Nie wydał kolegów

Gestapowcy wpadli na trop jednej z wielu organizacji, aresztując licznych jej członków, wśród nich 20-letniego młodzieńca. Ze szczególną pieczołowitością zaopiekowali się nim jako hersztem tych "polskich band" Zieliński i Flaszka, znane ludności Rzeszowa krwiożercze wampiry. Życie około 200 ludzi wisiało na włosku i było w ręku tego jednego więźnia. Z głębokim smutkiem i niepewnością czytali Rzeszowianie nazwiska przeznaczonych na śmierć.

Z niepokojem patrzyli koledzy, jak z celi więziennej brano ich przywódcę na badania. Przez dwa tygodnie znęcało się nad nim Gestapo, łamiąc mu kości, czaszkę, szczęki, kopiąc i poniewierając w okropny sposób. Do celi wrzucono go zielonego, bladego jak ziemia i podobnego raczej do szkieletu niż do człowieka.

Wspartego o ścianę studenta obstąpili zaraz koledzy, pytając czy ich i organizacji nie wydał. On z trudem wielkim wystękał przez zęby:

- Nic nie powiedziałem.

Po dwu tygodniach "lepszego odżywienia" kaci z trupią główką wzięli go znowu na dalsze męki, tym razem na trzy tygodnie. I powtórzyła się ta sama scena.

Ostatni raz męczono go aż cztery tygodnie i prawie bez życia odesłano z powrotem do celi więziennej. Oczy miał wybite, szczęki i ręce połamane.

Teraz koledzy zwątpili i nie pytali o nic. W takich katuszach każdy by mógł się załamać. Jeden z nich najśmielszy i najlepszy kolega męczennika, zbliżył się do niego i zapytał:

- Co, wszystkich wydałeś?

Nic nie odpowiedział, tylko zaczął czegoś szukać w kieszeni, ale nie mógł nic z niej wydobyć. Pomogli mu zaciekawieni koledzy i z kieszeni wyjęli różaniec. Zmasakrowany podniósł różaniec do góry, jak ksiądz monstrancję i błogosławiąc zebranych współtowarzyszy krzyżem kreślonym w powietrzu wypowiedział z naciskiem:

- Nie, nie, nic i nikogo nie wydałem! Matka Najświętsza była moją mocą!

Młodzieniec ten nazywa się Tondera.

Niepokalana cierpiała ze swym rycerzem i udzielała mu siły. Ona jest słabych mocą i siłą zwycięską!