Wyjątek z żywej ballady pt. "Błędne ogniki"
Nieszpory. -
Klęczałem w bocznej nawie świątyni z głową schyloną w gorącej modlitwie do Niej. I nie śmiałem spojrzeć na Jej twarz, na obraz Jej święty i nie śmiałem głowy podnieść, by być Jej spojrzeniem uzdrowiony. Tylko usta moje szeptały: "Pod Twoją obronę, o Matko Ty moja, Królowo moja!"
Nieszpór.
Przez wpół otwarte witraże wpadł zachodni promień słońca i czerwienią oblał białą, kamienną posadzkę. Powoli czołgając się, doszedł do aniołów skrzydlatych, pilnujących ołtarzy, i ożywił je. I zdawało się, że i one modlą się, że i one przytaczają się śpiewem do śpiewu ludu korzącego się u stóp Maryi.
Pod Twoją obronę...
Modliłem się. A czułem, że każda modlitwa pokrzepia, że siły dodaje. I modliłem się jeszcze goręcej.
O Maryjo, Matko Ty moja! Tyś jedna powołała mię napowrót do Boga, nową drogę światła mi wskazałaś. Tyś jedna kazała iść do celu, do Boga z modlitwą na ustach, która potrafi zwyciężyć rozwścieczonego lwa, jakim jest świat. I w tym "a zgiełku światowym, w którym właśnie rodzi się życie ludzkie, w którym się ono rozwija, którego zasady przyjmuje, Ty jedna możesz zwyciężyć, Ty i ten, którego Opiekunką jesteś.
O Maryjo moja - Niepokalana. Wszak ja nie jestem godzien...! ego non sum dignus! Ave Maria!
Gdy skończyłem, cisza już była w świątyni, świece dopalając się błyszczały, ostatni dech przed nocą wydawały kamienne olbrzymy, tylko gdzieniegdzie widać było w mroku klęczącą postać człowieka i słychać szept modlitw.
Mrok cichy, spokojny zalegał i otaczał kamienne figury i kształty, mrok przerywany błyskami świateł gasnących, bladych, jaskrawych, zmieszanych z innym światłem, światłem wiecznym. - I płonęła lampka czerwona, jak gwiazdka, jak serduszko, a promień jej czerwienił kolory śnieżnych marmurów i wszystko kamienne, co przed chwilą żyło, co szeptało modlitwy, było martwe, jak zwykle, było cichą i kamienne, jak zwykle. - A wtedy usłyszałem głos duszy mojej i głos sumienia mego: idź w pokoju, wiara twoja cię uzdrowiła.
Wstałem, i czułem jakąś słodycz, jakąś radość głęboką w sercu. I chciałem dalej szeptać modlitwę swoją, ale już nie tylko słowami, lecz całym sercem, całą duszą i ciałem całym. Modlitwa i wiara, jest lekarstwem, które może cierpiącym ulżyć, schodzących z drogi prawdy i Wiary nawrócić, błądzącym wśród mgieł złudnych świata wskazać cel i ratunek.
I dziś jeszcze kiedy zwątpię, wołam Maryję na ratunek, a gdy łódka życia mego dostaje się w wir światowy, oddaję się Jej cały i z modlitwą na ustach czekam ocalenia.
I dziś jeszcze wołam: "Domine, Domine, non sum dignus, neque dignus eram!"
Panie, Panie, nie jestem godzien, ani byłem!...