W kościele parafialnym w Boleszynie - Boleszyn w diecezji Chełmińskiej - już dawno po Mszy świętej. Ludzie powychodzili z kościoła, stanęli na dziedzińcu przy głównych drzwiach i stoją i nie rozchodzą się.... czekają na coś. Naraz krzyknął ktoś z obecnych, tak półgłosem: "już go wynoszą patrzcie! patrzcie!" Wszyscy, jakby na komendę zwrócili głowy ku drzwiom w których ukazała się grupka ludzi niosąca na fotelu ciężko chorego mężczyznę. Strasznie wycieńczony, blady jak trup, oczy w dołach, policzki głęboko zapadnięte, usta spalone; a taki jakiś smutny! Łzy duże białe jak zimne krople rosy zalewają mu oczy.
I ci co go niosą, także smutni, przygnębieni, jakby rozczarowani.
Chory ten, to pan Grzegorz Pajewski. Przez pięć tygodni prawie już nie jadł , bo żołądek nie mógł przyjąć żadnego pokarmu. To też osłabł bardzo i już przytomność tracił. Medycyna nie pomogła! Mądrość uczonych zawiodła! Więc zwrócił się do Matki Bolesnej, słynącej cudami w Boleszynie, by u Niej znaleść pomoc.
Kobiety widząc tak schorzałego poczęły szlochać, i szeptać między sobą. Biedak, biedak! Nie wysłuchała go Matka Boża! - mówiły niektóre - jak go przynieśli tak go i wynoszą! Na nic wszystko".
"E bo po cóż to przyjeżdżać z takim chorym, powiadają inne. Taką podróżą w kwietniu dobić tylko można chorego. Myślą, że jak stawią chorego przed cudowny obraz, to go Matka Boża musi uzdrowić! Nie! Matka Boża i bez tego może uzdrowić, nawet w domu... nawet na łóżku".
"I czegóż tak mówicie, unoszą się inne. Jak byście bez serca byli! Taki chory, aż litość wzbiera a wy zamiast westchnąć za niego o miłosierdzie, to jeszcze krytykujecie. Przecież to wiara z jego strony wielka. Taki pan, tyle ma różnych lekarzy i lekarstw, a on na cudowne miejsce kazał się zawieść i tak się modlił serdecznie.... Widocznie wierzy i ufa bardzo w dobroć i potęgę Najświętszej Panienki. Ona go nie opuści".
"E można wierzyć odpowiadają tamte, można ufać, a na utratę życia się nie narażać".
Tymczasem chorego włożono do powozu i ruszono z powrotem na wieś, do domu, gdzie stał kwaterą. Konie idą powoli z nogi na nogę. Pospuszczały głowy swe ku ziemi, jak gdyby i one współczuły ze swym panem. Ani nie parsknie, nie zarży żaden, ani nie rzuci się energiczniej.
Za powozem biegną owe radosne zwiastuny nadziei wiosny, złociste promienie słońca. Już go dopędziły! Już go oblały światłem. Wpadają przez okienko i do wnętrza powozu i szukają chorego. Już go znalazły! Już go muskają po twarzy, tak łagodnie, tak lekko i zdają się przemawiać do niego: "nie smuć się! nie przesta[wa]j prosić! nie przesta[wa]j ufać! Najświętsza Panienka Cię nie opuści". I uśmiechał się chory i otworzył oczy i jakby odpowiadając szepnął: "O Maryjo ufam! ufam!
Na drugi dzień rano znowu zawieziono chorego do kościoła na Mszę świętą. Ludzi zebrało się jeszcze więcej. Wszyscy ciekawi, co się też stanie? Czy Matka Boża uzdrowi go, czy nie? 1 modlono się długo, serdecznie i podczas Mszy świętej i potem i wrócono do domu bez zmiany na lepsze. I znów dały się słyszeć wokoło różne słowa to utyskiwań: "po cóż to urządzać takie komedie", to prośby za nieszczęśliwym: "o Boże ulituj się nad nim" to ufności: "Matka Boża go pocieszy".
Na trzeci dzień o tej samej porze co w dniach poprzednich zajeżdża powóz przed dom po chorego. Zaledwie stanął a tu wybiega ktoś ze służby i krzyczy: "pan zdrów! pan zdrów! piechotą pójdziemy, tak kazał, wracaj natychmiast!" Woźnica nie chce wierzyć; "jak to zdrów? kto? pan zdrów!? E, gadanie!" "No pan! słyszycie przecież! zdrów! Właśnie przed chwilą przyszliśmy do niego, do pokoju, by go brać na fotela on próbuje się dźwigać sam i dźwiga się i woła: "o Matko Boża! to ja się czuję jakoś silny! to ja zdrowy!
O Maryjo! o Maryjo!" I próbuje chodzić, i biega po pokoju tam i nazad i rękami wywija... W jednej chwili gdzieś choroba zniknęła. I ubrał się sam. I mamy wszyscy pójść piechotą do kościoła". I odjechał woźnica. A wiadomość o uzdrowieniu biegła od chaty do chaty!
I stało się poruszenie wielkie. Cała wieś rzuciła się pędem na drogę wiodącą do kościoła, by zobaczyć uzdrowionego panami widzieli go i poszli do kościoła za nim i z uniesieniem wielkiem, a serdecznym wysławiali razem dobroć Cudownej Panienki.
A pan Pajewski pozostał jeszcze przez dwa tygodnie w Boleszynie, by z wdzięczności za otrzymane zdrowie korzyć się przed Cudownym Obrazem. Ofiarował też 40 tynfów na srebrną sukienkę dla Matki Bożej, którą wtenczas do Jej obrazu sprawiono.
Rycerzu Niepokalanej! Jakie to mnóstwo między nami znajduje się takich ciężko chorych; duchowo chorych, to jest grzeszników nałogowych. Nie mogą przyjść do zdrowia i nie i nie. O zachęcaj ich niech proszą Najświętszej Panienki ale wytrwale długo, długo i umartwień niech nie żałują dla Niej, a Ona na pewno ich uzdrowi.
Jeśli lękasz się przystąpić do Boga podnieś oczy do Maryi; nie znajdziesz w Niej nic zgoła czegobyś się miał obawiać.
Hugo od św. Wiktora