Niezwykłe nawrócenie
Drukuj

Dzienniki doniosły niedawno o śmierci słynnej aktorki, która była kiedyś bożyszczem Paryża, gwiazdą teatru, u której stóp widywano monarchów, a której kaprysom nikt nie mógł się oprzeć. W r. 1913 nagle opuściła sceną i najzupełniej zniknęła dla świata. Umarła obecnie w małej górskiej wiosce, pozostawiając przykład nagłego i zupełnego nawrócenia, które pociągnęło za sobą całkowite wyrzeczenie się sławy, powodzenia i majątku. Na jej grobie zostanie umieszczony według jej życzenia napis: "Tu leży Ewa Lavalliere, (czyt. Lawaijer) urodzona w Tulonie w r. 1875, zmarła 10-go lipca 1929 jako tercjarka franciszkańska", oraz modlitwa którą pokutnica Tais zwykłą była odmawiać: "Któryś mnie stworzył, zmiłuj się nademną".

Wiele pisano o artystce, o jej niezrównanym talencie, a nie wydawało się bynajmniej, by jej życie kierowało się ku Bogu. Ale Opatrzność ma ukryte swe drogi i Bóg przemówił o swojej godzinie; słowa Jego głębokie i jasne, a nagłe i nieodparte, usłyszała w maju 1917 r. Bóg posłużył się pewnym kapłanem wiejskim. Zajmowała się spirytyzmem. Kapłan ten jej powiedział:

- Pani wierzy w szatana, skoro pani wie, że weszła z nim w komunikację. Niechże się pani ma na baczności! Mogłaby się pani kiedyś znaleźć w bezpośredniem z nim zetknięciu...

Wstrząśnięta do głębi i nagle oświecona, zwierza się artystka wiernej swej Leonie:

- Jeśli szatan istnieje, to i Bóg istnieje. Więc cóż ja robię? Jakież moje życie?.

Po raz pierwszy stawał Bóg przed jej umysłem i sercem. Będzie mogła później powiedzieć, że przyszła do Boga przez szatana, - W kilka dni później kapłan ten przyniósł Ewie Lavalliere "życie Marji Magdaleny" - czytała tę książkę z niewypowiedzianem wzruszeniem. Łaska najwidoczniej napełniała jej duszę. Była to chwila przełomowa; w czerwcu tego roku z prawdziwie anielską pobożnością przystąpiła wraz z nieodłączną swą towarzyszką Leoną do spowiedzi generalnej i pierwszej Komunji św. Któżby potrafił oddać to pierwsze spotkanie z Chrystusem nowej Magdaleny!..

"Zawsze, we wszystkiem Panie, Twa święta wola, a nigdy moja" - napisze później. I tej woli Bożej szuka całą duszą. Dobrowolnie, niezrównana artystka, która swą piękność i życie poświęciła teatrowi, rozwiązuje swe zobowiązania. Sprzedaje wielkiej wartości klejnoty, futra, meble, do których była tak przywiązaną. Zachowuje sobie tylko rzeczy konieczne, aby mogła, jeśli Bóg pozwoli i jak tego bardzo pragnie, wstąpić do Karmelu. Służbę swoją obdarowuję hojnie, by im zapewnić spokojną starość. I tak pozbywszy się wszystkiego, z małym kuferkiem w ręku wyjeżdża wraz z Leoną do Lourdes. Zostanie tam cztery lata, żyjąc w ubóstwie i w modlitwie, zbierając (w grudniu) odmrożonemi rękami drzewo w lesie na opał ubogiego mieszkania.

Nie mogąc wstąpić do Karmelu osiedla się w Thuillieres, (czyt Tijer) ubogiej i samotnej wsi górskiej w Wogezach. Wstępuje do III Zakonu św. O. Franciszka i staje się "Siostrą Ewą". Za poradą arcybiskupa Kartaginy udaje się z Leoną do Afryki, by tam poświęcać się dla najbardziej opuszczonych. W Tunisie kieruje szkołą pielęgniarek, idzie w pustynię, dochodzi aż do Zaghouan, aż do Kef. Ale zdrowie zmusza ją do powrotu. Wola Boża! Wraca do Francji i osiedla się z powrotem w Thuillieres. Codziennie przystępuje do Komunji św. Nie przyjmuje wizyt osób, które ją aż w tej samotności odnajdują. Modli się, medytuje, upokarza się. A szczególnie oddaje się dziełom miłosierdzia. Żadna bieda ludzka nie jest jej obojętną. Ale zdrowie jej się pogarsza. Straszne cierpienia nękają ją przez dwa lata, przyjmuje je z radością. Dwa razy na tydzień otrzymuje Komunję św., a gdy stan się pogarsza, przyjmuje z przejęciem Ostatnie Namaszczenie. Leona wspiera umierającą. Kilka tygodni przed śmiercią okazuje się potrzeba operacji oka. Trzeba zaszyć na kilka dni powieki, a niepodobna jej uśpić. Wola jej czerpie siły we wierze. W pośród cierpień, które muszą być nieopisane, pozostaje niewzruszoną.

Życie chorej dobiegało jednak końca. W środę, dzień św. Józefa, do którego miała szczególne nabożeństwo, rozpoczęła się agonja. Nie może już mówić, ale przytomną będzie do końca. Kapłan odmawia modlitwy za umierających. Po każdej prośbie, którą kapłan wymienia, chora kładzie rękę na krucyfiksie. Słońce właśnie wschodzi i napełnia złotym blaskiem pokój umierającej. Siostra Ewa, podtrzymywana przez swą towarzyszkę, patrzy z usilną prośbą na zastępcę Chrystusa. Podnosi on rękę błogosławiącą, by po raz ostatni dać jej rozgrzeszenie. Gdy wymawiał ostatnie słowo, Ewa Lavalliere oddała ducha.

wedł. "La Croix."