Nawrócenie - tajemnicą Maryi

Jak zostałem katolikiem

Wychowany w rodzinie lekarza, od lat najmłodszych interesowałem się zagadnieniem dobra i zła. Niestety, nigdy nie uczono mnie, że przecież wszelkie uczucie musi korzeniami sięgać do pewnego źródła, że musi istnieć spiritus movens (duch poruszający), kierujący rozwojem podstawowych pojęć moralności. Dla umysłowości małego dziecka wystarczyło całkowicie kryterium: Rodzice kazali i basta. Nie wolno tego, lub tego, bo to złe i brzydkie, tamto zaś dobre i ładne. Atmosfera pod rodzicielskim dachem była wprawdzie przepojona zasadami wysokiej moralności. Jednakże brak jej było opoki duchowej, o której powyżej wspomniałem. Ponieważ otaczano mnie piastunkami wyłącznie katolickimi, zacząłem nabierać zainteresowania do wiary katolickiej. Interesując się nawet jej zewnętrznymi przejawami, pytając, czemu wieże strzelają tak wysoko ku niebu i dlaczego Pana Boga nigdy nie można zobaczyć. A potem dalszy rozwój mego życia duchowego spoczął definitywnie w rękach Matki Najświętszej. Mimo, że w szkole uczono mnie religii protestanckiej, a kler luterański starał się przy każdej okazji podważyć autorytet Kościoła, zadałem sobie proste pytanie: Dlaczego moi katoliccy koledzy stanowią tak przytłaczającą większość? Czy nie jest to wyraźnym nakazem Bożym, że tak się wyrażę, prawem naturalnym, że prawdziwa wiara musi skupiać w swoich szeregach większość ludzi?

Przyszła wojna, ścigany nieludzko za pochodzenie "niearyjskie", w zupełnym rozłączeniu z rodzicami, będąc panem własnej woli, postanowiłem wstąpić na łono Prawdziwego Kościoła. Ułatwił mi to z narażeniem własnego świątobliwego życia przezacny proboszcz parafii Biały Kościół pod Krakowem, ks. mgr St. Proszak. A dalej wypadkami kierowała już Najwyższa Orędowniczka. Ratowała mnie Ona z tak nieprawdopodobnych sytuacji, tylekroć odwracała ode mnie kule gestapowskie, że tylko z poczucia prostej uczciwości, zamieniałem się niekiedy cały w jeden hymn dziękczynienia i wdzięczności dla Bożej Przewodniczki. Zacząłem studiować Ludwika Grignion de Montforta i innych czcicieli Matki Najświętszej. Bezmiar wciąż doznawanych od Niej łask, umacniał mnie stale w rosnącej coraz wierności u Jej tronu.

Wojna się skończyła. Dziś jestem wolnym człowiekiem. Jestem szczęśliwy, że na łamach poczytnego "Rycerza" mogę skierować apel do wszystkich ludzi dobrej woli: Tylko i tylko w Przeczystych Rękach Matki Najświętszej spoczywa los każdego z nas. Ją i tylko Ją należy wysuwać na Kierowniczkę wszystkich naszych poczynań. Kościół św[ięty] Wojujący, który potrafi przyciągnąć do siebie każdego, bez różnicy stanu i pochodzenia jest Kościołem prawdziwym. Łaski, za Jego pośrednictwem doznawane są jedyne i niepodzielne. Niech każdemu głęboko do serca trafią te słowa ex-protestanta, który dlatego został katolikiem, gdyż nim zostać musiał, gdyż było to wolą i tajemnicą Matki Bożej, której promień dotarł bez współudziału świata zewnętrznego i poprzez zapory serc zimnych i nieczułych do jednego młodego serca, aby skrzesać drzemiącego w nim Chrystusa i uczynić zeń jedno ze swych dzieci.