"Wstań, spiesz się przyjaciółko moja... boć już zima minęła, deszcz przeszedł i przestał. Ukazały się kwiatki po ziemi naszej, przyszedł czas winnic obrzynania... głos synogarlicy słyszan jest w ziemi naszej... figa wypuściła niedojrzałe figi swoje..., winnica kwitnąca wydała woń swoją... wstań przyjaciółko moja, piękna moja, a przyjdź". (Pieśń nad pieśniami 2.)
Takimi słowy wzywa i przyzywa oblubieniec oblubienicę swoją i zaprasza, by przyszła do niego. Wiosna się zaczęła w dolinie Ezdrelonu i na wzgórzach Karmelu nie znać już śladów zimy, a na zboczach Taboru i Hermonu, na skokach Nebi Sa’in wypuściły pierwsze pędy figowe drzewa i zazieleniły się winnice. Więc przyjdź oblubienico, aby się radować szczęściem, wiosną.
I u nas nadeszła wiosna. Mają się łąki, zieleni niwa, białym kwieciem okryły się wiśnie, grusze i jabłoni?, śpiewa nad głową skowronek...
Wiosna... maj... Więc dusza nasza woła tak, jak wołał oblubieniec w pieśni nad pieśniami: "przyjdź... przyjdą oblubienico moja i przynieś ze sobą wiele szczęścia, abyśmy się wspólnie cieszyć mogli".
A któraż to oblubienica duszy mojej i twojej i nas wszystkich? To kwiat Galilei, Panienka z Nazaretu - Miriam.
Do Niej to, Oblubienicy serc ludzkich, zwracamy się w szczególniejszy sposób S nadejściem wiosny, kiedy pola się mają, a ptak wesoło nad głową rolnika Bogu na cześć, a człowiekowi na rozweselenie serca swą piosenkę nuci. Do Niej też, tej naszej najdroższej Oblubienicy, my Jej niegodni rycerze wołamy w tym pięknym miesiącu maju: "wstań, spiesz się i przyjdź Przyjaciółko i Pani nasza".
Przywołajmy sobie na pamięć obrazek z przed wielu - wielu wieków. Popatrzmy przez chwil kilka na ten wspaniały kwiat Galilei i białą lilię Ezdrelonu, bo od Niej bije czar, jak od wiosny, bo bije od Niej zapach "jako promień dymu z wonnych rzeczy miry i kadzidła". (Pieśń nad pieśniami).
Pójdźmy przepiękną doliną Ezdrelonu ku stokom wzgórza Nebi Sa’in w Galilei. Do stoku góry przytuliła się mieścina niewielka. Naprawdę, że się przytuliła, a nawet można powiedzieć, wrosła w zbocze wzgórza. Bo domki, w których mieszkają biedni mieszczanie, rolnicy, rzemieślnicy i pracownicy z dnia, to przeważnie pieczary naturalne, nieco przez człowieka na schron i siedzibę ludzką przysposobione. Cisza tam panuje prawie niezamącona, bo miasteczko leży wprawdzie przy głównym trakcie wiodącym do Damaszku, ale tak się do skalistego przylepiło wzgórza, jak niemowlę do matczynej piersi. Prawie go nie spostrzeżesz. Ale za to, jeśli wyjdziesz ku szczytowi wzgórza i popatrzysz na szeroki krajobraz, jaki się przed tobą roztacza, to niemiejesz z podziwu i wewnętrznego zachwytu. Spojrzysz ku zachodowi, a tam w dali czerni ssę nieskończenie daleko czarna tafla Morza Śródziemnego. Na południe rozłożył się olbrzym, któremu imię góra Karmel Wyciągnął cielsko swoje i nadstawił garb na działanie promieni słonecznych... Na wschód wznosi się stożkowato góra Tabor, a tam dalej jeszcze dolina Jordanu. A nad głową roześmiane, bezchmurne niebo.
Miasteczko to niewielkie, to kwiat Galilei, Nazaret. A w nim chowa się drugi kwiat Galilei, lilia Ezdrelonu - Miriam.
W ubogim, jak zresztą wszystkie inne, domku mieszkają małżonkowie, których już życie dobrze ku ziemi pochyliło, a obok nich dzieweczka niepospolitej urody i wdzięku. Rodzice, to Joachim i Anna. Biedni wprawdzie, ale z królewskiej rodziny Dawida ród swój wywodzący. Dał im Bóg dziecię już w późniejszych latach życia, bo prosili Go o to gorąco, by ich jako niepłodnych nie dotknęła hańba, jaką prawo Mojżeszowe rzucało na małżeństwa bezdzietne. Dzieweczce, którą zawdzięczali więcej łasce Bożej, aniżeli prawu natury, dali imię Miriam. Cóż to za pociecha dla ludzi chylących się już ku zachodowi życia, młoda latorośl w obejściu domowym! A mieli się czym radować Joachim i Anna, bo takiej dzieweczki nie było ani w Nazarecie, ani w całym promieniu okolicznych osad, ani nawet w przebogatej i wspanialej Jerozolimie, dokąd co roku na święta Paschy pielgrzymkę odprawiali. Obdarzył Ją Pan przymiotami ciała i duszy. Bije z Jej przepięknej twarzyczki czar, a oczy Jej wielkie i jasne jak toń jeziora Genezaret, gdy żaden wietrzyk nie mąci jego fali, patrzą gdzieś w dal nieokreśloną, w zaświaty. "Oczy Twoje gołębie... włosy Twoje jako stada kóz, które zstąpiły z góry Galaad..., Zęby Twoje, jako trzody owiec postrzyżonych, które wyszły z kąpieli... Jako tkanica karmazynowa wargi Twoje, a wymowa Twoja wdzięczna... Jako ułomek jabłka, granatowego, tak jagody Twoje... Jako wieża Dawidowa szyja Twoja..." (Pieśń nad pieśniami).
A Dobroć jakaś wewnętrzna, zaziemska opromienia Ją, tę dzieweczkę nazaretańską, że ci co koło Niej przechodzą przystają na uliczkach miasta czy na ścieżkach polnych. I niejedna z matek nazaretańskich mówi do sąsiadki swojej: "oto przemiła córka Joachima i Anny"... A niejeden rolnik powracający do chaty po ciężkiej pracy we winnicy swojej, przystawał na widok Miriam, bo na Jej widok zapomniał o trudzie dnia. Nawet dziki pasterz kóz, wracający z trzodą na wieczorny spoczynek, przerywał na widok dzieweczki swoją frywolną piosenkę i w milczeniu a ciszy zapędzał trzódkę do obory.
Rodzice odesłali Ją do świątyni w Jerozolimie, aby sobie przyswoiła trudną sztukę pisania, zapoznała się z pismem i dziejami narodu, a nadto nauczyła się kobiecych prac I porządków. Po skończeniu szkoły powróciła do rodzinnego miasteczka, do ukochanych rodziców, do umiłowanych stoków wzgórza Nebi Sa’in, pomiędzy ukochane kwiaty ezdrelońskich łąk.
Trzeba się wziąć do pracy, bo życie ciężkie, a matka z każdym dniem upada na siłach. Więc Miriam zakasuje rękawy i krząta się koło domowego gospodarstwa. Widzisz ją w obejściu, jak niesie naręcze gałązek uschłej winnej macicy, aby na kominku rozpalić ogień i przygotować strawę, jak opłukuje dzbanki, amfory, kociołki i misy - naczynia codziennego domowego użytku. Jakżeż często spotkasz tę dzieweczkę, jak w towarzystwie rówieśnic Swoich idzie w skromnej sukience z amforą na głowie, do źródła, które leży tuż poza miasteczkiem przy drodze, aby zaczerpnąć wody. I nie wyróżnią się niczym od towarzyszek Swoich, chyba tą niebiańską słodyczą w obejściu i tym czarem wewnętrznym, który od Niej bije.
Nie trzeba myśleć, że Miriam unika towarzystwa ludzkiego, że stroni od towarzyszek, rówieśnic i przyjaciółek Swoich. Nie. Przecież Ona kocha ludzi, bo nie ma człowieka dobrego, który by po Bogu nie kochał bliźnich. W pewnych chwilach, podczas uroczystości bywa w domach nazaretan, bawi się w gronie przyjaciółek i znajomych. A wszyscy kochają małą Miriam, bo Jej nie kochać, nie można.
Ale to rzadkie chwile, w których przebywa wpośród ludzi. Lubi samotność, a cisza Izdebki dziwnie Ją nastraja. Czuje się wtenczas bliżej Boga, czuje, że dusza Jej młoda rozpływa się w takich chwilach w Bożej nieskończoności, że ginie w niej, jak to ziarenko piasku w falach wielkiego morza, które nieraz obserwuje ze stoku wzgórza, do którego przylepił się jak gniazdo jaskółcze, domek rodzicielski.
Toteż w chwilach takich modli się i czyta. Czyta księgę świętą narodu Swojego, pisma proroków, bo tam są skrystalizowane pragnienia i nadzieje Izraela.
Jakżeż szczęśliwą będzie ta niewiasta, która narodowi wyda Pomazańca Pańskiego - Mesjasza! Jakżeż Ją będzie wielbił tę wybrankę Bożą cały lud! - Takie chwile zastanawiania się i rozważania spraw ponad wiek dzieweczki poważnych, wyzłacały szare godziny powszedniego dnia młodziutkiej Miriam.
Czas nie stoi w miejscu, lecz szybko ucieka. Płyną godziny, dnie i lata. Rodzice już zgrzybiali podchodzą pod sam wieczór życia. Komuż zostawią opiekę nad swym skarbem po odejściu swoim do Ojców - patriarchów? A prawo nakazuje niewieście wejść w związki małżeńskie. Przecież każda niewiasta izraelitka może być ową przepowiedzianą przez proroka Izajasza wybranką narodu. Trzeba pomyśleć o tym, który będzie Jej legalnym mężem.
Mieszka w Nazarecie człowiek pracowity i uczciwy, Józef, cieśla z zawodu. On już nieraz uważał na Miriam, jak zresztą wszyscy w Nazarecie. Widział Ją przy pracy i przy zabawie i w czasie, kiedy w towarzystwie matki swej szła do synagogi, którą starzy przodkowie zbudowali w Nazarecie dla chwały Jehowy. Pewnego dnia, kiedy w warsztacie był mniejszy nawał pracy, wybiera się Józef do domu starego Joachima i prosi rodziców o rękę ich córki. Zgadzają się rodzice, bo znają Józefa z jak najlepszej strony. Następuje chwila zaręczyn, uroczystego zaprzysiężenia, zawarcia po pewnym czasie małżeństwa. Od chwili zaręczyn do chwili zawarcia małżeństwa upłynie jeszcze w myśl prawa - rok cały. Narzeczony będzie nadal pozostawał w domu swoim a narzeczona w domu swoich rodziców. Lecz już prawnie do siebie należą i danej przysięgi złamać im nie wolno.
Lecz rok, to, zwłaszcza dla starców, spory szmat czasu. W tym czasie wyniesiono też do grobu kamiennego starego ojca Joachima, a wnet potem i Matkę Annę. Miriam została sama w pustym domu, ufna tylko w pomoc Bożą, a Pan stał się nadzieją Jej. Teraz może jeszcze swobodniej spędzać czas na rozmowie z Bogiem i oddawać się temu, co Jej zawsze nadziemską sprawiało radość, czytaniu pisma.
Aż dnia jednego, kiedy dzieweczka pismo czytała i głęboko się nad nim zastanawiała, jasność niezwykła napełniła panieńską izdebkę i gość nieznany i niespodziewany stanął przed Nią. Nie bój się Miriam - od Boga przynoszę Ci posłanie: "Oto poczniesz i porodzisz syna i nazwiesz imię Jego Jezus". - "Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego". "A Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami". Kwiat Nazaretu przyjął w Siebie zarodek owocu. I stało się zbawienie wszemu plemieniu.
"Odtąd błogosławioną zwać mnie będą wszystkie narody". Kwiat Nazaretu, lilia Ezdrelonu zamieniły się na "różę mistyczną", która kwitnąć będzie w ogrodzie każdego ludzkiego serca, jako jego najcudowniejszy posiew i najcudowniejsza ozdoba.
Odtąd każdego roku, kiedy łąki się mają i kwiaty kwitną i ptaki swe pienia wesołe po lasach i gajach odprawują, wstępuje "Kwiat z Nazaretu" do ogródka każdej duszy i zasiewa nasienie kwiatów - cnót. I ty zaproś tę ogrodniczkę Bożą do siebie.
"Ukazały się kwiatki po ziemi naszej... przyszedł czas winnic obrzynania, glos synogarlic słyszan jest w ziemi naszej... figa wypuściła niedojrzałe figi swoje... winnice kwitnące wydały wonność swoją... wstań przyjaciółko moja, a przyjdź!"