Albert Vigneau, jeden z wybitnych masonów francuskich nadesłał ostatnio do zarządu organizacji księży, b. kombatantów następujący list:
Już od kilku miesięcy, mogę powiedzieć, od kilku lat, czułem się źle w atmosferze lóż masońskich. Byłem członkiem Wielkiej Loży Francji (obrządku szkockiego). Już od pierwszego roku mego należenia do masonerii byłem oszukany. Szybko zdałem sobie sprawę z tego, że masoneria nie była tym, co kłamliwie mówiono o niej kandydatowi, chcącemu do tego stowarzyszenia należeć, że masoneria jest stowarzyszeniem ludzi wolnych, dobrych obyczajów i o zdrowym sądzie, poszukujących poznania Prawdy we wszystkich dziedzinach: moralności, filozofii, nauki, ekonomii... Kłamstwo! Ja to mówię, ja stary mason, dawny dygnitarz swej loży, jest to kłamstwo. Warsztaty masońskie nie są miejscami, gdzie udziela się wtajemniczeń filozoficznych, gdzie urabiają ludzi godnych tego miana, obywateli świadomych i oświeconych, jak to masoni głoszą w swych publikacjach. Nie, w warsztatach, masońskich zajmują się wyłącznie intrygami politycznymi, antyklerykalnymi, laicyzmem w najgorszym sensie tego wyrazu, oraz... antymilitaryzmem, nazywają to oni "walką przeciw błędom, przeciw fikcjom".
Ojczyzna jest błędem; Bóg jest fikcją dla olbrzymiej większości wolnomularzy. Długi czas miałem nadzieję zreformowania tego skorumpowanego środowiska; próbowałem założyć lożę, gdzie otrzymywałoby wyższe wykształcenie oraz filozoficzne. Walczyłem wytrwale przeciw złej woli, jaka mnie otaczała; nie udało mi się - osiągnąłem to, że zyskałem licznych wrogów i, być może, jednego lub dwóch przyjaciół. W lożach zawsze zwalczałem ruch przeciwreligijny i antypatriotyczny, które uważałem za niesprawiedliwe i bardzo szkodliwe dla bezpieczeństwa kraju. W tym celu zarządzałem konferencje, które wywołały krzyk oburzenia w lożach.
Nie bytem antyklerykałem, nie byłem nieprzyjacielem katolicyzmu, nie tylko z racji ducha tolerancji, ale z przekonania; oraz - szczyt wszystkiego, byłem patriotą. Poza tym groziłem, o zbrodnio, bezlitośnie zdemaskować "braci", którzy mniej lub więcej wmieszani są w aferę Stawiskiego.
Do Rady Federalnej Wielkiej Loży Francji napłynęły przeciw mnie skargi. Chciano postawić mnie w stan oskarżenia. Ale dzień 6 lutego, który wzniecił strach w lożach, był przyczyną, że 18 II zebrał się nadzwyczajny konwent, na którym postanowiono wykluczyć lub zawiesić w prawach i czynnościach wszystkich "braci" należących do organizacji patriotycznych lub z nimi sympatyzujących, z racji naruszenia przez nich wszystkich prawideł i tradycji masonerii. Ja byłem jednym z takich, zatem loża względem patriotów stosuje rygory, których nie stosuje względem "braci" w rodzaju Stawiskiego. Jestem najpewniejszy, że "bracia" skompromitowani - nawet bardzo w aferze Stawiskiego, nie są bynajmniej usunięci z masonerii, lecz co najwyżej prowizorycznie uznani za "braci śpiących". Oto dlaczego z podniesioną głową, z wyzwolonym sumieniem wystąpiłem z wolnomularstwa.
Albert Vigneau, były mistrz Wielkiej Loży Francji