Niepokalana mnie uratowała
Drukuj

Najpierw beztroska młodość... lata nauki w szkole powszechnej... później praca zawodowa w ślusarstwie. Zawsze pod opieką Matki Najśw., do Niej się uciekałem we wszystkich swych potrzebach...

Ale to nie trwało długo. Dostałem się do grona kolegów złego prowadzenia się uległem ich złym namowom. Przekroczyłem przykazanie szóste... Od tego czasu piekło dopuściło szturm do mej podciętej duszy... Grzęzłem coraz to głębiej w śliskie błoto grzechu. Pijaństwo, rozpusta, oto me życie...

Tak żyłem wiele lat.

Aż wreszcie przyszła straszna choroba, a co za tym idzie - niezdolność do pracy i niechęć do życia. Chciałem się leczyć, lecz z braku pracy nie miałem pieniędzy. Począłem kraść.

Od tej pory, tj. od r. 1926, tylko bramy więzień otwierały i zamykały się za mną. 10 lat swego młodzieńczego życia spędziłem w murach więziennych. Odsiadywałem kary w więzieniach: w Piotrkowie Tryb., w Częstochowie, Lublinie, Równem, Rybniku i Płocku.

Do Płocka zostałem przetransportowany 1 lutego 1938 r. z Piotrkowa jako niepoprawny recydywista do więzienia izolacyjnego (samotnego). Ścisły rygor i ostra dyscyplina wpłynęły, żem zaczął myśleć o popełnieniu samobójstwa... W duszy czułem wprost piekło. Sądziłem, że to Pan Bóg mnie karze i całą swą wściekłość skierowałem przeciwko Niemu.

W chwili tak zbuntowanego ducha przemknęła mi myśl, by się ratować. Ale jak - nie potrafiłem sobie odpowiedzieć.

Jednego dnia dozorca więzienia stanął we drzwiach mojej celi, trzymając plik "Rycerza Niepokalanej". Poprosiłem go, ażeby mi dał do przeglądnięcia. Otrzymałem dwa egzemplarze.

Pierwszy raz w życiu zacząłem czytać "Rycerza". Przeczytałem drobne wiadomości niektóre artykuły, oglądnąłem ilustracje i odłożyłem na bok. Do dalszego czytania nie miałem chęci. Jednak monotonny tryb życia w celi więziennej, wiercące umysł myśli samobójcze, oraz chęć ratowania się przed wpływem szatana, skłoniły mnie, żem ponownie wziął do ręki odrzucone pismo. Teraz czytałem wszystko, od początku do końca i... "podziękowania" także. Po przeczytaniu kilku wstąpiła we mnie jakaś otucha i chęć do nowego, uczciwego życia.

- Dlaczego tylu ludzi - powtarzałem sobie - nawiedzonych rozmaitymi ciężkimi chorobami i nieszczęściami może korzystać z dobrodziejstw Matki Niepokalanej, a ja nie? Czy dla mnie już nie ma żadnego ratunku?

Odczuwałem ogromny strach, że dusza moja jest przeznaczona na potępienie. 12 lat nie byłem u spowiedzi...

Ale jakaś zbawcza iskierka ufności w pomoc Ucieczki grzeszników przeszyła me serce, a wola powzięła silne postanowienie ratowania mej grzesznej duszy. Upadłem na kolana, a o kamienne sklepienie celi więziennej uderzyły słowa modlitwy...

Zaskorupiała pokrywa mej duszy zaczęła pękać...

Zbliżała się Wielkanoc.

Błagalną i gorącą prośbę zaniosłem do Matuchny Niepokalanej, aby mi dała łaskę szczerej spowiedzi św. i dobrego żalu za moje grzeszne życie. Niepokalana nie opuściła mnie. Przy Jej pomocy odbyłem dobrze spowiedź Św., a osłabiony duch zasilony został Komunią św.

Obecnie czuję się bardzo szczęśliwy. W krótkim czasie po swym nawróceniu, czegom się wcale nie spodziewał, zostałem zatrudniony pracą, która czyni lżejszym odsiadywanie kary w więzieniu izolacyjnym.

Za te wszystkie łaski i za opiekę w ciągu 12 lat mego oddalenia się od Boga składam Matce Najświętszej serdeczne podziękowanie.

wyjęte z "Gościa Niedzielnego" z 25 lutego 1945 r.