia dokonanego w sposób gruntowny. Autor bowiem artykułu, mimo iż stoi na stanowisku najpoprawniej katolickim przedstawia tak zagadnienie matki męża czy żony, że niejeden czytelnik może je uważać za zło konieczne, wynikające z samej natury rzeczy, z samej istoty małżeństwa. Może dojść do wniosku, że miłość dwojga ludzi, tworzących rodzinę, musi stać w pewnej sprzeczności z miłością dzieci do rodziców.

Przy głębszym wniknięciu w istotę sprawy musimy przyjść do przekonania, iż w rodzinie prawdziwie chrześcijańskiej, przez Boga zamierzonej, "problem teściowej" nie istnieje.

Nikt nie zaprzeczy, że są liczne rodziny, w których kłótnie i spory powstają na tle stosunku jednego małżonka do matki drugiego. Są one zazwyczaj jawne, smutne, gorszące. Również wielu jest mężów niedobrych dla żon i niedobrych żon dla mężów. Lecz czy wolno nam z tego powodu twierdzić, że kłótnia, albo co gorzej niewierność małżeńska jest nierozdzielnie związana z istotą małżeństwa?

Każdy katolik wie, że tak nie jest. Niezgoda pomiędzy małżonkami wypływa stąd, że nie wypełniają nauki Chrystusa. To samo dotyczy stosunku do matki współmałżonka. Spory te powstają dlatego, że jedna strona, albo najczęściej obie, łamią nakazy Ewangelii i nie starają się dostosować organizacji i ducha rodzinnego do nauki Chrystusa.

Kim jest matka męża czy żony? Kiedy mąż jej żyje, posiada ona własne ognisko rodzinne. Zgodnie z prawem Bożym i przysięgą małżeńską mąż jest jej najbliższym człowiekiem i krąg ich współżycia powinien wyczerpywać podstawowe aspiracje życia rodzinnego.

Inaczej się dzieje, gdy męża nie stało. Wtedy matka - a zazwyczaj już i babka - jest człowiekiem, który stracił własne gniazdo rodzinne i ukochanego towarzysza życia. Teraz niesie krzyż samotności i opuszczenia. Każde szlachetne, nie tylko chrześcijańskie serce rozumie, że w tym położeniu każdy bliźni, nawet obcy, ma z naszej strony prawo do pomocy, pociechy, ukojenia. Matka zaś, obok należnej jej miłości i czci synowskiej, ma prawo do najczulszej opieki ze strony obojga małżonków.

Matka żony... Czyż można nie kochać matki, kochanej przez ukochaną żonę lub przez ukochanego męża?

Prawdą jest, że wspólne współżycie ludzi wymaga wzajemnych ograniczeń, poświęceń i wyrozumiałości. Ale jedno i drugie i trzecie jest obowiązkiem wynikającym z miłości bliźniego. Nawet wtedy, kiedy ten bliźni jest dokuczliwy i przykry.

Matka żony czy męża, zwłaszcza samotna jest normalnym członkiem rodzinnego gniazda i w każdym zdrowym społeczeństwie posiada wyraźnie regulowane stanowisko. Ma prawo do czci i miłości, a obniżanie jej powagi przy pomocy żartów o "teściowych" stoi mniej więcej na tym poziomie kulturalnym co wstrętne dowcipy na temat zdradzonych mężów.

Całe zagadnienie matki męża czy żony rodzi się zazwyczaj z trzech podstawowych grzechów człowieka: "pychy żywota", "pożądliwości oczu" "pożądliwości ciała".

Pycha, niezdrowa ambicja, żądza panowania i wpływu - to pierwsza przyczyna waśni rodzinnych z matką współmałżonka.

Zazwyczaj jest ona nierozumna, wypływająca z instynktu "panowania" w wielu wypadkach działa tu wyraźna pokusa złego, która chce wprowadzić zamęt do rodziny - podstawowej komórki Królestwa Bożego na ziemi. Pokusa pychy rodzi spory o "pierwszeństwo", o "wpływ na córkę", wytwarza kwasy z powodu najniewinniejszych czynów i słów.

Przeciwieństwem pychy jest rozumna pokora chrześcijańska i ona stanowi fundament rodziny. Pokora ta polega na wzajemnym oddawaniu sobie usług, zgodnie z nauką Chrystusa, który będąc Panem i Bogiem umył nogi swym uczniom. Innym zaś razem, gdy matka synów Zebedeusza, prosiła Go o danie im większej godności w Królestwie Niebieskim powiedział: "Ktobykolwiek chciał większym być, będzie wszystkich sługą. Albowiem Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, ale aby służyć i oddać mszę swoją na okup za wielu".

W świetle tych słów wszelkie spory o "wpływ" i "pierwszeństwo" rozwiązują się po prostu przez wzajemną miłość i uczynność. Prawdą jest, Pismo Św[ięte] obok czci synowskiej przyznaje ojcu rodziny stanowisko głowy wspólnoty rodzinnej, ale tu właśnie św. Paweł mężowi każe tak postępować, jak Chrystus wobec swej oblubienicy - Kościoła.

Rodzina chrześcijańska, w której "pierwszeństwo" polega na pierwszeństwie usług i poświęcenia się nie jest czczym wymysłem. Przecież każdy nas zna gniazda rodzinne, w których obok męża i żony króluje ukochana "babcia", opatrzność rodzinna, dzieląca swoje serce pomiędzy dzieci i wnuki, której życie jest jednym, nieustannym, radosnym poświęceniem.

Drugą pokusą, która stwarza zagadnienie "teściowej" jest "pożądliwość oczu" czyli chciwość. "Występuje ona rzadziej, ale tam, gdzie się wkradnie, stwarza w rodzinie piekło na ziemi. Różne mogą być tego przyczyny, najwstrętniejszym widowiskiem jest to, kiedy mąż lub córka dają do poznania, że matka im ciąży. Sama sprawiedliwość wymaga, żeby człowiek, który przeżył w trudzie życie, posiadał obok czci i miłości możliwie znośne warunki istnienia. Nigdy dziecko nie potrafi odwdzięczyć się matce Iw równej mierze za jej lata cierpień, niepokojów i trosk. Opieka materialna nad matką żony jest dla męża świętym obowiązkiem, który zaciągnął w dzień ślubu. A prawdziwy katolik potrafi wypełnić go z miłością szczególnie wtedy, kiedy spożywanie obcego chleba może być dla matki połączone z przykrością.

Trzecia pokusa, która stwarza "problem teściowej" stara się wykorzystać związki krwi. Ślub dziecka zawsze jest połączony z pewnym cierpieniem rodziców. Nadszedł bowiem moment, kiedy trzeba podzielić się w miłości do ukochanej istoty z człowiekiem obcym. Ta troska jest krzyżem, przez Opatrzność przewidzianym, a złagodzić go może tylko wielkie serce chrześcijańskie rodziców, którzy potrafią w nim zmieścić nie tylko córkę, ale i przybranego syna - jej męża. Wtedy jednak pokusa zaczyna syczeć w duszy. Każe dopatrywać się w mężu córki lub żonie syna wszelkich wad. Co więcej, sprawia, że matka głośno oświadcza, że "zasłużyła na lepszego (czy lepszą)". Ten brak roztropności, który przemienia się często w okrucieństwo, zburzył już niejedno szczęście ludzi. Gorzej jest jednak, gdy mąż czy córka w odpowiedzi zaczynają brutalnie występować przeciwko drugiej stronie i zamiast wybaczenia za krzywdę stosują odwet. Wszystko to nie ma nic wspólnego ani z chrześcijaństwem, ani z katolicką rodziną.

Rodzina katolicka, której ośrodkiem jest mąż i żona, obejmuje jako komórka społeczna, powstała z Bożego ustanowienia, szerszy krąg osób: dzieci, rodziców, nieraz innych krewnych, przebywających pod tym samym dachem, często też, w myśl tradycji chrześcijańskich, ludzi obcych, przygarniętych przez rodzinę. Każdy z tych członków pełni rolę własną, godność każdego i prawa każdego winny być uszanowane. Trudności, które powstają przy współżyciu usuwa i naprawia prawdziwa religijność, miłość czynna, gotowość do poświęceń, częste przystępowanie do Sakramentów Św. W tym kręgu osoba matki jednego z małżonków pełni rolę wybitną, niezbędnie dobroczynną. Jej rada, pomoc, powaga, a przede wszystkim serce są jakgdyby odblaskiem miłości, powagi, pomocy Matki Niepokalanej, która jest opiekunką katolickich rodzin. Zrozumienie tej prawdy, o ile się rozszerzy wśród naszych rodzin, pozwoli na pogłębienie ich wzajemnej zwartości, miłości i sprawi, że o "problemie teściowej" nie będzie u nas więcej mowy.