Nawrócenie Stanisława Przybyszewskiego

Do szeregów głównych literatów-konwertytów przybyło nowe wielkie imię. Stanisław Przybyszewski pojednał się z Bogiem i wrócił do praktyk Kościoła katolickiego. Długo błąkająca się po manowcach dusza znalazła wreszcie drogę do prawdy wiecznej.

Wybitny uczony katolicki, były redaktor "Przeglądu Powszechnego" O. Jan Pawelski, spowiednik Przybyszewskiego, który był narzędziem Beżem w nawróceniu pisarza, tak ujmuje historię nawrócenia:

Lat temu dwadzieścia kilka zetknąłem się po raz pierwszy ze Stanisławem Przybyszewskim. Nie osobiście, ale w literackiej polemice. Stał wtedy u szczytu sławy. Wrócił dopiero co do ojczyzny ze Skandynawii i Niemiec, mając za sobą cały szereg utworów, pisanych w języku niemieckim i rozgłośnych w niemieckiej literaturze.

Krakowski tygodnik "życie" był pierwszą widownią jego polskiej twórczości. Tam przygotowano mu uroczysty wjazd do Polski, tam ogłoszono po raz pierwszy u nas program "nagiej duszy", tam wystąpił Przybyszewski ze swoim "Confiteor".

Oczywiście, jak w takich razach bywa, twórczość ta niezwykła, prócz licznego chóru wielbicieli, wywołała także i opozycję. Rozpoczął ją dzisiejszy rektor uniwersytetu wileńskiego, Marian Zdziechowski, w dalszym szeregu stałem i ja. Napisałem dwie rozprawy: "Program nowej poezji polskiej" i "Zasady estetyczne w "Confiteor". Na zarzuty moje odpowiedział Przybyszewski tak spokojnie i łagodnie, że aż wywołało to zdziwienie. Sens odpowiedzi tkwił w tym, że niesłusznie napadam na "nagą duszę", bo "sztuka nagiej duszy obejmuje także i mistyczną poezję św. Teresy i innych katolickich pisarzy". Odpowiedź taka miała swoje ugruntowanie w pewnym ówczesnym prądzie umysłowym. Był to czas, w którym wracał do katolickiego Kościoła Huysmans, Bourget, Coppe, Brunetiere czas wielkich "nawróconych", stwarzających nowy kierunek neochrześcijański. Czyżby i Przybyszewski miał kiedyś powiększyć ten szereg? Hipoteza taka wydawała się wówczas poważnie nieuzasadnioną. A jednaki!

Oto kilka tygodni temu Stanisław Przybyszewski nawiązał ścisłą łączność z życiem i praktykami Kościoła katolickiego. Dawne polemiczne zatargi zamiast go odstraszyć, skierowały go ku mnie. W kilkakrotnej rozmowie zwierzył się ze stanu swej duszy przedemną, a oceniając doniosłość tej rzeczy, pozwolił podzielić się tą wiadomością ze szerszym ogółem.

I nie działo się to wszystko na łożu śmierci! Jest w pełni sił. Mam ufność, że zmiana ta znajdzie oddźwięk w dalszej twórczości znakomitego pisarza, któremu oby Bóg pozwolił długie jeszcze lata na chwałę Boga i ojczyzny pracować.

"Gł. Nar".


Maryja jest Matką grzeszników, chcących aię nawrócić, i niemożliwem jest dla Niej, aby nie ulitowała się nad nieszczęściem swych dzieci, albo raczej aby takowego nie odczuła jakby własne nieszczęście.

Św. Alfons Liguori