Niech miłość dla Chrystusa połączy was z nami

Obecnie zastanowić się wypada nad zagadnieniami nieco trudniejszymi dzielącymi prawosławie od Kościoła Katolickiego. Najważniejszym z nich jest spór o pochodzenie Ducha Św. Kościół Rzymsko-Katolicki naucza, że Słowo czyli druga osoba Trójcy Św. zostało zrodzone przez Boga Ojca, zaś Duch Św. pochodzi przez jedno tchnienie od Ojca i od Syna. Ze strony natomiast uczonych teologów wschodnich wysuwa się twierdzenie, jakoby Duch Św. miał pochodzić tylko od Boga Ojca. Trudno coś zdecydowanego powiedzieć, czy o zagadnienie w ogóle istnieje w kościele schizmatyckim. Twierdzenie bowiem o pochodzeniu Ducha Św. od samego Ojca nie jest wiarą powszechną Kościoła Wschodniego, lecz prywatnym raczej zdaniem teologów.

Na unijnym soborze florenckim dotychczas formalnie przez kościół prawosławny nieodwołanym widnieją przecież podpisy wszystkich zebranych biskupów greckich, uznających wiarę Kościoła Katolickiego o pochodzeniu Ducha Św. od Ojca i Syna. Prawosławni nie mogą się tu powoływać na dokumenty soborowe, bo takich absolutnie znaleźć nie można, które by wyraźnie potwierdzały ich nieuzasadnione mniemania.

Toteż zarzut, skierowany pod adresem Kościoła Katolickiego, że podaje wiarę nieprawdziwą, jest niesłuszny, Kościół Wschodni bowiem od początku wyznawał wiarę katolicką, świadczą o tym stare teksty liturgiczne. Zdania natomiast heretyckie, głoszone przez niektórych teologów prawosławnych, nie posiadają żadnej powagi, jako pochodzące od osób prywatnych. Nie ma zresztą wśród nich zgody, i tak autor prawnego dzieła zwanego Pedalion wypowiada się za pochodzeniem Ducha Św. od Ojca tylko, podczas gdy oberprokurator świętego synodu rosyjskiego uważa tę kwestię za nieistniejącą. Tak samo prawosławne synody nie były pod tym względem jednomyślne; niektóre wypowiadały się za opinią Kościoła Katolickiego, inne sprawę tę pomijały milczeniem. Następną sprawą rzekomo dzielącą prawosławie od Kościoła jest nieporozumienie w sprawie konsekracji.

Kościół Katolicki od początku swego istnienia uczy, że przeistoczenie odbywa się w tej chwili, gdy kapłan wymawia nad postaciami chleba i wina Chrystusowe słowa z Ostatniej Wieczerzy: "To jest ciało moje, to jest krew moja." Upłynęły wieki całe i nikt tej prawdy nie podawał w wątpliwość, aż w dwieście lat po dokonanej schizmie znaleźli się uczeni teologowie prawosławni, twierdząc, że przeistoczenie odbywa się nie w chwili wymawiania słów powyższych, lecz dopiero podczas modlitwy do Ducha Św., znajdującej się we Mszy wschodniej zaraz po podniesieniu. I tu również ci niezgodni teologowie nie mają żadnej racji, bo na podstawie Ewangelii wiemy, że Chrystus ustanowił Najświętszy Sakrament, wymawiając znane nam słowa konsekracji, natomiast o żadnej modlitwie do Ducha Św. nic nam Pismo Św. nie wspomina. Zresztą podobnie jak w wielu innych kwestiach tak i tu szereg teologów prawosławnych wręcz się wypowiadają za nauką katolicką. Również wschodnie synody odbywane w różnych czasach potwierdzają słuszność nauki katolickiej.

Nie można również pominąć milczeniem kwestii czyśćca, którego nie chcą uznać niektórzy teologowie prawosł., twierdząc niesłusznie, że dusze po rozłączeniu z ciałem natychmiast idą do nieba lub na potępienie. Nie jest to jednak ani prawdziwą ani powszechną wiarą Kościoła Wschodniego. Wiele synodów prawosławnych wyraźnie mówi o tym, że dusze mające lekkie winy do odpokutowania cierpią po śmierci męki, lecz mają pewność przyszłego zbawienia i rzeczywiście mogą być wybawione z miejsca mąk przez miłosierdzie Boże, modlitwy kapłanów, jałmużny krewnych, a zwłaszcza ofiarowaną za nich Najświętszą Ofiarę Mszy św. Rozpowszechnione na Wschodzie nabożeństwo za dusze zmarłych jest oczywistym dowodem wiary prawosławnych w istnienie jakiegoś miejsca pokuty za popełnione lekkie winy. A więc i pod tym względem wiara Kościoła Wschodniego nie jest zasadniczo różną. Rozbieżności istniejące albo dotyczą rzeczy nieistotnych, albo są tylko prywatnymi opiniami nie posiadającymi za sobą powagi lub powszechnej wiary wyznawców prawosławia.

Znamiennym jest dla Kościoła Wschodniego kult do Matki Najświętszej; a jednak zapaleni w dyskusjach przeciw katolicyzmowi teologowie prawosławni znaleźli i tu zarzuty i różnice dogmatyczne. Zaprzeczają oni mianowicie Niepokalanego Poczęcia Najśw. Marii Pannie, twierdząc, że Kościół Katolicki ogłaszając tę prawdę wprowadza nowe dogmaty. - Stanowisko to jest całkowicie fałszywe, ponieważ o Niepokalanym Poczęciu jako rzeczy pewnej mówi cała tradycja chrześcijańska. Stare synody zwłaszcza odbywane na Wschodzie wyraźnie mówią o Matce Boskiej jako Niepokalanej, a modlitwy wschodnich ksiąg liturgicznych, zwłaszcza w dniu 9 grudnia i 9 września (Poczęcie i Narodzenie M. B.) po prostu domagają się uznania prawdy o Niepokalanym Poczęciu. Matka Najświętsza jest tam nazywana Czystą Gołębicą, Świątynią, Jutrzenką świetlistą, Jutrznią łaski Bożej.

Fakt Niepokalanego Poczęcia jest tak dobitnie wyrażony w starej nauce Kościoła, że tylko zaślepiony umysł może wysuwać co do tego wątpliwości. Raczej niechęć do Kościoła Rzymskiego, a nie umiłowanie prawdy kierowało tymi ludźmi, którzy się ośmielili tę prawdę oczywistą zaprzeczyć. Toteż słusznie powiedział pewien katolicki pisarz rosyjski, że gdyby Papież zaprzeczył (co jest niemożliwością, bo jest nieomylnym) Niepokalane Poczęcie, a natychmiast ci sami teologowie, co dziś z tym dogmatem walczą, stanęliby w jego obronie, nazywając herytykiem Biskupa Rzymskiego, który ośmielił się zmienić dogmat znany w Kościele już od 1600 lat. Mamy tu jeszcze jeden dowód, dokąd zła wola, niechęć i uprzedzenie mogą doprowadzić.

Pozostała nam jeszcze jedna trudność, która najbardziej może utrudnia połączenie Kościoła Wschodniego z Rzymem. Jest nią uznanie Papieża jako głowy i rządcy Kościoła Powszechnego. Wyznanie wiary w "jeden, święty, katolicki i apostolski Kościół", odmawia się we Mszy wschodniej jak i łacińskiej.

Z pisma Św. wiemy, że św. Piotr otrzymał od Chrystusa najwyższą władzę nad Kościołem. o śmierci zaś św. Piotra jego następcy Biskupi Rzymscy władzę tę odziedziczyli i po dziś dzień ją dzierżą. Jest to prawda uznana od początku chrześcijaństwa, a już sobór efeski w 431 uważa ją za dogmat, w który każdy katolik winien wierzyć. I rzeczywiście cały Kościół Wschodni aż do chwili zerwania z Rzymem uznawał w Papieżu Rzymskim Najwyższego Namiestnika Chrystusowego. Sobór drugi w Nicei w 787 roku powiada, że bez zatwierdzenia Papieża żaden sobór nie posiada mocy obowiązującej. Nie jest to zresztą nowością w tradycji Kościoła, historia soborów ten fakt w zupełności potwierdza. By synod jaki miał moc obowiązującą musiał się odbywać pod przewodnictwem posłów papieskich, a następnie powinien być zatwierdzonym przez Papieża. Na ten fakt niezaprzeczony zgadzają się i dzisiejsi teologowie prawosławni. Wspomniany już urzędowy kodeks dzisiejszego prawosławia greckiego otwarcie wyznaje, że np. sobór konstantynopolitański powszechność otrzymał nie dlatego, że zebrało się na nim wielu biskupów, lecz przez zatwierdzenie papieskie. Jeżeli więc od woli Biskupa Rzymskiego zależała ważność soboru jako powszechnego, to władza jego nie mogła być prostym tylko pierwszeństwem honorowym, lecz rzeczywistą władzą nad sumieniami chrześcijan.

Jak więc dzisiejsi prawosławni mogą twierdzić, że Biskup Rzymu nie ma większej władzy niż patriarchowie wschodni, skoro wiemy, z historii, że właśnie ci patriarchowie, jak Focjusz, zwracali się do Papieży z prośbą o zatwierdzenie ich na urzędzie. Widocznie rozumieli, że bez tego zatwierdzenia godności ich nie byłyby ważne. Gdyby nawet nie wspominać o dawnych czasach nienaruszonej jedności, to mamy stosunkowo świeższe fakty uznania władzy papieża przez Wschód prawosławny. Przypomnijmy sobie tylko sobór lioński i florencki, na których podpisał Wschód akt Unii. W uroczystym wyznaniu wiary przyjmował prawosławny Wschód wszystkie artykuły Wiary Kościoła Rzymskiego, uznawał w Papieżu rzeczywistego Namiestnika Chrystusowego, prawdziwego Rządcę Kościoła. A ta Unia zawarta na soborze liońskim i florenckim nie została przecież zerwana, prawnie trwa ona po dzień dzisiejszy i teologowie prawosławni, występując przeciw Papieżowi, nie są tym samym zgodni z nauką własnego kościoła.

Z powyższych uwag nie trudno o wniosek, że wszystkie te trudności wysuwane jako zasadnicze przeszkody w dziele zjednoczenia Kościoła, są raczej pretekstem niechęci naszych odłączonych Braci na Wschodzie do Kościoła Łacińskiego. Najpierwszą więc obecnie jest rzeczą, by tę przeszkodę najważniejszy usunąć, a gdy w sercach zapanuje miłość, nastanie z pewnością upragniona przez Chrystusa jedna Owczarnia i Jeden Pasterz.